Wpis z mikrobloga

#coolstory

Parę lat temu, jak byłem w okolicy 20stki, zabalowalem za mocno. Znajomi mi taxi załatwili pod dom. Wysadzili przed samym domem:

Dojdziesz juz sam?

Jasneeee.

Mieszkałem w domu dwurodzinnym. Na dole wujaszek my na górze. Drzwi nawet na klatkę schodową były.

Kurde sprawdzam w kieszeni, kluczy nie mam :/ Zrealizowałem pierwszą myśl jaka przyszła mi do zapijaczonego łba:

Wybijam okienko od piwnicy.

Jak pomyslałem, tak zrobiłem. Kopniak w szybę i wybiłem. Małe ale się przeczołgałem. Biała kurtka, ja z okienka jak rasowy komandos czołgam się po węglu by wpełznąć do środka.

Już biała nie jest.

Przez piwnicę do mieszkania wujaszka wchodzę, potem za klamke na klatkę schodową... Zamknietę. I tu trafia mi w łepetynę coś takiego:

K---a. Klucze w skrzynce na listy zostawiłem by nie zgubić.

I znów do piwnicy, czołganie się po stercie węgla, do okienka i wio na zewnątrz.. Faktycznie, klucze w skrzynce były. To wystarczyło otworzyć drzwi wejściowe, potem te na klatkę i spokojnie doczłapać się (z napędem na 4 kończyny) na górę do siebie.

Na dzień następny, jak wszyscy wrócili (to jakis zjazd rodzinny był, tak wiec nawet wujaszek był na tej imprezie) a ja miałem światłowstręt, dźwiękowstręt i hihihopter w głowie, słyszałem jak marudzili, że ktoś sie włamał. Wieczorem jak wstałem i zlazłem do piwnicy do pieca podłożyć to juz kraty w okienkach były.
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach