Wpis z mikrobloga

Spadło z rowerka bez powodu - dziękuję moderacja ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Dodałem cenzurę, nie będę też dodawał zdjęcia z googla.

#harlekinydlaprzegrywow



Cześć! Dziś druga cześć opowiadania.

Kto nie czytał – zapraszam do

części pierwszej



Opowiadanie to dedykuję wszystkim, którzy nigdy nie zaznali nastoletniej miłości.

„Za dobra dla wszystkich”
Części druga: miłość instant.

Noc z czwartku na piątek Klaudia spędziła głównie na rozmyślaniu…

Co się z nią dzieje? Jak rozegrać znajomość z Michałem? Czy to nie idzie za szybko? Przecież to bardziej oczywiste, że idzie – jeszcze nigdy nie robiła nikomu dobrze ustami. Nie myślała o tym źle, jednak planowała zrobić to komuś, z kim będzie się spotykać, kogo będzie kochać na swój młodzieńczo-naiwny sposób… Nie z dziesięć lat starszym facetem, którego zna od trzech dni i o którym wie tylko tyle, że lubi szybko jeździć autem i jarać.

Przecież od zawsze mówiono jej, że kocha się przede wszystkim charakter, osobowość – tymczasem jego osobowość nawet nie była dla niej zagadką. Po prostu totalnie jej nie obchodziła. Liczyło się to, że pociągał ją do granic, że czuła radość, gdy razem pędzili po drogach, szczęśliwa gdy się całowali i napalona gdy dotykali się wzajemnie. Tylko gdzie w tym wszystkim miłość…?

A może jednak miłość nie potrzebuje czasu, wiedzy, rozmów czy planów – a liczy się wyłącznie to pierwsze uderzenie serca, które następuje po współwzajemnym spojrzeniu sobie prosto w oczy. Miłość od pierwszego wejrzenia istnieje – więc wszystko, czego nie jesteśmy w stanie dostrzec w drugiej osobie podczas pierwszego jej zobaczenia ma tak naprawdę marginalne znaczenie.

Co prawda brakowało jej randek, kwiatów, buziaków w policzek na pożegnanie, wypadów do kina, na obiad, kolację – bo przecież tak wygląda związek. Tak wyglądały związki jej koleżanek i ona też chciałaby taki stworzyć. Nie płytką relację, w której facet podjeżdża pod nią autem, jadą za miasto, jarają, ruchają się na siedzeniach a potem odstawia ją pod dom niczym jej rówieśnicy chusteczki na półkę po samozabawie.

Ona chciała czułych słówek, maślanych oczu, wyniosłych gestów i romantycznych chwil. Nie mokrych majek między jego palcami i p*nisa wpychanego siłą głęboko do gardła… Jednak jak na razie miała tylko to drugie – i czego bała się przed sobą przyznać, to jej w zupełności wystarczało. Musiała pogodzić się z tym, co się wydarzyło i zaakceptować to, jak się wtedy czuła. A czuła się najlepiej na świecie…

Tymczasem Michał tego dnia nie myślał już za dużo – nawet do niej nie napisał, bo nie miał po co. Wypił piwa, pograł na konsoli aż się znudził, na dobitkę odpalił porno, zrobił swoje i zasnął.



Kolejny dzień dla młodej damy był piekłem – i nie chodziło tu o jej sumienie, a zwyczajny niedobór snu. Z tego powodu po powrocie ze szkoły momentalnie zasnęła, a z Michałem popisała wieczorem i tylko przez chwilę.

Aktualnie mieszkał z rodzicami, którzy w ten weekend wyjeżdżali na wesele, gdzieś na drugi koniec kraju. Weekend, wolna chata – możliwości były spore a chęci, zarówno napalony jak wietnamska wioska Michał, oraz mokra niczym zalana toaleta Klaudia mieli więcej, niż kiedykolwiek w swoim życiu…



W czwartek przy kolacji Klaudia powiedziała rodzicom, że weekend ponownie spędzi z Julią – tym razem na wyjeździe. Jako, że nigdy nie przyłapali jej na kłamstwie, rzadko kiedy czegokolwiek zabraniali i już nie raz znikała z domu na noc, nawet nie dopytywali się o szczegóły. Niech sobie jadą, niech się bawią – wiedzieli, że wychowali na tyle mądrą córkę, że raczej nie powinna wrócić z takich wypadów ani uzależniona od narkotyków, ani w ciąży, ani w czarnym worku, więc zbytnio się nie martwili.



Stare, sprawne, niegdyś luksusowe a dziś już tylko przepłacone srebrne BMW podjechało pod liceum równo o 15:00, by odebrać naszą bohaterkę w taki, sposób, aby wszyscy to widzieli. Klaudia sama poprosiła o to Michała – nie chciała się z nim kryć przed znajomymi, a wręcz przeciwnie…

Jej „jeszcze nie chłopak, a już nie kolega” zaparkował jak najbliżej głównych drzwi z opuszczonymi szybami – tak, aby jak najwięcej osób go widziało. Gdy Klaudia dosiadła się do niego dała mu buziaka, zamknęła drzwi a on odjechał strzelając z rury i piszcząc oponami aby każdy, kto był w okolicy, się na nich spojrzał.

Srebrna karoca wiozła Klaudię na jej prywatny bal, na którym czeka ją „odwrotny kopciuszek” – z młodej, grzecznej i eleganckiej dziewczyny, za pomocą jego różdżki ma zamienić się w brudną szmatę. Znaczy tak to wyobrażał sobie jej umysł, który zamienił się w jeden wielki garnek gęstej zupy gotujących się hormonów, przez które to jej młode ciało pragnęło wszystkiego na raz – a przede wszystkim jednego.

Michał jeszcze nigdy nie jechał tak szybko – Klaudia zaś jeszcze nigdy nie była aż tak podekscytowana. Czas ciągnął się w jej głowie niczym ser na domowej pizzy bo wiedziała, że to już nawet nie dziś, a dosłownie za chwilę… Tylko jak to będzie wyglądać? Obiad przy świecach, kąpiel z płatkami róż i piękna miłość na wielkim, pachnącym łożu? Z drugiej strony, gdy pisała o swoich „naiwnych, księżniczkowych fantazjach” z Michałem, ten odpowiedział krótko i żartobliwie: chyba cię poje
ło.

No nic, co ma być to będzie – a będzie to już za chwilę.

Po kilku minutach takiej jazdy, jak jeździ się BMW po mieście, w którym jest tylko jedna sygnalizacja świetlna, napalone gołąbki dotarły pod swoje chwilowe gniazdko – dom rodzinny Michała. Stary, poniemiecki, świeżo odnowiony, pięknie odrestaurowany o białej elewacji, czerwonych oknach i pomarańczowym dachu, stojący na małym osiedlu tuż pod lasem.

Zaparkował, wyszedł, otworzył jej drzwi, ona na drżących podekscytowaniem nogach po raz ostatni opuściła karocę jako księżniczka a czas się niemal zatrzymał. Każdy krok, każdy oddech – Klaudia czuła dosłownie wszystko, a wszystkie z mijających właśnie sekund wręcz wypalały się w jej pamięci. Już nigdy nie zapomni ani jednej sekundy, która właśnie trwa – niczym żołnierz swoich pierwszych minut w walce. Z tą różnicą, że im obraz w głowie wypalał strach, u niej zaś robiła to ekscytacja oraz podniecenie…

Kilka cichych kroków pod drzwi, przy których się zatrzymali. Michał je otworzył, weszli. Ściągnęli buty…

-Chcesz coś zapalić? – nie musiał dodawać „zanim zaczniemy” bo to, że zaczną, było pewne niczym przegrana w lotka.
-N… Nie. – odpowiedziała niepewnie, pierwszy raz w życiu jąkając się.

Nic nie pić, nic nie palić, nic nie brać – przynajmniej podczas tego pierwszego razu. Aby lepiej zapamiętać, aby bardziej się nacieszyć. Aby zrobić to będąc napędzaną czystym pożądaniem, nieugaszonym pragnieniem posiadania w sobie najseksowniejszego ciała, jakie poznała w swoim, dopiero co przecież rozpoczynającym się życiu.

-To idziemy na górę…?
-Nalejesz mi wody?

Woda. To, bez czego człowiek nie jest w stanie żyć sobą w pełni. Stres, emocje, ciężar chwili – Klaudia wiedziała, że jeśli nie wypije jej natychmiast, to nie będzie miała siły aby chociaż dość na górę, a co dopiero mówić o innym dochodzeniu… Duża szklanka wypita na hejnał i strome schody na poddasze, do jego pokoju – jednego z ważniejszych miejsc, które odwiedzi w całym sowim życiu.

Niedojedzona pizza w leżącym na biurku kartonie i młynek z ziołem tuż obok. Śmietnik pełen puszek, butelek i chusteczek. Nieład typowy dla większości niechlujnych, leniwych i niezdyscyplinowanych ludzi – czyli prawie wszystkich, którzy żyją.

Sterta ubrań, która z łóżka powędrowała nie na krzesło, a tym razem na samą podłogę i muzyka, którą włączył – rockowe ballady puszczone cicho z komputera na starych głośnikach. Tak, aby zagłuszyć ciszę, jednak nie na tyle, aby przekrzyczeć ich ciała.

Gdyby byli przeciętną parą zwykłych, szarych, nieciekawych, szablonowych „kopiuj-wklej” ludzi, to on mówiłby właśnie o tym jaka jest piękna, jak mocno go pociąga i jak długo czekał na tą chwilę. Ona przyjmowałaby te komplementy w wymownym milczeniu, by potem co chwilę opowiadać mu o tym, że jest nie tak, że za mocno, za szybko, niewygodnie.

Ale po co mówić coś, o czym doskonale się wie?

Cisza łączy ludzi o wiele piękniej niż błahe, oczywiste słowa i żadne z nich nie miało zamiaru jej między sobą przełamywać.

Klaudia stanęła na środku pokoju a Michał obrócił ją do siebie tak, aby znalazła się plecami do łóżka. Po raz ostatni spojrzał w niewinne oczy, pocałował. Złapał za talię, wsunął swoje szorstkie dłonie pod jej białą bluzkę z zielonymi rękawami, zacisnął się na piersiach. Zrobił krok, który ich do siebie przybliżył i kolejny by pchnąć ją do tyłu. I jeszcze jeden oraz następny, który to zakończył ten miłosny spacer. Klaudia oparła się łydkami o łóżko, by po chwili paść na nie plecami.

Był to najdłuższy lot jej życia.

Gdy wylądowała na pasie, na którym zazwyczaj ląduje kończące dzień ciało, ich krew zaczęła wrzeć, a niemal stojący w miejscu czas przyspieszył niczym stare, niemieckie auto z młodym, polskim kierowcą kiedy próbuje się je wyprzedzić.

Michał zdarł z jej ciała bluzę niczym plaster i rzucił gdzieś w kąt. Następnie zsunął ciasno leżące jeansy – były tak dopasowane, że opuszczając jej nogi zabrały ze sobą kolorowe skarpetki. W ten oto sposób, w zaledwie kilka sekund została już tylko w koronkowej, czarnej bieliźnie oraz gumce do włosów, którą sama błyskawicznie z siebie zrzuciła.

Leżała tak przez chwilę patrząc, jak on się rozbiera – jak koszulka odkrywa przed nią jego wyrzeźbiony tors, jak krótkie, luźnie, dżinsowe spodenki pod którymi nie było już żadnej bielizny, spadając na podłogę ukazują jej to, o czym tak gęsto myślała. Czerwonego, pulsującego, zniecierpliwionego żmija, który nie mogąc doczekać się swojej ofiary uronił już pierwszą łzę.

Położył się na nią, ale jeszcze nie atakował – na to było o wiele za wcześnie. Jeśli zacznie zbyt szybko i gwałtownie, to ich pierwsza walka skończy się szybkim nokautem, a tego nie chciał. Musiał odrobinę ochłonąć, ona zaś jeszcze trochę się podrumienić nad ogniem płonącego nimi pożądania.

Położył się, pocałował. Usta, szyja, piersi schowane w staniku i szybki ruch, który uwolnił je z pięknego więzienia. Brzuch, łono wciąż jeszcze przez majtki, znów piersi - tym razem na dłużej, usta, piersi raz jeszcze i jeszcze na chwilę, gdyż były zbyt piękne aby od tak je pominąć, brzuch i majtki tym razem nie całowane, a złapane zębami i wyrwane dla siebie – niczym głodny lew wyrywający sobie najbardziej soczysty z kawałków świeżo upolowanej, długonogiej gazeli.

Szybkim ruchem odkrył dla siebie ostatni z nieznanych fragmentów prowadzącej do Świętego Grala mapy i po raz pierwszy zobaczył pełną układankę jej nagiego ciała. Jeszcze żaden mężczyzna niebędącym lekarzem nie zaznał tego zaszczytu przed nim. On jako pierwszy zobaczył ją nago w sytuacji, w której chciała być naga i podziwiana, samemu niemal padając z podziwu.

Jej głowa leżała na środku łóżka, pod białymi poduszkami, na błyszczącej, fioletowej pościeli, spod której widać było białe prześcieradło. Jej bujne, kasztanowe, proste włosy rozchodziły się w każdą ze stron, piękne ciało – młode piersi, wcięcie w lekkiej tali oraz długie do nieba nogi, było idealnie oświetlane przez światło wpadające przez okno obok łóżka, a zielone oczy czekały niecierpliwie w niepewności.

I w końcu się doczekały.

Michał uklęknął zaraz przy łóżku, rozsunął powoli nogi i spojrzał na nietknięte łono oraz nigdy nie przekroczoną bramę do jej ciała. Blada, różowa, gładka, świeżo ogolona skóra, z cienkim paskiem krótkich włosów biegnącym przez jej środek, opierająca się na dwóch zaczerwienionych, stojących blisko siebie kolumnach - zaciśniętych w milczeniu ustach, które śliniły się dla niego nieśmiało.

Były inne niż te, które spotykał dotychczas. Tamte były bardziej rozgadane, czasami wręcz krzyczące. Nie tak młode, nie tak soczyste. Wyglądające niczym kanapka z szarpaną wieprzowiną, faszerowany kurczak, rozjechany nocą jeż na autostradzie, pudełko czerwonych chusteczek, które ktoś otworzył przy pomocy pięści, przekwitła róża, przecięty na pół i częściowo wyjedzony grejpfrut, pęknięty balon, czerwone firanki które ktoś ściągnął z karnisza, zwinął w kłębek i rzucił w kąt, mała bułka wypełniona wieloma dużymi plastrami taniej mielonki…

Usta, które widział teraz, były zaś doskonale nieskalane. Jakby na wielką kromkę świeżego, wiejskiego, pozbawionego skórki chleba ktoś delikatnie położył bardzo gruby kawałek różowej, najwyższej jakości szynki, następnie posmarował ją cienko majonezem, przyłożył do niej drugi taki sam, zamknął całość kolejną kromką, obrócił w pionie i przystawił mu do twarzy.

Takiemu daniu nie można się oprzeć…

Położył swoje chłodne dłonie na jej udach, przybliżył się na odległość nosa, polizał. Słodki smak młodej miłości wypełnił jego usta, a gorący ogień pożądania zajął całą jego duszę. Nie rozkoszował się jednak za długo różanym bukietem namiętnych smaków, gdyż od tej chwili każda bezczynna sekunda rozładowywała łączące ich napięcie.

Polizał więc swój nowy, ulubiony przysmak ponownie. I znów, i jeszcze, by zaraz zacząć ssać życiodajny nektar. Lizał, ssał, smakował i delektował się nią przez chwilę samymi ustami – a gdy ta chwila minęła dołożył też i palce, które niecierpliwie szukając ujścia łechtaczki, najrozkoszniejszego z ludzkich punków, małej, różowej, idealnie gładkiej perły schowanej nieśmiało gdzieś w soczystej małży zanurzonej w kobiecym sosie własnym, zadawały jej rozkosz, której nigdy wcześniej nie doznała.

Doświadczony w cielesnych podbojach miłosny snajper dość szybko trafił w czuły punkt jej hydrauliki. To był ten moment. Mokra pościel była znakiem, mówiącym mu, że bardziej gotowa już nie będzie. Wszedł więc na łóżko, przesunął swoją upragnioną zdobycz wyżej, tak aby położyła się na poduszkach, pocałował, odchylił się, złapał za swój miecz i patrząc głęboko w tonące z rozkoszy oczy, zatopił napalone ostrze w jej wnętrzu. Schował swój widzący niejedną bitwę oręż do nowej, świeżej, nigdy nieużywanej pochwy aż po sam, ozdobiony dwiema wielkimi kulami, jelec.

Czuł każdy przebyty milimetr – a w szczególności chwilę, w której jego F-23 przebił się przez jej plombę gwarancyjną równie gładko, jak przez kołnierz uderzeniowy. Czuł, jak pojedyncze krople krwi jeszcze bardziej zwiększyły nawilżenie pasa startowego ich miłości, jak jej wnętrze rozchodziło się przed nim na boki niczym morze czerwone przed uciekinierami z Egiptu. Docisnął się do końca, usadowił na kolach, lekko cofnął, znów wrócił, a ona lekko i już nie niewinnie zajęczała.

Położył, pocałował i kochał ją tak, jak głaszcze się bardzo młodego szczeniaka – delikatnie, z czułością, ogromną radością i jeszcze większym wyczuciem. Tak, aby go nie przestraszyć, nie skrzywdzić a przede wszystkim pokazać, że chcemy zadbać o niego z miłością.

Z każdym ziarenkiem życia, które błyskawicznie przelatywało przez klepsydrę ich wspólnego czasu, materac bujał się coraz szybciej, ona pojękiwała coraz mocniej a on był niezmiennie w miejscu, o którym marzył każdy mężczyzna – w pięknej, młodej kobiecie. Jako pierwszy ze wszystkich na świecie.

Niczym zdobywcy Everestu osiągnął coś, o czym wielu patrzących na tamtą górę nawet nie marzyło, bo było w pełni świadomych, że i tak nigdy nie dadzą radę tego dokonać. Wielu patrzyło też z przekonaniem, że uda im się ujarzmić ten żywioł, jednak swoje podboje na samym tylko patrzeniu kończyli. Nieliczni, których pewność siebie przewyższała umiejętności, próbowali tego dokonać, jednak nieudolnie… Czasami żałośnie zawracali już u samego jej podnóża, czasami śmiało wspinali się wysoko, a czasami byli już w trakcie ostatniego ataku na szczyt… Jednak nigdy go skutecznie nie przeprowadzili. Niezliczona ilość zaś dynamicznie wyobrażała sobie siebie dominujących tę górę bez większych problemów, zdobywając jej szczyt dziesiątki, jak nie setki razy, gołą dłonią wbijając w niego swoją chorągiewką i wyjmując tak długo, aż nie padną z sił.

Jednak to właśnie on zdobył ten szczyt jako pierwszy. Nikt inny już tego nie dokona, nikt mu tego nie odbierze. Najpiękniejsza z gór czekała właśnie na niego, na dzień, który trwał, na to, co właśnie się dokonywało…

Pożądanie zaślepia umysł, a w chwilach takich jak te, poza pożądaniem nic było już nic więcej. Nawet nie zmieniali zbytnio tej najzwyklejszej, najbardziej pospolitej z wszystkich rzeźb miłości – ona leżała bez większego ruchu, a on to leżał na niej najbliżej, to pochylał się nad nią na dłoniach czy nawet klęczał unosząc jej nogi wysoko, delikatnie całując namiętne stopy jednocześnie w podobny sposób zadowalając słodsze z jej ust.

W końcu jednak kierowany przyjemnością, która chciała w nim pęcznieć aż do granic, przyspieszył do drugiej prędkości ludzkiej namiętności. Pierwsza to taka, w której ani nie usycha źródło rozkoszy, ani nie mięknie różdżka przyjemności. Druga zaś jest tą, przy której magiczny długopis wystrzeliwuje z siebie atramentem sympatycznym a jego futerał zaciska się sam w sobie lekko drżąc.

I właśnie udało im się osiągnąć tą drugą, która to dzięki świadomej rozgrzewce oraz doświadczonej miłości, podczas tego konkretnego, pierwszego wspólnego pojednania, była dla nich taka sama.

Jej wnętrze zacisnęło się, a ona zaczęła cicho śpiewać przez zaciśnięte rozkoszą zęby. On zaś, będąc w niej fizycznie najdalej, czując jak ciało zaciska się w niej wokół jego ciała, osiągnął chwilowe apogeum przyjemności, wstrzykując w nią rzekę nowego życia – miliony nasion połowy siebie, z których tym razem nic nie wyrośnie…

-O… O ku*wa! – krzyknęła ledwo łapiąca powietrze, mokra jak po wyjściu z sauny Klaudia.
-Jak wrażenia…?

Nawet nie myślała, żeby cokolwiek odpowiedzieć - była zbyt głęboko zanurzona w chwili, aby myśleć o czymkolwiek innym niż o rozkoszy, która dzięki niemu wniosła się u niej na sam szczyt. Zamknęła więc oczy pozostając w przerywanej dyszeniem ciszy, wplątała we włosy palce i rozkoszowała się dopiero co minioną miłością…

Cała reszta potoczyła się już znacznie szybciej.

Zapalili, odpoczęli i znów się kochali.

Pizza, konsola, prysznic, miłość sen.

Potem miłość w trakcie przebudzenia – całkowicie inna niż przed zaśnięciem. Z wypoczętymi ciałami, pełnymi siłami oraz umysłami czystymi nowym dniem. Długo i mocno, bo do takiej właśnie miłości stworzone jest ludzkie ciało, świadome swoich poczynań jako jedyne w przyrodzie.

Chwila na złapanie oddechu i wspólny obiad, bo na śniadanie było już o wiele za późno. Długa kąpiel wśród piany i świec, oleiste masarze, pachnące pieszczoty. Kolacja i wino i znów miłość, tym razem tak długa jak tylko się dało – niczym cały sezon świetnego serialu obejrzany z przerwami tylko i wyłącznie na toaletę. Ciągnąca się w nieskończoność, najpiękniejsza właśnie swoim trwaniem. Zakończona rozładowaniem wszystkich, zbierających się w nich podczas tego pełnego relaksu dnia sił, co w zaledwie kilka minut pełnego energii życia przerobiło jej słodką brzoskwinkę na owocowy mus.

Sen tak długi, jak spać wypada w nocy z soboty na niedzielę, szybka akcja na nowy początek dnia gdyż gonił ich czas i droga pod kościół, jednak nie aby udać się na mszę, lecz aby się pożegnać…

**

Tamten weekend zmienił Klaudię całkowicie. W ciągu trzech dni stała się jeszcze pewniejsza siebie niż dotychczas, ale też arogancka, wulgarna a co najważniejsze bezwzględnie zakochana…

Seks jest jak bieganie – jeśli zacząłeś to robić, to powiesz o tym swoim najbliższym przyjaciołom. A jeśli zacząłeś robić to regularnie, to muszą o tym wiedzieć wszyscy ludzie na świecie.

Najpierw przyjaciółki, potem koleżanki, koledzy, szkoła, rodzina – po kilku tygodniach prawie całe miasto wiedziało, jaka para szaleje po mieście w srebrnym BMW i że ich drogi prowadzą głównie na bezdroża…

Klaudia znalazła się wśród grona wybranych przez los – i nie chodziło tu o jej wygląd, czy majętnych rodziców. Doświadczyła najpiękniejszej z ludzkich miłości - tej młodocianej. Naiwnej, przesycone
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Wołam osoby, które zaplusowały wpis przed skasowaniem - jak dacie ponownego + to będzie mi cieplutko na serduszku, a jak nie to tylko w spodniach i to tylko przez chwile i jeszcze będę później musiał dać je do prania.

  • Odpowiedz
Kto by pomyślał, że utrzymywanie się z handlu narkotykami, przy jednoczesnej konsumpcji większości towaru, może skończyć się dla niego źle? Na pewno nie on.


XDD

Nie wiedziała też, że każdy kolejny kochanek będzie stopniowo ochładzał jej serce, zobojętniał umysł i wypleniał duszę z uczuć…


Widzę,
  • Odpowiedz
@BurzaGrzybStrusJaja:

Co do handlu - miałem takiego znajomego, gość z normalnego domu ale głupi jak but. Po liceum pracował 3 lata u niemca - wrócił z długami, więcej jarał niż zarabiał. Potem zajął się handlem na naszym #!$%@? - i znów więcej jarał niż zarabiał XD

Co narkotyki robią z debilami to woła to o pomstę do nieba.
  • Odpowiedz
@spiegelglas:

Wszystko sam - nie czaję "czerpania fragmentów". Że czytałem inne opowiadania i zabierałem z nich po 2-3 zdania?

Takie rzeczy albo się kradnie (najczęściej tłumaczy z redita) albo robi samemu :)

No nie będzie 3 - to już zamknięta historia. Będę wrzucał opowiadania w 2 częściach, zawsze 2ga będzie ostatnia. Każde opowiadanie będzie miało osobną fabułę i bohaterów.
  • Odpowiedz