Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 37
933 639 + 163 = 933 802

Pierwsza samodzielna wymiana szprychy zaliczona - niby nic, a cieszy :) Nie obyło się bez drobnych komplikacji, bo te z jakiegoś starego koła, które walało się od dłuższego czasu po piwnicy, okazały się o pół centymetra za długie. No ale od czegoś jest magiczna, międzypokoleniowa, ojcowska skrzynka narzędziowa :D Znalazłem tam zestaw narzynek, problem rozwiązany. Cała operacja z dookólnym serwisem i sprzątaniem zajęła mi sporo więcej czasu, niż planowałem, przez co moje założenia o zawieszeniu nocnych rajdów poszły w piach. Coś mi się jednak wydaje, że niewiele straciłem, bo trasa była wyjątkowo nudna... Praktycznie same proste przez lasy, które (za dnia i na początku) może zachwycały kolorami jesieni, lecz szybko zrobiły się nużąco monotonne. Z nawierzchnią nie było tragicznie, momentami rzekłbym nawet, że można by pojechać na samych obręczach, ale jest jeszcze dużo do poprawy w tym temacie. Dodatkowo za Czeszowem wpadłem na chyba najdłuższą w okolicach Wrocławia drogę brukowaną - kilka kilometrów mokrej kostki, przy której nawet Kotowice wydają się przyjemnym miejscem. Oczywiście nie mogło się też obyć bez krajówki, na szczęście 439 od Sycowa do Oleśnicy sobotnim wieczorem była mało uczęszczana, a w dodatku ma spory pas pobocza i jechało się całkiem komfortowo. Majaczące w oddali światła Oleśnicy niewątpliwie podnosiły atrakcyjność tego odcinka, ale wolałbym nie trafić tam w godzinach szczytu. Na koniec czekała mnie miła niespodzianka za Oleśnicą, bo droga przez Bystre i Oleśniczkę przeszła drobną kosmetykę nawierzchni. Bardzo lubię ten odcinek, a będzie tam jeszcze przyjemniej. Przynajmniej przez jakiś czas.

Dla mnie był to technicznie interesujący wypad, bo pierwszy raz na takiej trasie miałem tylko jeden kilkuminutowy przystanek na rozprostowanie dupska i pleców - i to bardziej zapobiegawczo, niż z potrzeby, bo miałem jeszcze kilkadziesiąt km przed sobą i wolałem nie kusić losu. Ostatnio mam fazę na żelki i być może tu jest jakaś wskazówka, bo, z licznikiem w ręku, co 10 km wciągałem biedronkowego "węża" i, doliczając muffinkę na postoju, były to jedyne posiłki na całym dystansie. Pamiętam, że kilka miesięcy temu zdychałem z głodu na 120 km, a tu nawet ssanie się nie włączyło. Zmęczenie oczywiście dało się pod koniec odczuć, a dziś organizm jasno informuje, że popracował i należy się odpoczynek, ale stały dopływ kalorii najwyraźniej robił swoje. I poszło ledwie pół paczki, całkiem ekonomicznie. Trzeba przeprowadzić kolejne testy :)

#rowerowyrownik #rower #rowerowywroclaw #ruszwroclaw #100km

Skrypt | Statystyki
Pobierz
źródło: comment_1667143401b40MNIHPry4gAYGjbyoKAd.jpg
  • 2