Wpis z mikrobloga

Do całej sprawy mam mieszane uczucia, ale śledząc tag #obowiazkowecwiczeniawojskowe w oczy rzuca mi się jednak rzecz, która dziwi mnie najbardziej.

Spośród ludzi, którzy popierają obowiązkowe ćwiczenia, wyodrębnić można łatwo parę grup: są tacy, którzy nie używają argumentów, by uzasadnić swoje zdanie, skupiają się na obrażaniu męskości tych niechętnych. Ok, tych to człowiek nawet nie traktuje poważnie, więc za dużo o nich nie myśli. Są też tacy, którzy uważają, że za korzystanie z "przywilejów" wynikających z bycia Polakiem należy się też jakaś "służba" krajowi. Ok, to przynajmniej brzmi jak jakiś argument, z którym można się zgodzić lub nie.
Najbardziej rozwala mnie jednak inna grupa. Są to ludzie, którzy bagatelizują te ćwiczenia, "bo co to jest miesiąc wfu"? Co najbardziej dziwi mnie w tym podejściu? Te osoby naprawdę myślą, że miesiąc życia to nic i człowiek, który nie szedłby na takie ćwiczenia i tak niewiele jest w tym czasie zrobić. Od razu w głowie mam obraz kogoś, kto w nosie ma swoją pracę, idzie tam odbębnić temat na x h dziennie. Potem wraca do domu, siada na kanapie i siedzi tak aż do nocy po czym powtarza schemat każdego dnia. Taka osoba naprawdę nie umie zrozumieć, że ktoś, kto do pracy podchodzi tak, by jak najwięcej skorzystać z faktu pracowania, to nawet czas spędzony "na robocie" wykorzystuje jako okazję do rozwoju, nauki i samodoskonalenia.
Nie jestem najwybitniejszą jednostką, jaką znam, ale sam na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że każdy miesiąc właściwie wykorzystuję na tyle, że "ja sprzed miesiąca" jest dużo głupszą wersją mnie niż "ja obecnie". 45-50h pracy tygodniowo, w które sporo robię i jeszcze więcej się uczę. Do tego 5-10h nauki teoretyczno-praktycznej, 5-10h pracy nad własnym projektem, który planuję kiedyś zamienić w poboczny biznes. To wszystko łączone z obowiązkami domowymi(jestem żonaty). Dlatego też moja niechęć do ewentualnych ćwiczeń(choć jeśli powołają, to pójdę) to nie wynik strachu, tylko kalkulacji zysków i strat. Przy moim schemacie działania, miesiąc wyjęty z życia jest praktycznie nie do odrobienia i spowalnia mój rozwój, z którego państwo miałoby więcej, niż z brania mnie na przymusowego rezerwistę.
  • 5
@Zoltrix__: nie jestem pracoholikiem. Zwyczajnie lubię, co robię i motywuje mnie to, ile mogę się jeszcze nauczyć. Widzę cel na horyzoncie i do niego dążę. Nie zaniedbuję przy tym żadnych innych aspektów życia.
Są to ludzie, którzy bagatelizują te ćwiczenia, "bo co to jest miesiąc wfu"?


@Fattek: to nawet nie chodzi o ten miesiąc. To chodzi o to, że państwo dało sobie furtkę, żeby cię co roku na 3 miesiące wyciągać z życia z krótkim terminem stawiennictwa. Powodzenia w planowaniu wakacji i kontaktach z pracodawcą/kontrahentami. Nigdzie na świecie tak nie ma, nawet w krajach będących formalnie w stanie wojny i mających ZSW jak Korea
@Fattek: pyt. Jak organizować społeczeństwo i w nim bezpiecznie żyć ? Zagrożenie jest realne ew. Agresor ma wiedzieć że Państwo ma gotowość do obrony. Bez szkolenia większej ilości ludzi tego się nie da zrobić
@matabora: zachętą, a nie przymusem. Na pewno podbić zarobki dla zawodowych. Programista z 3 latami doświadczenia ma więcej kasy niż generał(jeśli wierzyć danym z neta o pensji generałów). Zachęta dla rezerwy np. w postaci podniesienia kwoty wolnej dla żołnierzy rezerwy, którzy się przeszkolą. Coś się da wymyślić, jeśli się zechce. Problemem jest, że miłościwie nam panujący chcą to zrobić tanio, byle się liczbowo zgadzało. Wartość takiego rezerwisty, którego wyrwali z chałupy,