Wpis z mikrobloga

#pianino

Taka mnie rozkmina naszła, kiedyś już się nad tym zastanawiałem. Swego czasu zarabiałem przepisując ludziom teksty, jak jeszcze nikt niemal nie miał kompa, a jak już to bez drukarki. Ciężko teraz ocenić, ile tego w sumie godzin się zebrało, ale mogło być i ze 300. Skutkiem ubocznym było to, że piszę bezwzrokowo szybciej, niż ktokolwiek ze znajomych. Niemal ktokolwiek, jeden gość jeszcze prawie dwa razy szybciej pisze ode mnie. Profesjonalny muzyk, który swego czasu przygotowywał się też do gry zawodowej w starcrafta i godzinami robił ćwiczenia na szybkość pisania czy precyzję kliku myszką.

Cały czas zastanawiam się, czy gdyby poświęcić tyle samo czasu na granie z nut, nie byłoby podobnego efektu? Kłaść nowy utwór, lecieć go tylko raz, odkładamy, bierzemy następny, następny, następny... Czy w efekcie nie grałoby się nowych rzeczy tak o, z buta? Bez jakichkolwiek innych ćwiczeń, gam, pasaży, uczenia się utworów i całej reszty, tyle żeby palcowania pilnować i poprawnie technicznie to robić?

Ile to byłoby stron nut, 300 godzin? Licząc 25 taktów na stronę, licząc 2-3 sekundy na takt, no powiedzmy 60 stron w godzinę. 18 000 stron.

A może bez prób nauczenia się teorii muzyki efekt byłby taki, jakby kogoś zmuszać do przepisywania języka obcego, nigdy nie będzie w tym naprawdę dobry?

Albo jak ci wszyscy ludzie, którzy całe życie piszą na klawiaturze, napisali w sumie objętościowo całą encyklopedię, a dalej klepią dwoma palcami?
  • 2