Wpis z mikrobloga

2. Płonący pałac
W kamiennym korytarzu palacu w końcu natrafiłem na księcia oraz jego świtę. Po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy naprzód. Z kamiennych łuków będących wejsciami do komnat buchały płomienie, powietrze drgalo od temperatury, a języki ognia smagały nas po skórzanych kurtach. Byliśmy tego pewni zamek został zaatakowany i to najprawdopodobniej od wewnątrz. Podążaliśmy dalej, aż nie zobaczyliśmy kamiennego, kwadratowego otworu wentylacyjnego w podłodze. Książę wydał szybkie rozkazy abyśmy się rozdzielili, po czym skoczył wprost do ziejacego ogniem otworu. Widzieliśmy doskonale, że jego moc jest potężna, a ogień nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Nawet jego długie blad włosy falujące w górę od ruchu powietrza nie zajęły się ogniem. Został mi przydzielony jeden kompan, ruszylismy dalej, wiedzieliśmy co musimy zrobić, znaleźć broń. Po kilkunastu metrach morderczego biegu trafiliśmy w na końcu na komnatę do której nie dotarł pożar. Zaczęliśmy przeszukiwać ciężkie, bogato zdobione, dębowe meble. Tak, nareszcie, znalazłem katanę, piękne, zabójcze ostrze z czarną rękojeścią, ukryte w równie czarnej, zdobionej runami pochwie. Tuż obok leżała jeszcze jedna broń. Włócznia ,z długim zakrzywionym ostrzem, ostrym jak ząb rekina końcem, umieszczonym na jeszcze dłuższym drewnianym drzewcu. Mój towarzysz powiedział mi że on nie potrafi walczyć włócznia, więc zdecydowałem, że ta broń przypadnie mi. Byliśmy gotowi. Wyszliśmy ku przeznaczeniu.
#sen
  • 5