Wpis z mikrobloga

#motogp #moto3


Dzisiaj pod lupę weźmiemy pierwszą naprawdę grubą rybę, o której śmiało można powiedzieć, że celem może być tylko mistrzostwo. Problem w tym, że tego gościa tak określa się już od kilku lat, a nigdy jeszcze nie był nawet blisko tytułu.

#5 - Jaume Masia - Leopard Racing (6 sezon)

Masia do zeszłego sezonu przystępował może nie jako główny faworyt, ale jako ktoś, kto ma coś do udowodnienia za poprzednią kampanię. Choć to on był początkowo liderem zespołu, to jednak bardzo szybko okazało się, że Acosta, czyli 17-letni debiutant, jest dla niego po prostu za szybki. Przed tym sezonem sytuacja rysowała się podobnie, ale nikt nie liczył, że Holgado wskoczy w buty swojego poprzednika. Masia ponadto jeździł już wcześniej w ekipie i teoretycznie miał idealne warunki do walki.

No ale już początek sezonu przypomniał o starych demonach. W Katarze do pewnego momentu było świetnie, ale pierwsze ostrzeżenie nadeszło, kiedy nienaturalnie wczesne hamowanie sprawiło, że Masię na centymetry ominął Deniz Oncu. Drugiego już nie było - Hiszpan przestrzelił hamowanie do jednego z szybkich zakrętów i wracając, nadział się na Kaito Tobę, zaliczając podróż w żwir. W trzeciej rundzie stało się coś bardzo podobnego, kiedy Masia wracał na linię wyścigową po ataku na Migno, zderzył się z nim i znów znalazł na trawie, tym razem w towarzystwie rywala. Puknięcie włoskiego zawodnika w kask było żenujące, ale czy w jakimkolwiek stopniu zasadne? Jasne, to Migno był z tyłu, ale ten zakręt poprawnie pokonuje się tylko w jeden sposób, czego Masia zdecydowanie nie zrobił, co więcej, zawodnik Snipersów nie miał prawa go nawet widzieć.

Trzy wyścigi, 9 punktów, 2 dnfy. Nie jest to początek marzeń, ale potem nadszedł chyba najlepszy moment w karierze Masii. Nawet gdy nie zachwycał w kwalifikacjach, w wyścigu był dokładnie taki, jakiego chciał go widzieć Ajo. Szybki, agresywny, późno hamujący i co najważniejsze, skuteczny. Austin? Wygrana po pojedynku z idiotycznie szybką na prostej Hondą Migno. Portimao? Drugie miejsce, minimalnie za plecami Garcii. W Jerez rzutem na taśmę zaliczył trzecie miejsce, aw Le Mans po szalonym ostatnim okrążeniu ograł Sasakiego i znowu wygrał. Nawet w generalce zaczęło to wyglądać nieźle.

Niestety, u tego zawodnika wahania formy są tak powszechne jak wywrotki Darryna Bindera. W Mugello Hiszpan punktów nie zdobył. Jasne, tłumaczy go fakt, że jego motocykl dostał maszyną innego zawodnika, przez co stracił dużo czasu, ale... Oncu się wywrócił, a i tak skończył przed nim (16 sekund za zwycięzcą). W Katalonii było już lepiej, ale ósme miejsce chyba nie jest szczytem marzeń. Natomiast Sachsenring... Dramat. Dwunasta lokata, ponad 21 sekund do zwycięzcy. Co gorsza, za wszystkimi innymi zawodnikami Red Bulla. W Assen Masia znów był szybki, ale tym razem miał pecha. Na ostatnim kółku z toru po zbyt optymistycznym ataku zabrał go David Munoz. Marzenia o mistrzostwie prysły już w połowie sezonu.

Co nie znaczy, że Masia się poddał. W Silverstone kompletnie zepsuł kwalifikacje (21 miejsce), ale w wyścigu pokazał, że wyprzedzać potrafi i zgarnął drugą lokatę. W Austrii jednak znów nie było punktów, tym razem na skutek wywrotki i własnego błędu, ale już w Misano zawodnik Red Bulla powetował sobie to niepowodzenie kolejnym drugim miejscem, choć niedosyt chyba miał, bo długo wydawało się że będzie w stanie zagrozić Foggi w walce o zwycięstwo. Ostatecznie musiał jednak bardziej skupić się na obronie przed Guevarą. Na zakończenie europejskiej części sezonu zajął jeszcze 8 miejsce w Aragonii, ale ze sporą stratą do wspomnianego lidera generalki.

Azjatycka część sezonu miała być swego rodzaju pokazem mocy bardziej doświadczonych zawodników. Cóż, akurat Masii chyba nie wyszło. Boleć może zwłaszcza Motegi, gdzie po (znowu) kiepskich kwalifikacjach Hoszpan na kilka okrążeń do mety przebił siena drugie miejsce, ale zamiast skupić się na dowiezieniu go do mety, spróbował pogonić za uciekającym Guevarą i zaliczył nieprzyjemny, spektakularny high side. Fatalnie poszło mu też w Australii, gdzie ledwo co zmieścił się w punktach i dojechał 17 sekund za prowadzącą grupą. To nie jest forma na mistrzostwo, mówiąc delikatnie.

A Walencja? A w Walencji zabawił się razem z Kaito Tobą w bokserów. Między zawodnikami doszło do kolizji w treningu. W TRENINGU, powtarzam. Już na poboczu obaj uznali, że najlepiej wyjaśnić to sobie za pomocą pięści. Warto zaznaczyć, że to Masia rzucał się bardziej. Kara musiała być bardzo surowa. I była - start z pit-lane z dodatkową karą czasową. Nie muszę mówić, że skończyło się bez punktów, po raz siódmy w sezonie. Za dużo.

Bardzo ciekawe, że Masia wraca do Leoparda, choć rozstał się z nimi w średniej atmosferze dwa lata temu. Będzie liderem najlepszej ekipy na Hondach, ale ani Honda nie jest od jakiegoś czasu w pozycji, która pozwala na walkę z KTMem i jego klonami na każdym torze, ani jego pozycja nie jest tak pewna, jak można sądzić. Suzuki już nie raz pokazywał, że z pozycji underdoga umie ukąsić. Myślę, że Jaume zakończy wreszcie sezon na podium, ale nie sądzę, żeby włączył się do otwartej walki o tytuł. W tym roku pod tym względem mnie zawiódł.

Typ: 3 miejsce na koniec sezonu
Pobierz BogdanBonerEgzorcysta - #motogp #moto3
SPOILER

Dzisiaj pod lupę weźmiemy pierwszą na...
źródło: comment_1670675364WTunj1daKXcD89JhfCw3lB.jpg
  • 5