Wpis z mikrobloga

Ech, dorosły chłop ze mnie, a płaczę jak bóbr.

Mieszkam w domku jednorodzinnym. Latem przychodziła do mnie taka pół-oswojona kotka, której dawałem jeść. Jak zaszła w późną ciążę, to wystawiłem jej pudełko na tarasie, żeby ona mogła bezpiecznie urodzić, a ja ją złapać i wysterylizować i z czasem zabrać i rozdać dzieciaki.

Po urodzeniu w połowie września początkowa nie skorzystała z "oferty", tylko jak zwykle raz dziennie przychodziła coś przekąsić. Ale jak zrobiło się zimno, to przyniosła do pudełka 3 kociaki i "zamieszkała" u mnie na tarasie. Byłem zdziwiony, że kociaki były tylko 3, bo jak jeszcze była w ciąży, to wydawała się bardzo gruba. No i nie pomyliłem się: zrządzeniem losu jakieś 2-3 dni później byłem koło północy na tarasie i usłyszałem żałosne piski, a ich powód był oczywisty: jakieś kociaki zostały same. Szybko poleciałem po piłę i w środku nocy przy małej latareczce zacząłem się przebijać przez tuje i krzaki. Znalazłem 2 kociaki, obejrzałem, czy nic im nie dolega, i zaniosłem je kotce do pudełka, gdzie szczęśliwie je zaakceptowała.

Potem było bardzo fajnie: jeszcze zrobiło się ciepło, kotka jak mnie poznała to okazała się bardzo przyjazna i proczłowiecza, a ja miałem oko na kociaki. 4 z nich to były typowe kilkutygodniowe koty: wulkan energii, zero problemów. Ale jeden z tych zostawionych w krzakach wyraźnie odstawał: był malutki, bardzo spokojny (w taki lekko patologiczny sposób), potem złapał katar. Pojechałem z nim do weterynarza, dostałem antybiotyk i tabletki na wzmocnienie i jakoś się wykurował, choć pozostał mały i słaby.

Z czasem kotka okazała się kiepską matką. Szybko zaczęła znikać na całe dnie, a gdy kotki miały ok. 7 tygodni praktycznie się ulotniła. Zbliżał się koniec października, a dzieciaki już dawno wychodziły z pudełka i siedziały same, kompletnie bez opieki. Stwierdziłem więc, że nie ma co czekać: wziąłem je do domu i przez fundację dałem ogłoszenie, że mam 5 kociaków do rozdania.

7-tygodniowe kocięta to naprawdę są jeszcze kocięta i zaczęły traktować mnie jak matkę. Spały wtulone we mnie w dzień i w nocy (mam pracę zdalną), chodziły za mną jak cień. 4 radziły sobie fantastycznie, ale ten najsłabszy jak odstawał, tak odstawał: kiepsko rósł, był bardzo spokojny, chciał się tylko przytulać. Pieszczotliwie nazwałem go Wypłoszem (choć to była dziewczynka), bo był chudziutki i miał przez to nienaturalnie duże oczy i uszy. Dawałem mu oddzielnie jeść, dawałem tabletki na wzmocnienie i byłem przekonany, że nic mu nie będzie poza tym, że skończy jako kot o rozmiarach poniżej przeciętnej i bardzo spokojnym temperamencie.

Tak sobie minął ponad miesiąc u mnie w domu. Niestety, parę dni temu katar powrócił. Wypłoszek jadł coraz mniej, w końcu przestał jeść w ogóle. Trzymałem go cały czas pod kołdrą i przy grzejniku, dawałem wodę z cukrem strzykawką, nawet zrobiłem "tatara" z jego karmy, żeby jakoś pipetką mu to podawać. Ale nic to nie dało, Wypłoszek odszedł dzisiaj w nocy. Pociesza mnie tylko to, że nie gdzieś sam w zimnie pod krzakami, tylko w cieple śpiąc u mnie nos w nos na poduszce.

Miałem go tylko 6 tygodni i i tak niedługo miał pójść do wydania. Mam 4 swoje koty, no i zostały jeszcze 3 maluchy do rozdania (jednego już wydałem). A i tak siedzę i płaczę, bo się do tej kruszynki przywiązałem jak do mało kogo. Miałem nadzieję, że da się tego najsłabszego, odrzuconego kotka z miotu uratować, ale nie wyszło. I piszę to, żeby po Wypłoszku, który nie chciał w życiu niczego poza przytulaniem się do człowieka, zostało jakieś wspomnienie.

#koty #pokazkota #feels
IrracjonalnaProweniencja - Ech, dorosły chłop ze mnie, a płaczę jak bóbr.

Mieszkam w...

źródło: 20240930_142608

Pobierz
  • 58
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@fuurin: Jak miałem złapać półdziką kotkę w późnej ciąży? I co miałem z nią zrobić?

Ale jest już wysterylizowana. Jakiś czas po tym, jak zostawiła dzieciaki, wróciła, żeby znów dostawać jeść. Wtedy ją złapałem i zawiozłem na zabieg. Co ciekawe, jak ją przywiozłem z powrotem, to zdecydowanie zadomowiła się u mnie na działce i bardzo często ją widzę. Ale dzieciaków już więcej na szczęście mieć nie będzie.
  • Odpowiedz
@IrracjonalnaProweniencja: Zrobić to co zrobiłeś, czyli wysterylizować tylko wcześniej, kociaki się wtedy usuwa i jest to najlepsze wyjście dla takich kotów i też dla człowieka ¯\(ツ)/¯ są ludzie i fundacje, które nawet pomagają w złapaniu dzikich kotów, wynajęcie specjalnej klatki do złapania takiego kota też nie jest jakimś wielkim problemem jeśli się chce. Jesteś dobrym człowiekiem i dobrze, że kitku pomogłeś, po prostu następnym razem bardziej miej myśl, że przy
  • Odpowiedz
@IrracjonalnaProweniencja: Znam Ból Mirku, gdzieś 2 lata temu wrzucałem bardzo podobny post. Sytuacja 1:1
2-3 miesiące walki o kociaka który mimo 3 miesięcy wyglądał jakby był o 40% mniejszy od swoich braci. Zdechł w drodze do kolejnego weterynarza. Liczyliśmy na cud, ale nie poradził sobie z katarem, później zapaleniem płuc. Natura taka niestety jest.

Jest mi bardzo przykro, targały mną podobne emocje.
  • Odpowiedz
@IrracjonalnaProweniencja: bardzo mi przykro, Mirku (,) trzymaj sie tam jakos () zrobiles co mogles, na pewno kitku czul sie zaopiekowany i dostal to, co najlepsze mogl dostac od czlowieka, to, co najlepsze w nas ludziach
  • Odpowiedz