Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Szkoła zabiera mi córkę. Serio. Od czasu kiedy poszła do #licbaza nie ma na nic czasu. I na początku nie wierzyłem myślałem, że to bujda, że wcale się nie uczy jak mówi, że się uczy ale za każdym razem jak wbijam do pokoju to albo zadania domowe albo nauka na sprawdziany.

Efekt jest taki, że w długi weekend nie miałem córki. W czwartek wróciła ze szkoły na jakimś fochu. Zjadła obiad i poszła spać. Poszedłem z nią pogadać powiedziała, że już ma dość szkoły, że od 9-tego ma taki zapieprz, że głowa mała. Widzę w e-dzienniku, że wesoło nie jest a jeszcze ile rzeczy dzieje się nieoficjalnie? Niby w statucie szkoły są max. 2 sprawdziany w tygodniu ale oni to omijają i to coraz bardziej chamsko. Z wielu przedmiotów ocen jest po KILKANAŚCIE. Codziennie zadania domowe, nauka na sprawdziany i straszenie maturą. Tak skuteczne, że dziewczyna zamiast się nią motywować to się jej boi jakby to było jej być albo nie być w życiu. Mimo, że mówię jej, że to pryszcz i na pewno sobie poradzi.

Zrobiłem już nie raz aferę na zebraniu, że co to ma być, że moje dziecko całe weekendy spędza nad książkami ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, widocznie to z nią jest coś nie tak, bo inni nie narzekają. Problem w tym, że wielu rodziców mnie poparło ale "po cichu". Serio? Wychodzę na pieniacza ale będę z tym walczył, bo to jest tworzenie korposzczurów, wciąganie w wyścig zanim w ogóle oni dorosną. Myślą, że tak musi być, że roboty jest pod korek, że pracuje się poza domem i w domu, że zadania się nie kończą a szef-nauczyciel może #!$%@?ć i oceniać. To nie są nauczyciele - to są oceniacze.

I czasem namawiam córkę, by porzuciła te zadania domowe - trudno będzie jedynka, ma inne dobre oceny. Materiału przybywa a dobra się nie rozciąga. Wchodzi do domu przed 17:00, je obiad, pół godziny śpi i siada do książek - koniec ok 21-21:30 - ogarnianko i spać. Znajomi? Są ale mega rzadko a z uśmiechniętej dziewczynki z czasów podbazy zostaje cień. Coraz bardziej się boję o jej zdrowie psychiczne. Ja bym tak nie wytrzymał. Ja będąc w szkole miałem czas na wszystko - na znajomych, na treningi. O właśnie -treningi. Tańczyła, sprawiało jej to mega radość ale szkoła jej to wyrwała. Pójdzie na trening, potem dwa razy opuści i wypadła już z tego rytmu, plus czasem jak ma do wyboru trening vs. spotkanie z koleżankami vs spanie to trening nie jest jej pierwszym wyborem. Szkoda, bo dobrze jej szło i dobrze nam o niej mówili trenerzy.

Nie wiem co zrobić. Matura to przecież nie jest być albo nie być. Co roku przeglądam arkusze - nic mnie nie wbija w fotel, nie ma jakiś drastycznych zmian od "moich czasów". Albo jestem na bieżąco - anyway dzisiaj raczej też bym zdał. Matmę to tak na 30% ale jednak. Mam wrażenie, że to nie są nauczyciele tylko sprawdzacze i ze szkoły ona nie przynosi nic poza tonami zadań, żadnej merytorycznej wartości.

---
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #63bbcaaabab6bef5c090616f
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Wesprzyj projekt
  • 4
@AnonimoweMirkoWyznania: przepisz ją na edukację domową, obczaj np. Szkołę w Chmurze. To nie są zadne zdalne lekcje, uczysz się sam w domu jak chcesz, a na koniec zaliczasz przedmiot egzaminem albo prezentacją na wybrany temat (sam wybierasz termin). Można olać gównoprzedmioty, odbębnić egzaminy w listopadzie i skupić się na przygotowaniu do matury z tego, co cię kręci. Albo po prostu mieć więcej czasu na znajomych i zainteresowania. Z tego co piszesz,