Wpis z mikrobloga

Związek remontowo-budowlany

#harlekinydlaprzegrywow


* * *

Oglądając razem Shreka w leniwą sobotę myślałem, że będzie fajnie, śmiesznie, romantycznie. Wspólna kąpiel, pizza, wino i Shrek oglądany z łóżka, przy którym cały czas będziemy uśmiechać się ciasno w siebie wtuleni.

Jednak okazało się, że to był początek piekła…

-Ty wiesz, sam powoli zaczynasz wyglądać jak ten Shrek…
-Że robię się zielony? – nerwowo zażartowałem.
-Nie. Gruby, łysy, leniwy i zęby ci pożółkły…

Od słowa do słowa trochę się pokłóciliśmy, przerwaliśmy film w połowie i zasnęliśmy pod dwiema kołdrami na dwóch krańcach łóżka. Rano przeprosiłem swoją Anię – miała rację… Ostatnie pół roku trochę mi się przytyło, więc obiecałem, że zacznę chodzić na siłownie.

Był kwiecień – zaczęło się robić ciepło, czyli nadszedł też czas na to, co obiecałem w styczniu – że wyremontuję mieszkanie, które dostała po babci. Wyniesiemy się z tej kawalerki i w końcu będziemy mogli ustalić datę ślubu a następnie zacząć planować dzieci…

Najgorszy był pierwszy tydzień – pon, śr i pt siłownia, sob remont. Znałem się trochę na tym, bo razem z ojcem wyremontowałem całe mieszkanie rodziców, gdy miałem 20 lat, ale wiadomo – inaczej jest, gdy robi się to w dwie osoby, ma się narzędzia i najważniejsze - pieniądze…

Plan był prosty: wynieść z domu wszystko po babci, co nie miało większej wartości, czyli 90% rzeczy, załatać dziury w ścianach, wymienić podłogi, drzwi, żyrandole i kontakty, odmalować ściany i sufity i wprowadzić się początkowo trzymając wszystko w kartonach. Mieszkanie było spore – 88m2, więc wyliczyłem, że potrzebuję na to wszystko jakieś 120-150h.

Drugi tydzień był już łatwiejszy – po siłowni były mniejsze zakwasy, a po spędzeniu kolejnych 12h w sobotę na segregowaniu i wynoszeniu babcinych śmieci w domu czekała mnie super kolacja i jeszcze lepszy seks.

Problemy zaczęły się w drugim miesiącu prac – trochę źle policzyłem ceny materiałów, szczególnie że Anka w ostatniej chwili stwierdziła, że lepiej kupić droższe… I miała rację – w końcu mieszkanie i tak dostaliśmy za darmo, bo babcia przekazała je w testamencie swojej jedynej wnuczce, więc wydanie 50 tysięcy złotych na remont zamiast planowanych 30 nie było aż takim problemem.

Wszystko robiłem sam, łazienki i kuchnia zostały odnowione niecałe 10 lat temu, więc wystarczyło tylko je porządnie wyczyścić – za te 50 tysięcy będziemy mieć porządne podłogi, bardzo fajne żyrandole i kontakty, kupię też najdroższe farby i powinno wystarczyć na super łóżko z bardzo wygodnym materacem – szafki i stoły kupimy już w przyszłym roku, a dwa pokoje „dla dzieci” postoją puste przez jakiś czas…

Wydatki były większe, więc zacząłem więcej pracować – wziąłem dwie soboty w miesiącu. Nie odpuszczałem też siłowni, więc moje życie wyglądało tak: 3x w tygodniu 9h w pracy licząc dojazd, potem 2h siłowni, 2x praca a potem „szarość życia” typu zakupy czy mycie toalety, w soboty albo 9h pracy i jeszcze 2-3h przy remoncie, albo 12h remontu…

Czwartego miesiąca rzuciłem siłownię – to było za wiele, a remont szedł za wolno. Wrócę jak skończę, na razie dwa razy w tygodniu siedziałem po 3-4h przy remoncie, ale za to jak pracowałem w soboty to już nie robiłem nic przy mieszkaniu. Potem przyszedł sierpień – szybki wyjazd w góry aby odpocząć, a potem 7 dni po 12h ciągiem przy remoncie, dzięki czemu w święto wojska polskiego mogliśmy się wprowadzić…

-Jak to nie będziesz już robił dodatkowych sobót?
-No na razie nie dam rady – odpocznę sobie, skorzystam z pogody… Najwyżej wrócę w październiku!
-Ale musimy kupić jeszcze meble, przydałoby się też nowe auto!
-No na pewno! Po co ci nowe, jak stąd masz cztery przystanki tramwajem do pracy?
-A dzieci? Chcesz wozić dzieci w dwunastoletniej corsie?
-A jesteś w ciąży!? – zapytałem uradowany.
-Nie…
-Widzisz… Jak będziesz, to weźmiemy jakieś kombi na kredyt…

Po przeprowadzce wszystko się zmieniło. Ania zaczęła być jakaś oschła, chłodna... Co kilka dni brała wolne „aby zacząć organizować wystrój” – trochę mnie to dziwiło, bo meble kupimy najszybciej za pół roku, no ale z drugiej strony kobiety już tak mają. Trochę marudziła na kolory, ale jak w końcu wkurzyłem się i powiedziałem, że w każdej chwili może sama kupić farbę i pomalować, to temat zniknął.

11 września już zawsze będzie miał dla mnie inne znacznie niż dla reszty świata.

Na początku zmiany włożyłem do kieszeni nóż z wadliwym zabezpieczeniem: gdy kucałem otworzył się i wbił lekko w udo. Na tyle lekko, aby nie trzeba było szyć, ale na tyle mocno, aby zgłosić to jako wypadek przy pracy i dostać kilka dni wolnego.

Wróciłem do domu około dwunastej. Słyszałem jakieś dźwięki przy drzwiach, więc otworzyłem je bardzo powoli. Zakradłem się do sypialni i przyłapałem moją narzeczoną posuwną pod ścianą przez głowę niższego ciapaka, czy jakiegoś innego wiecznie opalonego…

Zabrzmię jak desperat, ale spodziewałem się tego. Od kilku tygodni była taka chłodna, tak bardzo ode mnie oddalona. Nie tylko przestała mi gotować, ale nawet przestaliśmy razem jadać. Seksu też było już tyle co nic – jeszcze w tamtym roku potrafiliśmy kochać się po dwa razy dziennie, potem remont ogołocił mnie z sił, spadło mi libido…. jej widocznie nie.

Nie chciałem kłótni. Pół roku skrajnego fizycznego wycieńczenia wystarczało, już dość męki dla mojego ciała, umysłu i ducha – teraz, chciałem spokoju i odpoczynku.

-Za godzinę wrócę po swoje rzeczy. – powiedziałem chłodno, obróciłem się i wyszedłem.

Zjadłem kebaba, posiedziałem na ławce w paku. Pogoda była piękna, a powietrze wciąż jeszcze pachniało latem… Wróciłem już nie do naszego, a jej mieszkania po dwóch godzinach. Ona nic nie mówiła – leżała na łóżku obrażona na cały świat, ze słuchawkami na uszach, przeglądając coś na telefonie. Nie zamieniliśmy nawet słowa. Spakowałem się – długo to nie trwało, bo raz, że wszystko było jeszcze w kartonach, a dwa, że za wiele swoich rzeczy nie miałem…

Nie powiedziała ani słowa, nawet na mnie nie spojrzała. W jej oczach widać było, że jest zła. Nie wiedziałem czy na mnie, czy na siebie. Nie chciałem wiedzieć. Zakapowałem auto pod sufit i pojechałem do rodziców, do miasteczka oddalonego o 40km.

Przywitałem się, drżącym głosem powiedziałem, że ślubu nie będzie i tyle – o nic więcej nie pytali. Następnego dnia rano tylko im wytłumaczyłem, że miałem wypadek i kilka dni posiedzę na L4.

Gdy ochłonąłem, wysłałem do swojej niedoszłej SMS-a z zapytaniem, czy coś mi się należy za remont – w końcu władowałem w jej mieszkanie jakieś 15 tysięcy swoich złotych, nie mówiąc już o ponad 150 godzinach pracy… Odpisała, że jak chcę to mogę się z nią sądzić, a ponieważ nie ma nic na papierze, to raczej nic nie wygram.

Czy chciałem się sądzić? Oczywiście, że nie. Chciałem jedynie odpocząć. Powiedziałem sobie „wielu straciło znacznie więcej, najważniejsze, że nie było ślubu i dzieci” machnąłem ręką i zacząłem nowe życie – te, w którym po pracy wracam do pokoju u rodziców, w którym mam czas, siły i pieniądze na swoje pasje – przede wszystkim wędkarstwo i pisanie. Zawsze lubiłem pisać fantastykę, jednak przez związek i remont nie ruszałem tego od lat…

Czas leciał na prawdę szybko – szczególnie w samotności. Od rozstania minęły ponad dwa lata, a ja nie byłem przez ten czas na ani jednej randce. Z jednej strony mało która mnie chce, bo takie mamy czasy, z drugiej mnie już jakoś do tego aż tak nie ciągnie… A co, jeśli znów trafię na taką wiedźmę? Chyba już lepiej siedzieć samemu. Aktualnie kończę pisać swoją pierwszą powieść – kto wie, może dam radę wydać ją przed trzydziestymi urodzinami…?

Jeśli chodzi o moją byłą, to u niej wydarzyło się bardzo dużo – wiem, bo spotkałem jej kuzyna na targach pracy. Zawsze bardzo się lubiliśmy, więc opowiedział mi to i owo: po rozstaniu ze mną była z tamtym Hiszpanem. Przyjechał do Polski na studia, zamieszkał u niej od razu jak zabrałem swoje rzeczy i siedział na jej utrzymaniu przez prawie rok… Był bardzo leniwy, za to miał wielu znajomych, więc mieszkanie dość szybko zamieniło się w imprezową melinę. Potem Ania zaszła w ciążę, on wrócił do siebie, ona urodziła i znalazła sobie jakiegoś dzieciatego gacha po rozwodzie, starszego od niej o ponad dekadę.

Ja gotuję się w samotności wymęczony życiem „u mamusi w piwnicy” a ona ma własne, wyremontowane mieszkanie, dziecko i kolejnego już chłopaka.

W życiu nie ma sprawiedliwości. Nikt nie daje nagród za wierność czy ciężką pracę – liczy się tylko to, aby zyskiwać jak najwięcej jak najmniejszym koszem, jak najmniej się męczyć, jak najwięcej bawić, dużo się kochać, śmiać, podróżować i aby mieć zdrowe dzieci. Cała reszta to detale, niepotrzebne krzyże męki, które głupcy sami zarzucają sobie na plecy licząc na Bóg wie jakie nagrody istniejące tylko wyłącznie w ich naiwnych głowach.

Ona wygrała. Ma więcej niż którakolwiek z jej rówieśniczek bez większego nakładu sił, czasu czy pieniędzy. Ona ma mieszkanie, dziecko, partnera a ja mam pokój u mamusi, parę złotych oszczędności i wielkie marzenie o zostanie znanym pisarzem, z którego pewnie i tak nic nie będzie.

Nawet największe plany i marzenia są niczym, wobec tego, co już mamy i co udało się nam przeżyć. A mi jak dotąd udało się przeżyć lata pełne męki, ciężkiej pracy, nieudany związek – piękne chwile, których wspominanie miało być czymś cudownym, a zamieniło się w bolesne samobiczowanie, oraz niekończącą się serię porażek i rozczarowań…

Taki już codzienny los zwykłego chłopa na tym Polskim padole – samemu źle, z kobietą jeszcze gorzej, podczas gdy kobiety w tym kraju niemal zawsze wychodzą na swoje.

* * *

Zapraszam do poprzednich moich bajek oraz obserwowania autorskiego tagu: #harlekinywq

Jakby ktoś chciałby poczytać więcej i wesprzeć moją twórczość to...
ZAPRASZAM DO OPOWIADAŃ
...obiecuję, że całą swoją dolę wydam na klocki LEGO i figurki dziewczynek z anime ( ͡° ͜ʖ ͡°)

#przegryw #blackpill #zwiazki #pasta #seks #polska #p0lka #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #sztukanowoczesna #tinder
wqeqwfsafasdfasd - Związek remontowo-budowlany

#harlekinydlaprzegrywow

SPOILER

* *...

źródło: tired-man-home-renovation-arguing-girlfriend-stressed-couple-119166640

Pobierz
  • 24
@wqeqwfsafasdfasd: o chłopie. to zem sobie humor poprawił tym wpisem przy niedzielnej kawce :( trzymaj się ciepło. unikaj alkoholu, idź w siłownię. poznawaj inne - nie na sile ale takie które ci się naprawdę podobają - unikaj tinder (obnizsza poczucie własnej wartości), pracuj więcej, wychodź do ludzi - i nie mówię o imprezach - spacery, rower, fajni znajomi. brzmi głupio ale to naprawdę działa. tak tak wiem - wydaje ci się