Wpis z mikrobloga

Na spacerze byłem opiszę swoje spostrzeżenia, może ktoś ma podobnie. Centrum handlowe niedzielą i tak żyje, sprzedaje jedzenie. Siedzą tam pary, grupy, rodziny, dostawcy jedzenia... Przyszedłem sam co robić nie zostanę tu dłużej. Myślę sobie: "Dobra przejdę w sekcję z eleganckimi ubraniami, nigdy tam nie byłem a i dziś zamknięte to ludzi będzie mniej". No cóż nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, wielu ludzi odpoczywało na fotelach, ktoś spał, w pewnym momencie jakieś 3 dziewczyny z chichotliwej rozmowy umilkły na mój widok, jasny powód, aby stamtąd iść, w końcu nie chcę żadnych problemów. Oglądam więc piękne garnitury, marynarki czy swetry na wystawach i zacząłem myśleć o własnym ubiorze. Jasnoszara bluza i szare spodnie. Zwykły szary człowiek... Nagle okazało się, że znów wróciłem do punktu z gastronomią. Trochę mnie to zdziwiło i wystraszyło, nie znam tej części centrum więc mój szok mógł mnie nakierować tylko w jedną stronę - wyjście z obiektu. Gdy tak szedłem ulicą widziałem gołębie, jadły sobie ziarenka, które wyrzuciła im z okna bloku jakaś staruszka. Widząc to pomyślałem sobie, że przecież natura jest dla wszystkich za darmo, ale nie chodzi mi tu o psy na smyczy tylko wolne ptaki jak choćby te gołębie czy kaczki nad rzeką. Smycz. Hmm czy my przypadkiem nie jesteśmy jak te psy na smyczy. Pomyślałem, że przecież idę do akademika, muszę do niego wrócić, jest mi jak kojec dla psa, a nikt nie lubi przymusu... Pomyślałem wtedy o @AntemuralePrzegrywitatis czy przypadkiem brak domu naszego już zagranicznego koliegi nie czyni go bardziej wolnym od nas? Stwierdziłem dobra nie wracam jeszcze do tej klitki pójdę nad rzekę. Spodziewałem się spacerujących rodzin, ale nie spodziewałem się osoby na wózku. Zauważyłem go, gdy przejeżdżał drogą dla rowerów przez most, na którym nalicza się liczbę przejechanych rowerów. Ku mojemu zaskoczeniu został naliczony jako rower co wprawić w zakłopotanie, nie miałem jednak czasu nad tym dalej myśleć, ponieważ nagle kruk siedzący na sygnalizacji dał mi znać, że zmieniło się światło i mogę już iść. Byłbym mu nawet wdzięczny, gdyby nie to, że wszyscy ludzie zaczęli się na niego gapić, a gdy sobie odleciał przerzucili wzrok w moją stronę, jakby myśleli, że go karmię czy tresuję... Zestresowany przyspieszyłem kroku i uciekłem stamtąd jak najprędzej. Niewiele myśląc usiadłem na ławce nad rzeką. Jak na złość większość przechodniów stanowiły młode pary. Każda o czymś ze sobą rozmawiała, moją uwagę jednak wzbudziła ta jedna, która szła w milczeniu... Nie było wśród nich żadnej dysproporcji w stylu ona trochę z przodu on z tyłu, nie było nawet naturalnego ruchu. Szli dosłownie jak żołnierze: lewa-prawa-lewa-prawa, wydawało mi się to dziwne, ale przecież ja sam nie wiem o czym mam rozmawiać, więc może lepiej po prostu chodzić trzymając się za ręce? Może są ludzie tacy jak ja, którzy nie muszą ciągle rozmawiać, może jest dla mnie jeszcze nadzieja, że darmowa przyroda, względna sprawność fizyczna wystarczy do szczęścia? A może to cope, kolejne oszustwo mojego mózgu, który szuka drogi, aby nie doznać załamania? Z jednej strony cieszę się, że przeszedłem się na świeżym powietrzu, z drugiej nie wiem czy lepiej siedzieć ciągle w czterech ścianach i nie narażać się na tego typu myśli, gdy nie ma takiej potrzeby...
#przegryw
  • 3