Wpis z mikrobloga

120 zł za przeciętność i Porsche na parkingu.

Wchodzisz do knajpy. Nie do fine diningu, gdzie kelnerzy mają białe rękawiczki, a rachunek jest większy niż twoja pensja, ale też nie do budki z kebabem, gdzie jedzenie dostajesz w trzy minuty, a potem trzy godziny zastanawiasz się, czy to była dobra decyzja. To klasyczne średnie gastro.

Miejsce, które nie ma aspiracji, ale powinno przynajmniej serwować coś, co nie wywołuje egzystencjalnych pytań o sens wydawania pieniędzy. Miejsce, gdzie siadasz, otwierasz menu i doznajesz lekkiego szoku termicznego, widząc burgera za 59 zł, makaron za 62 i schabowego za 68. P--o 22 zł, lemoniada 18, a jeśli chcesz wodę, to za 15 zł dostaniesz szklaną butelkę, żebyś czuł, że wydajesz pieniądze na coś prestiżowego.

Przez moment zastanawiasz się, czy w tej cenie dostaniesz przynajmniej darmowy masaż karku albo pogadankę o filozofii kuchni fusion, ale nie – dostaniesz dokładnie to, co w każdym innym średnim gastro. Czyli coś, co jest jedzeniem, ale nie jest doświadczeniem.

Nie jest złe, nie jest dobre. Jest przeciętne.
I to właśnie jest największe osiągnięcie współczesnej gastronomii – wmówienie ludziom, że przeciętność jest czymś, za co warto zapłacić absurdalne pieniądze.

Jeszcze kilka lat temu za tę samą cenę jadłeś w restauracjach, które faktycznie starały się robić coś dobrze. Dziś dostajesz odgrzaną historię bylejakości, polaną sosem z hurtowni. Bo właściciel knajpy wie, że nie musi robić nic lepszego. Wystarczy, że powie ci magiczne zdanie: „Wie pan, wszystko drożeje…”
I nagle temat zamknięty.

Prąd jest droższy, składniki są droższe, podatki są wyższe, inflacja szaleje. I ty to łykasz, bo przecież wszędzie tak mówią. Kiwasz głową, bierzesz tego burgera za 59 zł i myślisz, że to po prostu nowe realia.
A potem wychodzisz na parking i widzisz właściciela knajpy w nowym Porsche.

I wtedy zaczynasz się zastanawiać, czy aby na pewno chodzi o prąd.
Bo tak, rachunki są wyższe, ale czy na pewno to jest powód, dla którego twój makaron kosztuje dwa razy więcej niż 3 lata temu? Czy może raczej chodzi o to, że restauracja przestała być miejscem, gdzie ludzie chcą dobrze zjeść, a stała się funduszem inwestycyjnym, który każdego roku musi zarabiać więcej?

Nie chodzi o to, żeby klienci byli zadowoleni. Chodzi o to, żeby słupki w Excelu szły w górę. Każdego roku.

Wszystko musi się zgadzać – marża na jedzeniu, na napojach, na każdym dodatkowym składniku. Jeśli w zeszłym roku makaron kosztował 50 zł, a w tym 60, to znaczy, że biznes rośnie. Jeśli w zeszłym roku lokal zarobił 300 tysięcy, to w tym musi zarobić 400, bo inaczej to porażka.

I nagle okazuje się, że wcale nie chodzi o to, żeby restauracja przetrwała. Ona ma rosnąć. I to twój problem, jeśli nie chcesz płacić więcej.

Co z tego, że składniki wcale nie są lepsze? Co z tego, że kuchnia nie robi nic nowego? Co z tego, że to, co dostajesz na talerzu, to dokładnie to samo, co pięć lat temu, tylko droższe? Dopóki płacisz, wszystko jest w porządku.

I tak oto docieramy do momentu, w którym wszyscy zaczęliśmy akceptować drożyznę jako coś normalnego. Przestaliśmy się buntować, bo ceny w knajpach rosną wszędzie. Bo co mamy zrobić? Nie przychodzić?

Nie przychodzić to nie opcja.
Czasem nie chce ci się gotować. Czasem chcesz się spotkać ze znajomymi. Czasem po prostu masz ochotę wyjść z domu i zjeść coś innego niż makaron z serem, który robisz na autopilocie. I wtedy wracasz do średniego gastro, bierzesz tego burgera, myślisz „może być”, płacisz 160 zł za obiad dla dwóch osób i wracasz do domu z lekkim poczuciem, że coś tu nie gra.
I potem, za tydzień, robisz to znowu.

A właściciel restauracji?
Właściciel właśnie zastanawia się, czy kolejne auto wziąć w kolorze czarnym, czy może jednak białym.

Czerwona kartka dla polskiego gastro.

#gastronomia
#biznes
CzerwonaKartka - 120 zł za przeciętność i Porsche na parkingu. 

Wchodzisz do knajpy....

źródło: 9A87D210-4104-4624-B6F1-7374C8276A29

Pobierz
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@CzerwonaKartka: Nie chodzisz do przeciętnych knajp, tylko do barów. Mlecznych czy nie mlecznych, wszelkich przystacyjnych "jadeł" i innych takich. Oni mają małe menu, większość rzeczy jest robiona na bieżąco no i robią może nie wykwintne czy wyszukane, ale tanie i smaczne jedzenie. Chociaż fakt, raczej kotleta czy zrazy niż burgera czy makaron.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłem w restauracji czy knajpie o "średnim" poziomie. Jak już mam wydawać hajs
  • Odpowiedz
@CzerwonaKartka: Na gastro zawsze przycinali, problem jest troche bardziej skomplikowany. Wszystko jest drozsze, podrozalo po covidzie i wysokiej inflacji. Zobacz sobie, jak podrozalo w USA na przyklad - takl mcdonald w 10lat podniosl ceny czterokrotnie tam. Tylko roznica jest taka, ze u nas jak raz podrozeje, to juz tak zostaje i nic nie tanieje, nawet jezeli na globalnych rynkach ceny ida w dol. No i masz nadmuchane ceny produktow, co
  • Odpowiedz
@pasta_alla_carbonara: no bo to jest luksus jak nawet przy zarobkach 12-13k netto regularnie niemal codzienne latanie po knajpach byłoby aż nadto widocznym kosztem, mamy po prostu problem z p0lacką pazerną mentalnością i kulturą dymania klientów
  • Odpowiedz