Wpis z mikrobloga

Akcja w Magdalence

W nocy z 5 na 6 marca 2003 roku, miała miejsce największa s---------a bandytów z polską policją w XXI wieku. Życie straciło dwóch świetnych policjantów, a 17 innych zostało rannych, wielu ciężko. Z całą pewnością akcja ta przyczyniła się do wielu zmian na lepsze ale czy musiało to kosztować życie i zdrowiefunkcjonariuszy?

Gang „Mutantów”
Grupa powstała czy raczej wyodrębniła się pod koniec lat 90-tych. Zrzeszała młodsze pokolenie czołowych stołecznych zawodowych bandytów; morderców porywaczy oraz złodziei samochodów. Początkowo liderzy tego gangu działali jako zbrojne ramie grupy markowskiej. Do rozłamu doszło w sierpniu 2000 roku kiedy to Robert Cieślak "Cieluś" oraz Jerzy Wojciech Brodowski vel Szuryga "Mutant" lub "Jurij" postanowili bez wiedzy Andrzej Cz. "Kikira" porwać dla okupu syna Wyszkowskiego biznesmena. Postanowili przejąć wpływy grupy markowskiej, byli bezwzględni i bardzo brutalni. Zajmowali się kradzieżą tirów, handlem narkotykami, morderstwami na zlecenie, porwaniami.

Morderstwo w Parolach
W marcu 2002 roku na drodze pod Piasecznem członkowie grupy „mutantów” rabują tira wyładowanego telewizorami plazmowymi. Towar jest wart około miliona złotych, bandyci postanawiają tymczasowo ukryć swój łup na posesji we wsi Parole, niedaleko Nadarzyna.
Dzień później skradzioną ciężarówkę odkrywają policjanci z Piaseczna na podstawie donosu sąsiada. Na miejsce przyjeżdżają razem ze swoim naczelnikiem podkomisarzem Mirosławem Żakiem i przez pół dnia spisują numery seryjne odzyskanego sprzętu do protokołu. Późnym popołudnie na posesję wjeżdża kilka samochodów osobowych. Wysiadają z nich członkowie gangu.

Uzbrojeni w karabiny maszynowe i przekonani, że do ich towaru dobrała się konkurencja, bez ostrzeżenia podbiegają w stronę nieumundurowanych funkcjonariuszy. Ci krzyczą "jesteśmy z policji" ale gangsterzy prawdopodobnie im nie wierzą i odpowiadają "a my k---a nie, hahaha". Otwierają ogień z broni automatycznej. Policjanci próbowali wzywać przez radio pomoc, lecz urządzenie okazało się wadliwe. Podczas strzelaniny śmierć na miejscu poniósł podkomisarz Żak, który tego feralnego dnia nie miał przy sobie nawet służbowej broni.
Pomoc ostatecznie przybywa, gdy wzywają ją okoliczni mieszkańcy. Gangsterzy odjeżdżają z miejsca strzelaniny. Zorganizowano pościg ale okazał on się nieskuteczny, gdyż w dwóch radiowozach zabrakło paliwa. To wydarzenie jest szokiem dla policjantów w całym kraju, nigdy jeszcze nie zaatakowano oddziału policji w sposób tak otwarty. "To jest Meksyk, tak nie może być" - stwierdza komendant główny policji.

W Komendzie Stołecznej Policji w Warszawie powołano specjalną grupę, która miała jedno zadanie – złapać wszystkich gangsterów biorących udział w tej strzelaninie. Zaczęła się wielka obława, podczas której w ciągu dziesięciu miesięcy od strzelaniny w Parolach policjanci zatrzymują 19 członków grupy, którzy brali udział w tamtych tragicznych wydarzeniach.

Magdalenka
Na liście pozostaje wtedy dwóch ważnych gangsterów z „Grupy Mutantów”. To Igor Pikus i Robert Cieślak. Pierwszy z nich to poszukiwany międzynarodowym listem gończym Białorusin, który w przeszłości służył w Specnazie. Drugi z nich na swoim koncie miał zabójstwa, napady rabunkowe oraz porwania dla okupu. Rozpoczyna się polowanie, na które jak się okazało, policjanci nie byli do końca gotowi. Namierzenie tej dwójki nie było łatwe, o czym najlepiej świadczą słowa Wojciecha Majera, byłego antyterrorysty: „Od dłuższego czasu jeździliśmy za nimi po całej Polsce. Problem w tym, że za każdym razem, kiedy pojawialiśmy się pod wskazanym adresem, to okazywało się, że oni już stamtąd zdążyli się ewakuować. Po prostu cały czas zmieniali swoje pozycje.” Gang mokotowski niemal napewno miał wtedy swoich ludzi w policji.

Do kolejnej tragicznej sytuacji dochodzi w styczniu 2003 roku.
W centrum Ursynowa policjanci zatrzymują dwa samochody, w których znajdują się gangsterzy powiązani z gangiem „Mutantów”. Kiedy podchodzą do jednego z nich, niespodziewanie pada strzał. To były antyterrorysta, a wówczas jeden z ważniejszych gangsterów w grupie Krzysztof M., pseudonim „Fragles”, strzela do policjantów przez przednią szybę.
Kula mija jednak funkcjonariuszy. Dochodzi do wymiany ognia na ulicy,
która tym razem kończy się śmiercią bandytów – „Fraglesa” i jego kolegi Piotra R.
– Dobry policjant to żywy policjant – mówi dzień później do uczestników
akcji na Ursynowie premier Leszek Miller. Rada ministrów przekazuje też znaczne środki na nowe etaty i lepszy sprzęt we wszystkich wydziałach do zwalczania terroru kryminalnego. Jednak procedury trwają a bandytów trzeba znaleźć bezzwłocznie.

Dopiero na początku marca 2003 roku, policjantom udaje się ich namierzyć. Okazuje się, że Pikus z Cieślakiem wynajmują willę w podwarszawskiej Magdalence. Bandyci z pozoru niewinny domek, przekształcili w prawdziwą twierdzę, założyli liczne pułapki, miny, granaty, improwizowane b---y.

Jeden z funkcjonariuszy tak opisał to zdarzenie w swojej notatce
służbowej:
W dniu 4 marca 2003 roku wspólnie z kierownikiem sekcji Mariuszem C. udałem się do miejscowości Magdalenka koło Warszawy, w celu ustalenia miejsca ukrywania się poszukiwanych listami gończymi Roberta Cieślaka i Igora Pikusa, obywatela Białorusi.
Na miejscu przeprowadziliśmy rozmowę z jednym z mieszkańców Magdalenki, który powiedział, że posesja nr 11 przy ul. Krańcowej jest wynajmowana przez kilku mężczyzn. Na posesji tej widział kilku mężczyzn i kobietę oraz dwa psy rasy bulterier.
Następnie udaliśmy się pod wskazaną posesję, w celu dokonania jej rozpoznania. (..) Na posesji znajduje się betonowy dom wolnostojący, jednopiętrowy z poddaszem i przyłączonym garażem. Okna z posesji wychodzą na wszystkie strony. W trakcie krótkotrwałej obserwacji potwierdzono, że na posesji znajduje się bulterier i owczarek niemiecki.
Następnie, przejeżdżając w pobliżu samochodem, zauważyliśmy mężczyznę, ubranego w jasną kurtkę z kapturem i jasne dżinsy idącego ulicą Krańcową wraz z psem, którego rozpoznaliśmy jako Igora Pikusa. Nie podejmowaliśmy działań z powodu uniknięcia dekonspiracji, która uniemożliwiałaby zatrzymanie Roberta Cieślaka.


-

Pierwszą koncepcją było unieszkodliwienie bandytów z dystansu. Wszystko miało się odbyć sterylnie, strzelcy wyborowi mieli zdjąć meżczyzn ze znacznej odległości, bez wchodzenia w bezpośrednią konfrontacje.

Jarosław „Turecki”, były antyterrorysta:
Co poszło nie tak? Cały plan spalił na panewce, gdyż nasi strzelcy wyborowi w strojach maskujących poszli założyć posterunek obserwacyjny od strony lasu i... wykrył ich jakiś straszy pan, 80-lat, który spacerował tam.
Zaczął się do nich drzeć: „Hej, wy, złodzieje! Okradacie tu domy?” "Bandyci, bandyci!". Coś w tym stylu. Złapał jakiegoś kija i zaczął jednego snajpera okładać nim po plecach, wtedy dziadka delikatnie spacyfikowali. No ale narobił rumoru, hałasu i zapadła decyzja, że nie robimy akcji, a strzelców wycofano.

W sumie to nie pamiętam do końca, dlaczego ich odwołano. Może „zlecki” [zleceniodawcy] ze „stołecznej” nie były pewne, że Pikus i Cieślak są w budynku i bali się, że spalimy robotę, a oni znowu uciekną? W każdym razie my już byliśmy gotowi, ale odesłali nas do domu i kolejnymiprzygotowaniami zajęła się inna ekipa. To ona przeprowadziła potem atak.


Do Magdalenki szturmowcy AT przybyli po jakichś trzydziestu minutach. Gdy upewnili się, że w budynku nikt nie daje oznak życia, a więc że Pikus i Cieślak prawdopodobnie smacznie śpią, sformowano kolumnę.
Jak się okaże potem, to było błędne założenie. Bandyci od dawna widzieli przygotowania do szturmu i byli na niego przygotowani.

Czterdzieści dwie minuty po północy antyterroryści podeszli pod posesję. Wcześniej zostali podzieleni
na dwie grupy szturmowe, A oraz B. Pierwsza przeskoczyła przez ogrodzenie
i przedostała się pod główne wejście od ulicy Krańcowej. Druga staranowała bramkę od sąsiedniej ulicy Środkowej i próbowała wejść do budynku przez boczne drzwi. Tylko, że zamiast na drzwi, natrafiła na... ścianę.

Szybko się okazało, że opis budynku, który analizowano podczas odprawy, jest kompletnie błędny. Ktoś sie pomylił i dostarczył grupie plan innego budynku.
Członkowie grupy B musieli improwizować. Przemieścili się w kierunku głównego wejścia i dołączyli do grupy A. W końcu wszyscy znaleźli się w jednym miejscu, zbici w ludzką masę przed głównym wejściem. Ktoś usłował otworzyć drzwi ale były zamknięte.
W pewnym momencie usłyszeli, że wewnątrz domu jeden z przestępców energicznie wbiega po schodach do
góry. Wtedy nastąpił pierwszy potężny wybuch, dokładnie pod antyterrorystami.

00.44.
Rozmowa między dyżurnym operacyjnym policji a Grażyną
Biskupską – naczelniczką Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym
Komendy Stołecznej Policji
Grażyna Biskupska: Szybciutko, karetkę. Magdalenka, [ulica]
Krańcowa.
Dyżurny operacyjny: Już piszemy.
Grażyna Biskupska: Krańcowa 11. Dwie karetki, szybciutko,
natychmiast, rzucili granat! Tam prawdopodobnie policjanci z AT mogą być
ranni. Natychmiast!

00.47. Rozmowa między dyżurnym operacyjnym policji a Grażyną
Biskupską
Grażyna Biskupska: Posłuchaj, pilnie parę karetek. Dużo. Ile mają. Tam jest
normalnie regularna bitwa, wymiana ognia. Granaty były użyte ze strony
bandytów.
Dyżurny operacyjny: Rozumiem. Przyjął.
Grażyna Biskupska: Dużo karetek. Uruchamiaj przez oficera miasta,
kilkanaście [karetek].
Dyżurny operacyjny: Kilkanaście karetek.
Grażyna Biskupska: Do Magdalenki natychmiast!

Pierwsza b---a pozostawiona przez Pikusa i Cieślaka wybuchła tuż przy wejściu do budynku. Unieszkodliwiła i raniła dziewiętnastu funkcjonariuszy. Najcięższe rany odnieśli podkomisarz Dariusz Marciniak i dowodzący akcją komisarz Marian Szczucki. Bandyci przygotowali też drugą, mocniejszą b---ę, ale wskutek błędów ta nie uległa detonacji. Gdyby stało się inaczej, większośc oddziału by poległa.
Funkcjonariusze zostali zmuszeni do odwrotu w kierunku zaparkowanych przy posesji samochodów. Równocześnie Pikus z Cieślakiem wyłonili się z okna budynku i zaczęli prowadzić ostrzał. Mieli na sobie kamizelki kuloodporne i maski przeciwgazowe. Dysponowali też nowoczesnym noktowizorem a pod ręką mieli kilkadziesiąt sztuk broni, całe skrzynie amunicji i granaty.

W tym czasie Dariusz Marciniak, nazywany przez kolegów „Kaczorem”, i Marian Szczucki, pseudonim „Maniek”, walczyli o życie.
Obu lżej ranni koledzy próbowali odciągnąć i schować za ustawionymi przy posesji samochodami. „Kaczor” został pod ostrzałem zawleczony za policyjnego land rovera, który wcześniej posłużył do staranowania bramy. Krzyczał, że dostał w obie nogi ale go nie bolą. Był w szoku, poniżej kostek miał głównie strzępki skóry. Koledzy, też ranni i znajdujący się pod ostrzałem bandytów, obiecywali natychmiastową pomoc.

Jeden z nich chwilę później dotarł do „Kaczora”, zdjął mu nagolennik i zauważył, że z nóg tryska krew. Gdy próbował osłonić ranę opatrunkiem i założyć stazę, tuż obok nich wybuchł granat. Jego odrzuciło na kilka metrów, a „Kaczor” został trafiony ponownie. Wybuch wyrwał Marciniakowi część podudzia i pośladka. Zaczął krwawić jeszcze mocniej z rozerwanej tętnicy udowej.

Dopiero wtedy, już po rozpoczęciu akcji, na miejsce zaczęły podjeżdżać karetki. Ówczesne przepisy prawa nie regulowały tej kwestii. Policyjni antyterroryści zawsze mieli za zadanie powstrzymywać swoich
przeciwników bezkrwawo – i zwykle to się udawało. Nie było potrzeby, by za każdym razem ich realizacjom towarzyszyło pogotowie.
Ale wówczas w Magdalence, gdyby opieka medyczna była pod ręką, szanse na
uratowanie „Kaczora” byłyby większe.
Policjant leżał zakrwawiony wśród kolegów, wyczekując na pomoc. Karetki w końcu dotarły na miejsce, ale nie mogły podjechać pod samą posesję. Ryzyko było zbyt duże, gdyż bandyci ciągle prowadzili wściekły
ostrzał. Sytuacja stała się dramatyczna.
Koledzy podjęli decyzję, że spróbują o własnych siłach, pod osłoną tarcz kuloodpornych przeciągnąć go w kierunku karetek. Od ambulansów dzieliło ich około dwustu metrów. Ale „Kaczor” nie miał już szans na
przeżycie. Wykrwawił się w połowie drogi w objęciach kolegów.

„Maniek” walczył o życie jeszcze przez tydzień. Tuż po wybuchu b---y był przytomny i chciał porozmawiać telefonicznie z żoną. Wkrótce został przewieziony do szpitala. W głowę trafił go tylko jeden odłamek – gruba śruba wsadzona wcześniej przez Pikusa i Cieślaka do b---y. Niestety, lekarze nie zdołali uratować policjanta

Jarosław „Turecki” tamtą feralną noc wspomina tymi słowami:
„O tym, jak bardzo są niebezpieczni, wiedzieliśmy jeszcze przed Magdalenką. Czy nas tam zaskoczyli? Mimo wszystko tak. Podłożyli ładunki wybuchowe na drodze podejścia na sposób wojskowy, co do tej pory się jednak nie zdarzało. Później prezentacje o akcji w Magdalence pokazywaliśmy innym chłopakom zza granicy i na tym przykładzie uczyli się wszyscy. Bo w Europie to był ewenement.”

S---------a trwała długo. Czasami przestępcy udawali że chcą się poddać. Rzucali w strone antyterrorystów jakiegoś glocka bez amunicji, po czym gdy funkcjonariusz wychylał się aby zabezpieczyć b--ń dostawał serie z AK-47.
Około 1:30 policjantom zaczeła kończyć się amunicja. Nikt nie przewidział że bitwa z bandytami potrwa tak długo. Grażyna Biskupska usiłowała sciągnąć zaopatrzenie ale w rezerwie nie było żadnych jednostek.
W efekcie do Magdalenki amunicje dowozili przerażeni funkcjonariusze Wydziału Ruchu Drogowego, bo tylko oni byli dostępni.
Niedługo przed 2 w nocy na miejsce dotarł jedyny sprawny wóz pancerny typu BTR. Niestety, policja nie miała planu ani pomysłu jak go efektywnie użyć a bandyci rzucali w jego stronę granatami, więc został wycofany i stanowił tylko mobilną osłonę przed ogniem.
O 3 w nocy budynek willi zaczął się palić ale bandyci nie zaprzestawali ostrzału.
Ich los został przesądzony około 3:20. Wtedy ogień dotarł do jednego z zasobów amunicji lub granatów posiadanych przez Pikusa i Cieślaka. Budynkiem wstrąsnęła eksplozja która spowodowała gwałtowny pożar. Niedługo potem zginął lub stracił przytomność jeden z bandytów. Drugi wciąż się ostrzeliwał ale coraz słabiej. Ostatnie strzały padły prawdopodobnie około 3:40. Prawdopodobnie, bo potem wciąż od czasu do czasu słychać było eksplozje ale prawdopodobnie to były wtórne wybuchy zapasów amunicji w wyniku pożaru.

Niedługo po wschodzie słońca pożar zaczął przygasać. Wtedy też dowódca akcji podjął decyzje o podjęciu akcji gaśniczej. Straż pożarna udostępniła wóz ale kierocą i operatorami sikawek byłi antyterroryści - nikt nie chciał ryzykować życiem strażaków gdyby bandyci jakimś cudem jeszcze żyli.

Nie żyli. Pikus i Cieślak zmarli od poparzeń i zatrucia tlenkiem węgla. Żaden policjant nie zdołał ich trafić ani razu.

-

Grzegorz P. antyterrorysta, uczestnik akcji.
Oceniając z upływem czasu przebieg realizacji w Magdalence, myślę, że istniały realne możliwości, aby ją zaplanować i przygotować lepiej. Moim zdaniem zawiodła obserwacja terenu, podane informacje dotyczące obiektu nie odpowiadały prawdzie. Co więcej, nie było zabezpieczenia medycznego. Na odprawie nie podano też alternatywnego wariantu działań w razie niekorzystnego rozwoju sytuacji. Ponadto nie przewidziano potrzeby zaopatrzenia w dodatkową amunicję.
Nie było łączności podczas prowadzonej akcji między nami a pozostałymi policjantami z innych formacji, nie uzgodniono ich roli w działaniach osłonowych czy ewakuacji ewentualnych rannych.
Nie była to doskonale przeprowadzona akcja, mówiąc delikatnie.


Pierwszy proces
Od października 2005 roku trwał proces w sprawie trzech policjantów, którzy zostali oskarżeni o niedopełnienie obowiązków przy planowaniu i przeprowadzeniu akcji oraz o nieumyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia antyterrorystów. Akt oskarżenia obejmował naczelnika wydziału do spraw walki z terrorem kryminalnym Komendy Stołecznej Policji mł insp. Grażynę Biskupską, dowódcę pododdziału antyterrorystycznego Komendy Głównej Policji mł. insp. Kubę Jałoszyńskiego, oraz zastępcę Komendanta Stołecznego Policji insp. Jana P. Żadnemu z członków gangu „Mutantów” do 2012 roku nie udało się udowodnić zabójstwa żadnego z policjantów. Członkowie gangu „Mutantów” z Piastowa zostali oskarżeni o jedno zabójstwo, szefa grupy przestępczej z Marek koło Warszawy, Andrzeja Cz. ps. „Kikir”.

Szczegóły sprawy sąd utajnił. Wśród najczęściej wymienianych przez media zarzutów był brak odpowiedniego rozpoznania, brak policyjnych strzelców wyborowych, brak czekającej karetki pogotowia ratunkowego. W trakcie procesu przesłuchano ponad 100 osób. W czerwcu 2006 roku sąd okręgowy uniewinnił troje oskarżonych przełożonych policjantów.
W rezultacie strzelaniny, do której doszło w Magdalence, policyjne oddziały antyterrorystyczne zmieniły taktykę oraz otrzymały nowe uzbrojenie, m.in. samochody opancerzone AMZ Dzik.
5 kwietnia 2007 roku sąd apelacyjny zdecydował o tym, że przesłucha dwóch świadków – funkcjonariuszy oddziału antyterrorystycznego. 6 czerwca 2007 roku sąd apelacyjny uchylił wyrok wydany przez sąd okręgowy uniewinniający troje policjantów. Sprawa została ponownie skierowana do rozpatrzenia.

Drugi proces
W drugim procesie na ławie oskarżonych zasiedli ponownie dowódcy: młodszy inspektor Grażyna Biskupska (obecnie naczelnik w Centralnym Biurze Śledczym), młodszy inspektor Kuba Jałoszyński (obecnie prof. dr hab. nauk wojskowych, wykładowca w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie) oraz inspektor Jan P. Prokurator zarzucił im niedopełnienie obowiązków, a przez to narażenie członków grupy szturmowej na niebezpieczeństwo i śmierć oraz zażądał dla nich kar po dwa lata pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na okres próby pięciu lat. Obrońcy oskarżonych wnioskowali o uniewinnienie. Proces zakończył się 23 lipca 2010 roku[4]. W wyroku z dnia 28 lipca 2010 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił troje policjantów oskarżonych o niedopełnienie obowiązków podczas akcji

W wyniku tej nieudanej akcji, Policja stworzyła Biuro Operacji Antyterrorystycznych KGP, został zakupiony odpowiedni sprzęt i uzbrojenie, przeprowadzono rozmaite szkolenia policjantów przeznaczonych do zatrzymań celowych i do zwalczania terroru.
Kompromitacja o podobnej skali nie wydarzyła się już nigdy później.

Źródła
https://natemat.pl/265911,antyterrorysta-mowi-czy-s---------a-w-magdalence-byla-porazka-policji?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTAAAR0e6s5SLycnJWge8mgUP1XfnV3QRCiMGrKFGd2YH8Z6mArR_gWTkcIfglo_aem_Z5pIW5hmehRq3W882CERAA
https://infosecurity24.pl/sluzby-mundurowe/policja/16-lat-po-policyjnej-akcji-w-magdalence-opinia
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/kaczor-lezal-martwy-pozegnalismy-sie-i-przystapilismy-do-szturmu/ert1wc8
https://wpr24.pl/s---------a-w-parolach-15-lat-temu-zginal-policjant/?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTAAAR0e6s5SLycnJWge8mgUP1XfnV3QRCiMGrKFGd2YH8Z6mArR_gWTkcIfglo_aem_Z5pIW5hmehRq3W882CERAA
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4890478/antyterrorysci-polskie-elitarne-sluzby-specjalne-w-akcji
i inne

#kryminalne #ciekawostki #policja #mafia
thorgoth - Akcja w Magdalence

W nocy z 5 na 6 marca 2003 roku, miała miejsce najwięk...

źródło: jdb3etawmwib1

Pobierz
  • 36
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@thorgoth: No ale wszystko dobre co się dobrze kończy:

Jak powiedział sędzia Igor Tuleya w uzasadnieniu wyroku, sąd z braku wystarczających dowodów nabrał niedających się usunąć wątpliwości, czy to rzeczywiście B. oddał śmiertelne strzały, bo mogli oddać je Pikus i Cieślak (mieli b--ń automatyczną).

Sąd zakwestionował będące podstawą oskarżenia zeznania policjanta, który mówił, że - jako jedyny - widział B. strzelającego do Żaka i zapamiętał go. Sąd podkreślił, że zapadał
tellet - @thorgoth: No ale wszystko dobre co się dobrze kończy:
Jak powiedział sędzia...

źródło: image

Pobierz
  • Odpowiedz
@thorgoth: Dodam tylko w formie adnotacji:
Andrzej Czetyrko ps. "Kikir" - zatwardziały recydywista, 180 cm wzrostu, 90 kg wagi, w więzieniu zatwardziały buntownik. Osławił się słynnym buntem w ZK Czarne w 1989 roku. Prywatnie przyjaciel Mariana Klepackiego ps. "Klepak" vel "Maniek". Swoją brutalnością odstraszał Ludwika Adamskiego ps. "Lutek", który ponoć stronił od jego towarzystwa. "Kikir" i jego przyboczny - Andrzej S. ps. "Salaput" osławili się z napadu na małżeństwo z
  • Odpowiedz
@thorgoth Jak sie to czyta to takie - co sie odwalilo.
Widac Polska Policja od zawsze niekompetencje mają we krwi.
Najpierw wycofka strzelców wyborowych też pozostawionych bez obstawy, a pożniej wszyscy chłopa na jedne schody wiedzac, że bandyci mają od groma broni i też moze materiały wybuchowe.
  • Odpowiedz
Grażyna Biskupska (obecnie naczelnik w Centralnym Biurze Śledczym), młodszy inspektor Kuba Jałoszyński (obecnie prof. dr hab. nauk wojskowych, wykładowca w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie)


@thorgoth: ja p------e...
  • Odpowiedz
@Kryminopedia_YT: taka ciekawostka dla #mikrokoksy - Jurij Mutant wyciskał na klatę prawie 250 kg, a na barki bral po 180 w ostatnich setach. Info mam od kogoś kto w tamtym okresie startował w zawodach i widywał go czasem na siłce. To tylko pokazuje jakim mutantem był ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz