Aktywne Wpisy
PanNieznanypl +267
Kobiety nie nadają się na wysokie stanowiska zarządcze, serio, nie jestem jakimś przeciwnikiem kobiet, ale z tego co widzę w #korposwiat to w dziale gdzie jest kobietą dowódcą, są najwieksze problemy, zero stabilności, panika, ma zły humor, wszyscy go mają, wymyślanie głupot niepotrzebnych, milion procesów i ich komplikowanie, a podczas okresu nie podchodź XD I te sztuczne pompowanie diversity to jest jeden wielki mit bo system jest stworzony pod facetów
Cześć Wszystkim. Zwracam się do Was z pewną specyficzną niepewnością - ponieważ wiem, że tutaj pisuje wielu ekspertów w tej materii - mianowicie chodzi o myśli samobójcze. Jako wstęp dodam, że jestem osobą ok 40 roku życia, która nigdy nie żyła samodzielnie i nie ma żadnych doświadczeń towarzyskich, jakiejkolwiek bliskości, związków emocjonalnych z kimś spoza rodziny, na którą składają się tylko rodzice - i która nigdy zawodowo nie pracowałam , również wiele lat prawie nie opuszczała domu - czyli nigdy nie miała samodzielnego życia, jest emocjonalnie zależna i już w szkole i na studiach była samotnikiem. Mimo to nie znalazłam w tym trybie spokoju, cierpiałam zawsze z tego powodu, chociaż nie lubię grup ludzi i preferuję bliski kontakt indywidualny, objadałam się skrajnie, porzuciłam siebie - i tak nie miałam dokąd, po co, i dla kogo o siebie zadbać, a z czasem utraciłam zupełnie siły i nie miałam nic z wyjątkiem patologicznego dnia (nie spałam całe noce). Teraz próbuję coś tam zmienić, poprawiłam rytm dobowy, byłam u psychologa - jeszcze nie poruszaliśmy tego tematu - i wybieram się do lekarza., szukam zajęć "na zewnątrz".
Ogólnie dręczy mnie całe życie pustka, brak sensu i brak bliższego zainteresowania życiem, brak umiejętności nawiązania bliskich, trwałych relacji na żywo z kimkolwiek (poza tym od studiów nikogo nie poznałam - tak - nikogo prywatnie i bezpośrednio, nie miałam zupełnie gdzie - własna rodzina, przyjaźń, koleżeństwo to dla mnie abstrakcja) - obojętnie czym się zajmuję, jednak najgorzej kiedy żadnych prostych zajęć nie mam i mam wolny dzień w domu - wówczas stopniowo pogrążam się w biernym, tępym cierpieniu, niczym nie umiem zająć ze szczerego zainteresowania - trzymająca mnie i tak fala biernego bólu, nasila się niepostrzeżenie , ale nieubłaganie. Podkreślam, nie odczuwam czynnej rozpaczy, żywego smutku - tylko beznadziejne, puste, rozpierające, tępe uczucie "od wewnątrz", nie dramatyzuję, ale nic mnie nie cieszy, nic nie przyciąga, nie mam planów, nie porywa muzyka ani literatura - jakby mnie nie było, mimo że nie boli, nic mi się nie dzieje, ale wytrzymać nie mogę i tak.
Często wówczas - poza też -myślę o śmierci - wyobrażam sobie ze szczegółami jej specyficzną formę (bardzo skuteczną) jako rozwiązanie na przyszłość - biorę pod uwagę, że jestem jeszcze w miarę młoda, sprawna i mam jakieś tam szanse na lepszą chwilę i nie jestem do końca sama - ale uznaję, że gdy sytuacja za kilka lat się zmieni i będę już naprawdę sama, wtedy zorganizowanie samodzielnego rozwiązania wszystkich problemów będzie dla mnie ważną opcją. Nie dążę do śmieci czynnie i nie jest dla mnie pożądaną rzeczą obecnie (wręcz przeciwnie aby nie pociągnąć za sobą innych) ale uznaję ją jako możliwość na przyszłość - "na zimno" myślę o niej jako jedynym wyjściu z sytuacji mojego nie niosącego żadnej , ludzkiej satysfakcji życia, bez kierunku - które staram się poprawić mimo wszystko, chociaż bez zacięcia i z wielkimi oporami wewnętrznymi i ogólną niechęcią do wszystkiego, z głębokim poczuciem braku sensu i satysfakcji, z prawdziwą niewiedzą czego chcę.
Myślicie, że są to prawdziwe myśli samobójcze? Mam je dość często, właściwie codziennie "oswajam" się z nimi i myślę, jak to będzie kiedy będę w tej sytuacji - chociaż nie chcę umierać i boję się śmierci, miewam też chwilowe euforie, zwykle poza domem w samotności. Ponadto moje uczucia są płytkie, nie budują mnie wewnętrznie, żyję chwilą i nie mam żadnej wiary w przyszłość, ani planów - próbuję tylko czegokolwiek się chwycić, żeby zapełnić czas i nie musieć mierzyć się z opisanym stanem "rozpierania duszy od wewnątrz nicością", skoro nie umieram, muszę czymś się zająć - chociaż wszędzie jestem jakby nie na miejscu, wszystko mnie nuży - jednakże w domu po tylu latach nie umiem być już dłużej "dzieckiem", błąkam się po świecie, a sama ze sobą wobec zwykłego wolnego dnia przegrywam (albo drugiej połowy dnia - kiedy jest mi zwykle gorzej, czas się ciągnie, nic mi nie jest, ale mam wszystkiego dość - intelektualnie nie umiem się niczym zainteresować, odpuszczam wtedy obowiązki i zaznaję małej ulgi)- złe myśli prowadzą mnie do agresji, albo głuchej pustki -dosłownie nie do zniesienia - przed którą nie ma ucieczki, a ja nie wiem dokąd się schować - w co? - czasem słucham "na siłę" muzyki, czasem uciekam w sen - żeby ująć czasu z dnia, nie czuję czynnego, smutku, żalu, rozpaczy - ale nieokreślone, nierozpoznane złe emocje coraz mocniej mnie przygniatają, określiłabym to jako "implozję" jak stopniowe, powolne zbliżanie ściany, aż nie można dobrze oddychać i w tym "przyduszeniu" nie wiadomo dokąd uciec, chociaż żyjesz i przyzwyczajony jesteś do ucisku.
Następnego dnia, jestem często bardzo słaba fizycznie, obolała, ale czuję ogromną ulgę, że nastał nowy dzień i "to" odpuściło - ale tylko dlatego, że dzisiaj już na pewno gdzieś pójdę odetchnąć - choć lekki, mało kreatywny smutek i dołowe poczucie bezsensu jest ze mną i tak - tylko nauczyłam się z nimi żyć. Dlatego też mimo lat nie umiem wytrzymać spokojnie i zrównoważenie ze sobą, iść do przodu, cokolwiek zbudować jak dorosły człowiek - chociaż pozornie jestem bardzo spokojna, osadzona w momencie, mam tak odkąd pamiętam.
Jak myślicie?
#wykop30plus #psychiatria #depresja #s---------o #wykop40plus #psychologia
─────────────────────
· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: mkarweta
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim
Ok Julka
Niestety, sama o tym wspomniałaś, wsparcie rodziców kiedyś się skończy, może być też tak że to ty będziesz musiała przejąć rolę opiekuna rodziny.
Jesteś w punkcie krytycznym
Kilka osób napisało jak pociągnąć temat, że jednak jakas psychoterapia wiele może pomóc no i trzeba tego spróbować.
Ja z perspektywy czasu dodam tyle że w życiu czasem trzeba mieć trochę szczęścia, ale takiego w postaci właściwego otoczenia ludzi którzy są motorem napędowym w danym środowisku, którzy potrafią motywować, sensownie coś doradzić, nakierować, podzielić się wiedzą i doświadczeniem.
@2xpapanalepiku: to prawda, ale też jeszcze przebywanie na nim nie oznacza bycia kompletnym klapkiem xD.
──────
──────
Wychodzi na to że dopiero za dwa lata system wyciągnie do ciebie rękę i ci pomoże. A ja zwyczajnie w to nie wierzę.
Nie piszesz nic o tym na czym się znasz, co chciałabyś robić, jaka aktywność chciałabyś uruchomić, jakie nawyki zacząć zmieniać. Nic poza emocjonalnymi ogólnikami. Wychodzi na to że nic się nie da zrobić. Może czas zacząć od początku