Aktywne Wpisy
EmDeCe +664
#majtczak
Ukrywający się w Dubaju Sebastian Majtczak żąda usunięcia z Wyborczej.pl tekstów, gdzie jest określany jako sprawca tragedii, w której przed rokiem zginęła trzyosobowa rodzina. Chce też 150 tys. zł zadośćuczynienia za "naruszenie jego dóbr osobistych".
Tippler +265
W latach 90.
Badam sytuację. Atmosfera wydaje się fajna – taka intymna. Jest cicho, dość ciemno, przytulnie, w powietrzu namacalnie niemal czuć skupienie i koncentrację. Kasia pyta, czy ktoś jest na zajęciach po raz pierwszy. Zgłaszam się – ponownie, jako jedyny. Kasia uprzejmie kiwa głową i wraca do niespiesznego rozkładania maty. Inne dziewczyny robią to samo, więc i ja rozkładam swoją. W ciszy. W pomieszczeniu jest tak, kurde, eterycznie. Nie wiem, czy tak można powiedzieć i co do końca znaczy, ale totalnie jest eterycznie. Jest klimat w każdym razie – czuję, że będzie dobrze.
Zaczynamy. Jedyną odzywającą się osobą jest Kasia, a głos, którym się posługuje, nie mógłby być odpowiedniejszy – ciepły, cichy, intensywny, balansujący na granicy szeptu i mruknięcia, z takim jakby zawieszonym wielokropkiem na końcu („oddychaj głęboko...”; „doskonale... teraz wszyscy ręce w stronę słońca...”). Zaczynamy od rzeczy prostych - wyciąg nogę, przytrzym rękę, oddychaj – po czym powtarzamy. I powtarzamy. I powtarzamy. Idzie mi coraz lepiej, rozluźniam się, pozwalam głosowi Kasi wejść coraz głębiej i głębiej. Z początku ciężko jest mi się stuprocentowo skupić, bo nie jestem przyzwyczajony do niektórych z jogińskich haseł – jak Kasia przy jednej z pozycji zaintonowała swoim intymnym mrukoszeptem, żeby teraz oddychać piętami, to mój mózg trochę zbrechtał – ale generalnie zanurzam się, wtapiam coraz głębiej i jest fajnie. Mam równy oddech, zamknięte oczy, rozciągam się.
Mijają powolne, zrelaksowane minuty. „Kurde, podoba mi się to” – myślę cichutko. Niespiesznie, płynnie przechodzimy do coraz to fajniejszych pozycji – pies z głową w dół, pies z głową w górę, jakieś jeszcze – aż w końcu dochodzimy do pozycji drzewa (chyba), czyli jedna noga tak jakby na skos oparta na drugiej, głowa do góry, ręce do góry, skupienie. Tak o: http://bit.ly/YFgAaQ. Tak stoimy. Jeden oddech, drugi, trzeci. Stoję, oddycham, zamknięte oczy, pełen relaks.
I nagle, w tej doskonałej, pełnej spokojnego napięcia i koncentracji ciszy słychać intymny, ale intensywny szept Kasi:
- bardzo dobrze... doskonale... a teraz co odważniejsze schodzą do kija...
Zdrętwiałem.
Znacie to uczucie, kiedy w ciągu sekundy przebiega Wam przez głowę tysiące myśli? No. To ten moment. Jak to do kija? Może jestem gburem i ignorantem, ale jako, jakby nie patrzeć, jedyny posiadacz kija w pomieszczeniu poczułem się cokolwiek nieswój. WTF? Co to za typ jogi? Czy ja czegoś nie doczytałem? Co się teraz stanie? Zejdą, nie zejdą? Odważne? Tak w centrum Warszawy? Stać w tym k---a drzewie, czy interweniować? Otwierać oczy? Co z kijem? Przecież my się nawet nie znamy, k---a, co to za komenda? I w ogóle KIJA? On ma imię, hello?
No bo skąd miałem wiedzieć, że kij to taka pozycja w jodze, która jest wymagająca fizycznie, stąd Kasia poczuła się w obowiązku nie narzucać go wszystkim? Skąd? Dedukcja? Jak ktoś wyskakuje z szeptem o schodzeniu do kija, dedukcja?
Ze wszystkich sił starałem się opanować – otworzyłem oczy, spojrzałem w podłogę, zagryzłem wargę i walczyłem sam ze sobą – ale nie wytrzymałem i parsknąłem. W miarę cicho, fakt, ale w tamtych okolicznościach było to jednak na tyle głośne, że wszystkie dziewczyny z Kasią na czele się na mnie spojrzały.
I teraz one na mnie, ja na nie, one na mnie, ja na nie, ja nie wytrzymuję, brechtam, one po sobie i widzę, że w co poniektórych oczach pojawia się błysk zrozumienia, dlaczego samiec się śmieje i jak na co poniektóre lica zaczynają wkradać się uśmiechy.
Tak, czy inaczej – pozbieraliśmy się wszyscy, ja skinąłem głową, że sorry, do kija zeszliśmy sobie wspólnie parę razy i było spoko, ale do końca zajęć klimatu spokojnej koncentracji już jakby się nie udało przywrócić.
Ot, ciekawostka.
#coolstory #niemoje