Wpis z mikrobloga

„Obcy. Morze Boleści” Jamesa A. Moore’a (1965=2024) to sequel książki Tima Lebbona „Obcy. Wyjście z cienia”, którego akcja dzieje się kilkaset lat później w 2497 r.

Alan Decker jest zastępcą komisarza w Międzygwiezdnej Izbie Handlowej, który nadzoruje badania tajemniczego jałowego obszaru zwanego Morzem Boleści, który powstał niedawno na świeżo terramorfowanej planecie Nowe Galveston. Standardowa misja nabiera zupełnie innego wydźwięku gdy okazuje się, że Nowe Galveston to w istocie planeta LV-178 gdzie kilkaset lat wcześniej doszło do kontaktu z ksenomorfami i odkrycia tajemniczego statku i miasta obcych sprzed tysięcy lat co zostało opisane w książce Lebbona. Pod powierzchnią planety wciąż znajdują się resztki statku a korporacja Weyland-Yutani pragnie za wszelką cenę wejść w posiadanie znajdujących się tam pozostałości obcych technologii. Tymczasem dla Alana Deckera historia nabiera osobistego charakteru gdy okazuję się, że nie dość, iż potrafi on wyczuć emocje i bliskość ksenomorfów jest on również potomkiem Ellen Ripley…

Wow brzmi… no brzmi jak fabuła b-klasowca prosto na VHS w alternatywnym świecie gdzie franczyza Obcego odniosła nieco mniejszy sukces i producenci postanowili zarżnąć markę. Niemniej… no właśnie, niemniej… To po prostu całkiem fajna książka łącząca elementy akcji, horroru i science fiction. Nic oryginalnego, ale też nic obraźliwego dla czytelnika. W sumie akcja to jeden wielki remake „Aliens” z 1986 r. z nieco innymi ale w gruncie rzeczy takimi samymi postaciami. I tak otrzymujemy męską wersję Ripley, żeńskie wersje Hicksa i Cartera Burke’a oraz całą zgraję kolonialnych marines… tj. najemników. Ba, tak samo jak u Camerona był Wierzbowski tak tutaj znajdujemy rodaka Piotrowicza. Cóż, nie ma co ukrywać, autor wiedział czego chcą fani uniwersum i im to dał. Jak dla mnie całkiem dobra pozycja w ramach uniwersum, może nie dobra literatura per se ale swoista gulity pleasure.

BTW pomimo tego, że akcja jest umieszczona chronologicznie po wydarzeniach z „Obcego: Przebudzenie” to równie dobrze mogłaby się dziać zaraz po drugiej części. Autor dokonał swoistego rebootu serii przywracając do niej korporację Weyland-Yutani i kolonialnych marines, nie zagłębiając się zbytnio w przedstawienie szerszego kontekstu świata, z wyjątkiem kilku całkiem interesujących scen rozgrywających się na Ziemi na początku książki. To co wyróżnia powieś w ramach uniwersum to brak w niej syntetyków czy też Sztucznej Inteligencji, nacisk jest położony głównie na ludzi i obcych.

Co do umiejscowienia książki w ramach szerszej franczyzy to poza miejscem akcji i kilkoma wtrętami jak np. pochodzenie Deckera, które w gruncie rzeczy było moim zdaniem całkowicie zbędną przynętą dla fanów, powieść stanowi autonomiczną całość, którą można przeczytać w oderwaniu od innych książkowych pozycji o Obcych.


#sheckleyrecenzuje #ksiazki #obcy #sciencefiction #sf #horror #alien
Sheckley2 - „Obcy. Morze Boleści” Jamesa A. Moore’a (1965=2024) to sequel książki Tim...

źródło: 1115009-352x500

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@Sheckley2 w pierwszej chwili pomyślałem, chodzi o krytykę filmów, które ukazaly się po 3 części. Określenie „Morze boleści” pasuje tu idealnie ¯\(ツ)/¯
  • Odpowiedz