Wpis z mikrobloga

Nigdy nie zapomnę jak na blisko dekadę jedna polonistka z podstawówki zohydziła mi Stanisława Lema. Nie przeczytałem „Bajek Robotów” i nauczycielka postanowiła postawić mi jedynkę za każde nieprzeczytane opowiadanie - w sumie jedenaście. Przez wiele lat Lem kojarzył mi się jedynie z wpie*dołem od rodziców za te 11 jedynek. W moim miasteczku poloniści strasznie mnie nie lubili. Głównie dlatego, że nie byłem ich pupilkiem, a często wygrywałem lokalne konkursy literackie. W gimnazjum wpieniałem mojego wychowawcę moją „niewyparzoną gębą” (zadawałem pytania, na które nie umiał odpowiadać i prześmiewczo nazywał mnie filozofem). Któregoś dnia szkoła zorganizowała spotkanie tylko dla „zaproszonych” ze znaną w naszym regionie pisarką. Mój wychowawca wziął na nie wszystkich swoich „pupilków”, ale mnie nie, bo miałem za słabe oceny.
Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, ale ona sama zapytała nauczycieli, czy jestem w szkole, bo chciałaby abym wziął udział (była niejednokrotnie jurorką w wygrywanych przeze mnie konkursach). Moja mama często z moim wychowawcą się wykłócała, że jest wobec mnie uprzedzony, bo jak to możliwe, że chłopak, który odbiera wyróżnienie za esej od rzecznika praw dziecka i dostał nagrodę za najlepsze opowiadanie od IBBY (międzynarodowa izba ds. książek dla młodych) ma zagrożenie z polskiego, a moje wypracowania oceniane były na maks. 3 z plusem. Naprawdę się u niego starałem. W ostatniej klasie gimnazjum trafiłem do sanatorium na miesiąc, gdzie chodziłem do przyszpitalnej szkoły. Realizowaliśmy w sumie ten sam plan i nagle zamiast dwójek i trójek dostawałem czwórki i piątki. Prawnie mój wychowawca był zobowiązany do wpisania mi tych ocen. Nie chciał tego zrobić, ale mama postraszyła go kuratorium oświaty i wpisał od niechcenia te czwórki i piątki. W ramach zemsty, po spytaniu za co dostałem jedną z piątek, odpowiedziałem, że za recytację z pamięci „Piosenki o końcu świata” Czesława Miłosza. Kazał mi stanąć na środku klasy i wyrecytować go ponownie. Było to miesiąc po tym jak nauczyłem się tego wiersza, więc pewnie myślał, że biorąc mnie znienacka upokorzy mnie przed kolegami, ale tak się nie stało. Kilka razy się co prawda zaciąłem, co mi wypominał. On mnie po prostu nienawidził.

Wtedy sobie przypominam liceum w mieście wojewódzkim, do którego dojeżdżałem. Nauczycielka polskiego od razu zobaczyła we mnie potencjał i brała mnie na konkursy - raz szło lepiej, raz gorzej. Moja recenzja „Kordiana” to była moja pierwsza szóstka z polskiego jaką dostałem. Krytycznie oceniłem „Mistrza i Małgorzatę” używając eufemizmów sugerujących, że Bułhakow był naćpany jak to pisał, a ona skwitowała to, że pomimo tego, że jest to jej ulubiona książka, to i tak świetnie się moje wypociny czytało. Redagowałem szkolną gazetkę, moje wiersze były publikowane w miejskich instytucjach kultury (dzięki niej) i po prostu poczułem, że takiej nauczycielki przez wiele szkolnych lat mi brakowało.

#zalesie #gownowpis #szkola #nauczyciele
  • 1
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach