Wpis z mikrobloga

Zawsze, ale to zawsze gdzie nie pójdę do pracy, pojawia się temat zapotrzebowania pracownika na tak zwane "jego wyposażenie". Pracuje któryś raz w drukarni u tak zwanego prywaciarza. U tego akurat jest bardzo mało roboty gdzie cześć tego czasu dosłownie, siedzę przed komputerem. Zdarzają się jednak wypadki średnio raz/dwa w tygodniu o dostarczenie czegoś. Pracuje po "cywilnemu" w swoim ubraniach. Ubrań tak zwanych roboczych nie ma, bo szef stwierdził "jak on pracował, to się nie brudził". Zwykle chodzi o zawiezienie paru kartonów po około 20 kg. Jest zima, około -10 i w swojej kurtce, rękawiczkach mam zawieść jakieś kartony. Czy się pobrudzę, czy nie, jego to najmniej obchodzi? Jak trzeba było coś zrobić przy maszynie to oczywiście tak samo. Ciuchy robocze, które miałem w przedniej pracy, poszły na utylizację, bo nie dało się już w nich chodzić. Czy to taki problem dać pracownikowi nie wiem 300 zł, aby sobie kupił dobre rękawiczki, jakieś drelichy czy inne spodnie przeznaczenia roboczego raz na rok? Nie lubię się dopraszać o coś, co powinno być normalne na danym stanowisku. A tłumaczenie, że ktoś się nie brudził, powoduje pogardliwy uśmiech na mojej twarzy, bo już wiem, gdzie pracuje. Nie mogę narzekać na nakład pracy, ale takie zachowania stawiają zawsze pracodawcę w złym świetle.
#pracbaza