Wpis z mikrobloga

#egipt #wakacje #podroze #turystyka #podrozujzwykopem #zainteresowania #gorzkiezale

5 stycznia w czwartek o godzinie 14:40 mieliśmy polecieć nowym, pierwszym połączeniem z Rzeszowa na tygodniową wycieczkę organizowaną przez Coral Travel linią lotniczą Enter Air do Hurghady w Egipcie. Samolot oczywiście był opóźniony kilkanaście minut, ale w końcu zaczęliśmy kołowanie. Niestety zanim dojechaliśmy na pas startowy dostaliśmy komunikat o usterce samolotu i wróciliśmy z powrotem na lotnisko. Po krótkim oczekiwaniu otrzymaliśmy wiadomość, że uszkodzenie jest na tyle poważne, że nie da się go usunąć na miejscu i został wysłany po nas samolot zastępczy z Katowic, który ostatecznie się pojawił i wylecieliśmy około 17:30. Cóż, opóźnienia się zdarzają, ale tu zaczyna się właściwa historia mojego pięknego urlopu...

Po wylądowaniu w Hurghadzie okazało się, że brakuje kilku bagaży. Dokładnie rzecz ujmując, to brakuje 94(!) bagaży ze wszystkich stu kilkudziesięciu – w tym oczywiście mojego. Zaczęło się żmudne wypisywanie dokumentów PIR (Property Irregularity Report – protokół nieprawidłowości bagażowej) trwające przy takiej ilości zdenerwowanych pasażerów i egipskiej biurokracji jakieś 3 godziny. Możecie sobie tylko wyobrazić jak to mogło wyglądać, kiedy setka mających już lekko w czubie Polaków, bez jedzenia i picia godzinami zmierza się z obojętnością afrykańskiej papierologii. Ostatecznie po wszystkim dotarliśmy do hotelu i po zameldowaniu wylądowaliśmy w pokoju około 2:00 w nocy – ponad 5 godzin później niż zakładał plan podróży, dawno po kolacji, z litrem butelkowanej wody na przywitanie i informacją, że o bagażach dowiemy się więcej jutro na spotkaniu z rezydentem.

Następnego dnia po śniadaniu rezydent rzucił obojętnie, że nie wie gdzie są bagaże, więcej informacji będzie o 20:00 i płynnie przeszedł do sprzedawania wycieczek fakultatywnych oferowanych przez Coral Travel za 200% ceny, którą można było znaleźć u konkurencji na miejscu albo przez Internet, jak zwykle strasząc, że inni nie mają ubezpieczenia, jest terroryzm i na pewno zginiemy jak wybierzemy się gdzieś nie z biurem podróży. Cóż, kilka osób nawet w to uwierzyło i wycieczki na spotkaniu kupiło...

Był drugi dzień bez bagaży (piątek), pomyślałem, że jakoś sobie poradzę do wieczora z tym z czym przyjechałem, a miałem tylko to co na sobie: długie dresy, koszulka, bluza, wiatrówka i jeden zestaw bielizny – reszta w bagażu rejestrowanym. I tak bez ciuchów, leków, kosmetyków, rzeczy do pływania i opalania, ładowarek (w podręcznym tylko powerbank) czekał mnie cały dzień bez wchodzenia do wody, pełen wkurzenia na zobojętniałe biuro turystyczne i niekompetentne linie lotnicze oraz wypełniony rozmowami z innymi poszkodowanymi o całym źle tego świata, a nie oddaniu się błogiemu relaksowi. Przynajmniej było piwo i zapoznanie z hotelem.

O 20:00 szambo wywaliło – nasze bagaże zostały w Polsce. Podczas zamiany samolotu nie przepakowano wszystkiego i przylecą do Egiptu następnym kursem, czyli w niedzielę, za kolejne dwa dni! Jakoś trzeba było żyć, pojawiły się plotki, że linia lotnicza ma obowiązek zwrócić poniesione koszty zakupu brakujących rzeczy osobistych do wysokości 100USD. Ale kto w Egipcie wystawia paragony, skoro większość to zwykłe bazary? Znaleźliśmy więc lokalny Carrefour i zakupiłem najpotrzebniejsze rzeczy: bieliznę, spodenki, koszulki, pastę do zębów, olejek do opalania itp. – całe szczęście z paragonami, szkoda, że po arabsku.

Dzień trzeci, sobota, godzina 10:00, kolejne spotkanie z rezydentem, informacja, że bagaże będą następnego dnia, ale trzeba po nie pojechać na lotnisko, za $5 od osoby. Można poczekać, aż przyjadą do hotelu, ale nie wiadomo kiedy to będzie, ani czy pojawią się właściwe walizki, bo przecież cały samolot ludzi był rozlokowany po kilkunastu hotelach. Zapada decyzja, że jedziemy, ale to skandal pobierać od nas kolejne opłaty i zabierać nam cenny czas urlopu, więc żądamy paragonu za transfer na lotnisko. Cytując klasyka: „jak z fakturą – będzie drożej” – cena automatycznie wzrasta do $6, razem z naszym podniesionym już do granic możliwości ciśnieniem. Płacimy i mamy czekać na kolejne informacje w południe dnia następnego, bo przecież może się okazać, że samolot nie pomieści drugie tyle ładunku pod pokładem i nie ma sensu jechać na lotnisko.

Czwarty dzień, niedziela w samo południe, jest komunikat, że są bagaże, wyjazd o 13:00. Szybki obiad i jedziemy w 7 osób wynajętym busem na lotnisko. Oczywiście przez zagrożenie terrorystyczne nie zostajemy wpuszczeni do środka i czekamy na porywistym wietrze przed drzwiami, przekazując po jednym formularzu PIR pani zajmującej się naszym tematem. Po pół godziny stania, w czasie którego wydano nam 2 bagaże, zaczęły przyjeżdżać transfery z innych hoteli i zaczął się raban. W końcu wywieziono przed lotnisko prawie 100 bagaży i zaczęło się stanie w kolejce po swoją walizkę. Po wielu kłótniach, krzykach, ponaglaniu, przewianiu i walce z bakszyszowcami ostatecznie wylądowaliśmy w hotelu około 16:00, całe szczęście każdy ze swoim majątkiem.

W styczniu słońce w Egipcie wstaje przed 7:00 a zachodzi około 17:00. Piątek, sobota, niedziela – przez 3 dni, połowę urlopu, marnowaliśmy najlepsze słoneczne i ciepłe godziny w ciągu dnia na użeranie się z formalnościami związanymi z brakiem bagaży. Trzeba było zrezygnować z całodniowych wycieczek fakultatywnych, żeby być na bieżąco z informacjami. Dlaczego? Bo spotykając innych ludzi na lotnisku w czwartek, 12 stycznia (dniu powrotu), okazywało się, że nieobecność w ośrodku skutkowała przesunięciem odbioru bagażu na poniedziałkowy wieczór. Czyli z tygodniowego pobytu na wczasach, miało się swoje rzeczy osobiste przez dwa ostanie dni – wtorek i środę, bo w czwartek skoro świt powrót do domu.

Po co to piszę? Z kilku powodów.

Po pierwsze, żeby się wyżalić na organizatorów wycieczek, ich opieszałość w działaniu, na pobieranie przez nich dodatkowych opłat żeby odzyskać swoje własne rzeczy zagubione nie ze swojej winy.

Po drugie, żeby przestrzec wybierających się na takie wycieczki przed pakowaniem większości potrzebnych rzeczy do bagażu rejestrowanego. Ja na pewno w przyszłości będę pakował więcej codziennych rzeczy do bagażu podręcznego, a może nawet kiedyś zdecyduję się polecieć tylko z takim bagażem, bo po tej całej sytuacji człowiek uświadamia sobie, ile tak naprawdę rzeczy potrzebuje na wakacjach.

Po trzecie, żeby dowiedzieć się, czy byliście w podobnych sytuacjach i macie jakieś doświadczenia w dochodzeniu swoich roszczeń od biura podróży czy linii lotniczej. Może wasi znajomi byli w podobnej sytuacji i możecie podzielić się informacjami jak, gdzie i do kogo zwrócić się po zadośćuczynienie za całą sytuację.

Wymieniliśmy się kontaktami z innymi poszkodowanymi i na pewno nie odpuścimy, ale jeżeli macie jakieś pomysły to podzielcie się w komentarzach.

PS Poznany przez mnie Egipt jest niezwykły, przystępny cenowo, rafy wspaniałe, piramidy ogromne, a meczety piękne.

PS2 Poznani przez mnie Egipcjanie są biedni, upierdliwi, narzucający się, skorumpowani, żądający dolara z każdej spotkanej przeze mnie klasie społecznej (żebrzące dzieci i dorośli na ulicach, kierowcy i przewodnicy wycieczek, sprzedający na bazarach i w sklepach, obsługa i animacja w hotelach, policjanci i ochroniarze na lotniskach – absolutnie każdy traktuje cię jak bankomat).
  • 6
@ramirezvaca:

umowa podpisana była z biurem nie z linią lotniczą

A w tej umowie informacja o obowiązującym prawie które jasno wskazuje odpowiedzialność linii lotniczej. Biuro jest tylko pośrednikiem w zakupie przelot+hotel+transport.
@ramirezvaca: Powtórzę, prawo jasno stwierdza odpowiedzialność linii lotniczej. Biuro podróży może zwalać na linie i ma rację. Przewoźnik będzie zwalać bo nie będzie chciał ponosić odpowiedzialności.
@refreshmaker: Przygotuj się na długie przepychanki z EnterAir. Od 2k21 czekam na jakiś przełom w sprawie, gdzie mój lot powrotny został opóźniony o 10h (naszym samolotem poleciała inna wycieczka, gdyż ich został uszkodzony w pojedynku z ptakiem).