Wpis z mikrobloga

Kiedyś na pokładzie okrętu jadłem śniadanie w mesie oficerskiej, gdy wszedł tam nasz oficer operacyjny (OPS). Był on uosobieniem zaprzeczenia rannego ptaszka, wszedł nadal na wpół śpiąc, z zamglonymi oczami... Po prostu zombie z obwarzankiem w dłoni. Usiadł w kącie i półprzytomnie zaczął przeżuwać śniadanie.
Siedziałem plecami do burty i poranne słońce zaczęło świecić przez bulaj, tworząc jaskrawy okrąg dokładnie na jego półprzytomnym obliczu. OPS mrużył oczy z miną nieszczęśnika i leniwie gryzł kolejny kęs pieczywa, z trudem pamiętając co oznacza bycie żywą istotą. To był widok sprawiający fizyczny ból.
Nagle zombie przestało przeżuwać, powoli podniosło słuchawkę telefonu pokładowego i wybrało numer na mostek. Dobrze nam znanym zaspanym głosem powiedział:
- Czeeeeść. Tu OPS. Czy moglibyście... Przesunąć ścieżkę patrolu... Tak, jeden sześć pięć. Dzięki.
Odłożył słuchawkę i po prostu tak siedział. Mrużąc. Czekając.
I nagle. Powolutku. Jaskrawy krąg słonecznego światła zaczął przesuwać się z twarzy OPS-a na ścianę obok niego. Po krótkiej chwili jego twarz rozpromieniła się wewnętrznym szczęściem i pojawiło się pierwsze mrugnięcie. Powoli mrugnął kilka razy, a do mnie zaczęło docierać piękno tego, czego doświadczyłem. Rozkazując zmianę trasy patrolu o 15 stopni spowodował zmianę naszego kursu akurat o tyle, żeby odsunąć ze swojej twarzy padające promienie słoneczne. Dosłownie wolał zmienić położenie ważącego tysiące ton obiektu i kilkuset ludzi niż się przesiąść, tylko po to, żeby mógł spokojnie w cieniu skończyć swojego porannego obwarzanka. Byłem pod wrażeniem.
TO jest szczyt lenistwa...

#pasta #heheszki