Wpis z mikrobloga

Wczoraj mój przyjaciel popełnił s---------o. Od pewnego czasu zmagał się z depresją, ciął się już jako nastolatek, później było raz lepiej, raz gorzej. Znamy się od roku, odkąd przeprowadził się do mojego miasta i zaczęliśmy razem pracować. Nie miał tu rodziny, znajomi tylko z pracy, szukał dziewczyny ale nie znalazł nikogo na stałe. Wiem, że czuł się bardzo samotny. Dużo rozmawialiśmy w pracy, trochę pisaliśmy poza nią.

Zwierzał mi się jakoś przed świętami, że ma myśli samobójcze. Wysłałam go do psychiatry, umówił się, ale czas oczekiwania na termin był dość długi. Chodził na terapię od kilku miesięcy, ale mówił że nic z niej nie wynosi, a terapeutka tylko ogląda jego życie jak serial. Nawet starał się przygotowywać do sesji tak, żeby jego opowieści z tygodnia brzmiały dla niej bardziej ekscytująco. W styczniu powiedział mi że podjął próbę, chciał upuścić sobie krew, ale tylko zrobiło mu się słabo i stwierdził, że to nie ma sensu. Powiedział, że kupił sobie linę w Castoramie i oglądał filmiki instruktażowe na youtubie, jak dobrać długość do masy ciała. Próbowałam go umówić gdzieś na cito do psychiatry, ale prywatnie nie było terminów. Znalazłam mu ośrodek interwencji kryzysowej na jego osiedlu, prosiłam żeby tam poszedł kiedy poczuje się źle. Proponowałam nawet żeby się zgłosił do szpitala psychiatrycznego. Powiedział że już blisko do jego umówionej wizyty, że da radę. Poszedł na nią, dostał leki, zaczął je brać. Cośtam mu pomagały, ale nie było jeszcze diametralnej poprawy, brał je dopiero 2 tygodnie. Zaczął trochę chodzić na siłownię, wrócił do grania na gitarze.

Jeszcze dzień wcześniej widzieliśmy się w pracy, wydawał się być w dobrym humorze. Pod koniec dnia żalił mi się na ból istnienia, że są dobre chwile w ciągu dnia, ale poza nimi wciąż czuje ze wszytsko jest bezsensu, pocieszałam go że niedługo leki zaczną mu działać, próbowałam zachęcić go żeby skupił się na tych dobrych momentach. Miałam poczucie, że wychodząc z pracy był ukojony, przytuliliśmy się. Napisał mi nawet potem po pracy wiadomość „dzięki za rozmowę, pomogło mi :)”. To uśpiło moją czujność, nie pisałam już do niego wieczorem, zajęłam się dziećmi i poszłam spać.

Napisałam następnego dnia o 7 rano jak się czuje i czy ma dziś trening, ale nie odpisał mi. Później jeszcze ok 10 zobaczyłam na firmowym komunikatorze, że nadal jest offline. Napisałam jeszcze jednego smsa żeby dał znać że żyje. Zapytałam naszą szefową czy może wziął urlop, ale powiedziała że nie, sama też nie mogła się z nim skontaktować. Dzwoniłam i nie odbierał telefonu. Ok. 12 stwierdziłam, że pojadę do jego mieszkania. Domofonu nikt nie odbierał, zaczęłam dzwonić po sąsiadach, w końcu ktoś mnie wpuścił. Dzwoniłam, pukałam, waliłam w drzwi, nie otwierał, zadzwoniłam do niego i usłyszałam dzwonek jego telefonu w mieszkaniu. Zadzwoniłam na 112.

Szybko przyjechała policja i straż pożarna, ale karetki nawet nie wysłali, bo chyba myśleli że panikuję. Ale rozcięli kłódkę w kracie na balkonie (parter), weszli przez okno i znaleźli go. Powiesił się. Na tej linie z castoramy. Otworzyli drzwi od wewnątrz, ja stałam cały czas na klatce, nie wpuszczali mnie do środka, ale wchodzili, wychodzili i widziałam prze uchylone drzwi jak leży na podłodze w przedpokoju, po tym jak go zdjęli. Słyszałam jak mówią, że jest już sztywny i że nie ma co ratować, nie wezwali pogotowia. Kazali mi poczekać na przyjazd lekarza medycyny sądowej i prokuratora, bo będą chcieli jeszcze ode mnie zebrać zeznania. Wszyscy pytali mnie, ile miał lat - policjanci, strażacy, lekarz. Miał tylko 28.

Zbadali zwłoki, potem przyjechała lokalna policjantka z kolegą i robiła oględziny miejsca zdarzenia. Ja czekałam cały czas przed drzwiami mieszkania, była już chyba 16. Potem zabrali jego ciało już zapakowane w czarny worek, a mnie policjantka zaprosiła do środka żeby zebrać moje zeznania. To było najgorsze, byłam u niego tylko raz na jakiejś domówce ze dwa miesiące temu, ale myślałam że zaraz zemdleję, kiedy stanęłam pośród jego rzeczy. Miałam dziwną ochotę coś stamtąd ukraść na pamiątkę. Policjantka zobaczyła, że się rozglądam i powiedziała, że nie mogę nic stąd zabrać. Powąchałam koc, który leżał na kanapie. Pachniał nim. Zostawił dokumenty na stole, służbowego laptopa zapakował i położył na wierzchu, telefon miał odblokowany ekran, był podłączony do power banka i grała na nim muzyka. Policjanci stwierdzili, że nie będą jej wyłączać, żeby ekran się nie zablokował. Jego black metalowa playlista, którą znałam dobrze, grała nam cały czas podczas składania zeznań.

Cały czas zastanawiam się, czy mogłam zrobić cos więcej, coś inaczej. Wiem że bal się, że długo do nikt nie znajdzie, więc chociaż tyle dla niego zrobiłam na koniec. Nie byłam w stanie być przy nim 24 godziny na dobę, mam swoją rodzinę i zobowiązania, a wiem że najgorsze były dla niego noce. Samotność to straszna chujnia.

#depresja #przegryw #zalesie
  • 107
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@ratty: Sam byłem w sytuacji gdzie zastanawiałem czy można było zrobić coś więcej - i zrobiłaś na tyle, na ile mogłaś sobie pozwolić, nie ma co szukać winy u siebie. I radę mam jedną - porozmawiaj z kimś o tym, im wcześniej tym lepiej, bo później to się tylko kotłuje i jątrzy bardziej.
  • Odpowiedz
brał je dopiero 2 tygodnie


@ratty: To jest kluczowa informacja. Leki zwykle zaczynają działać po takim czasie ale te pierwsze 2-4 tygodnie są kluczowe z takiego powodu że po tym czasie już motywują człowieka do działania ale jeszcze nie pomagają w pełni i jak osoba leczona nie jest pod kontrolą to może zdarzyć się coś takiego że w końcu podejmie działanie które wcześniej planował - samobój. Powinien o tym informować
  • Odpowiedz
mam swoją rodzinę i zobowiązania


@ratty: sama masz rodzinę i nawet nie wspomniałaś o myśli żeby pomóc mu kogoś poznać czy w ogóle skupić się na rozwiązaniu problemu a nie zmianie jego uczuć wbrew odczuwanej przez niego rzeczywistości. Faceci tak nie działają, leki mają być sposobem na przeżycie by osiągnąć życiowe cele a nie na dalsze ciągnięcie swojego żywota bez powodu,

Zwykły chłop ma się gaslightować farmakologicznie że samotność jest
  • Odpowiedz
@cabis sam chciałem o tym wspomnieć, ale mnie ubiegles. Generalnie jak tego typu leki zaczynają działać (a zanim tak będzie to trwa to ok 4 tygodni, raz mniej, raz więcej, ale tak się przyjęło uśrednać) to różnie bywa, nieraz następują duże wahania nastrojów, a nawet czasowe pogorszenie samopoczucia także jest to czas w którym lekarz powinien otoczyć pacjenta dodatkowym zainteresowaniem.
  • Odpowiedz
@cabis jeżeli miał myśli magiczne od wielu wielu lat i próby, to czy tablety nagle by skutecznie zadziałały? Chłop z opisu był sukcesywnie niszczony przez całe życie, więc teraz nagle miałoby się to wszystko odmienić? Dostał pewnie wylosowane ssri i to wszystko. 250 złotych poproszę.
  • Odpowiedz