Wpis z mikrobloga

Mirki, lecę jutro trasę, którą już co prawda leciałem (250 km), ale popełniłem wtedy wiele błędów żywieniowych... plus Komoot poprowadził mnie rok temu o tej samej porze w ciemną dupę szutrową, gdy jechałem szosą. Kosztowało mnie to wtedy ze 2.5 km marszu po żwirach i pełne gacie, gdy szedłem sam przez ciemny las. () Wówczas był to mój pierwszy tak długi dystans, nawigacja się przegrzała, ze 60 km zrobiłem extra przez własną głupotę i problemy techniczne....

Nauczony poprzednim rokiem narysowałem sam trasę, sprawdziłem ją ze znajomkami-lokalsami, zaopatrzyłem się w shoty magnezowe, biorę 50/50 izotoniki i wodę, mam ilości hurtowe żeli, lepiej zaplanowałem punkty przystankowe, ale chcę poprawić istotnie średnią na trasie i polecieć solo +30 km/h. Jakieś rady od starych ultrasów i semiultrasów, jak mądrze jechać, aby dojechać? () Co ile jecie żele, ile średnio pijecie na tego typu trasie i czy po jednym przystanku w każdą stronę będzie spoko, czy jak przycisnę trochę buta, to jest ryzyko bomby?
#szosa
  • 12
Co ile jecie żele, ile średnio pijecie na tego typu trasie i czy po jednym przystanku w każdą stronę będzie spoko, czy jak przycisnę trochę buta, to jest ryzyko bomby?


@zabijamnudetutajczesc: to jest wprost proporcjonalne do twojego wytrenowania i ogólnie dość indywidualna kwestia, profil wysokościowy trasy może tu wszystko zmienić, zobacz sobie ile jaki żel daje enegrii i ile potrzebuje kolarz przy jakim wysiłku. Ogólnie to pij często małymi porcjami tak
@zabijamnudetutajczesc:
Moje 230 rok temu przy 95 wagi.
Z początku 2 żele na godzinę przez pierwsze kilka godzin jak byłem świeży.
Dodatkowo bidon z izotonikiem i porcja w woreczku na późniejsze dwa rozrobienia.
Potem co 2h stacja i z około 600 kalorii i jakis baton na drogę.
Co stacja pełne uzupełnienie dwóch bidonów. Piłem średnio co 15-20 minut Na podstawie ustawionego przypomnienia z komputerka.
dobra, mądre to nie było, ale wyjechałem nad ranem, dojechałem do południa, jadłem po żelu co godzinę, nie robiłem przerw poza jedną na toaletę, nie jadłem nic innego niż żele i batony zabrane ze sobą, objadłem się jak dzika świnia po powrocie - avg lekko plus 30, dało się wycisnąć sporo więcej, ale bałem się bomby, bo od godz. 10 upał był okrutny, więc w drugą stronę niemrawo pedałowałem już z lekka,