Wpis z mikrobloga

  • 48
#szosa
Zebrałem wszystkie graty w torby i pojechałem.
Wyjazd z Krakowa (o 2 w nocy) siódemką był super. Praktycznie zero samochodów. Potem wioskami i polami jechało się idealnie. Trafiły mi się super asfalty między polami. Tutaj tylko sarny mnie straszyły w ciemnościach. W okolicach Sędziszowa dogoniła mnie ostatnia chmura z deszczem więc trochę zmokłem. Wyjeżdżając z lasu zaraz za Tunelem spotykam pierwsze promienie słońca. Bardzo wyczekiwane, bo było niemiłosiernie zimno (około 4stopnie plus wiatr). Przed Wolicą wylądowałem w jakimś lesie na drodze piaskowej. Miała być przejezdna ale było po deszczu i oponka szosowa 28 się zakopywała. Rower prowadziłem przez ten piach jakiś 1km. Po tym strasznie zapiaszczył się napęd i w pierwszym sklepie kupiłem wodę i go wymyłem. Dobrze że wziąłem ze sobą wosk (wożę w małej buteleczce po sosie sojowym dodawanym do sushi). Słońce grzało w zasadzie tylko do Kielc. Tutaj znowu chmury i trochę kręcenia się po mieście w poszukiwaniu szamki. Na ścieżce rowerowej wpadłem w dziurę i pochyliła mi się trochę kierownica do przodu. Dojechałem do końca na takiej. W Radomiu nawet zajrzałem do serwisu przy dworcu ale tam przemiła dziewczyna nie mogła znaleźć klucza dynamometrycznego. Gdzieś w połowie drogi z Radomia do Warki wiatr nie dawał żyć, zjeżdżałem z górek -1.5% nachylenia, 200W na korbie a rower jedzie max 22km/h. Sam dojazd do Warki to była katorga. Jest tam taki dłuuuugi odcinek przez las. Droga prosta, zero zakrętów, płasko, duży ruch ciężarówek i ten cholerny wiatr. Nie doceniłem go i do samej Góry Kawiarni dojechałem chyba tylko siłą woli. Tutaj obowiązkowo kawa i kupiłem sobie bidon na pamiątkę :) Poczekałem chwilę, licząc że pojawią się jakieś grupy jadące do Warszawy żeby im siąść na koło, ale było już późno i zamknęli kawiarnię. Po chwili odpoczynku jadę dalej, nawet nie zdążyłem wyjechać z Kalwarii i mijam się z pierwszą ustawką, potem było ich jeszcze ze 4 czy 5. Wystarczyło poczekać dłużej o 10-15 minut i miałbym podwózkę :/ Jak układałem trasę to chyba byłem nietrzeźwy bo gps mnie pociągnął na wał Zawadowski i męczyłem się strasznie na tych kamyczkach. Tutaj już tylko w---w mnie trzymał przy życiu. Do mety dojechałem około 21. Na koniec podjechałem sobie pod Tamkę i wyszło równo 350km. Średnia 21.5km/h
Teraz myślę że potrzebuję zrobić kilka dwusetek żeby się lepiej nauczyć jedzenia w trasie.
Z ciekawostek to spotkałem 4 sarny(plus jedna martwa na poboczu) i tylko dwóch bikepackerów. Jedyni pedalarze w jajogniotach jakich widziałem byli na drodze z Warszawy do Góry Kalwarii.
Przez całą drogę tylko jeden(!) samochód poczekał na mnie na podwójnej ciągłej.
Ex3_ - #szosa
Zebrałem wszystkie graty w torby i pojechałem.
Wyjazd z Krakowa (o 2 w ...

źródło: comment_1655316923my56BxaGaYO8NItcU94Y0r.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

via Android
  • 5
I pytanko dla samochodziarzy. Czy w Polsce istnieje znak poziomy podwójna linia ciągła?
  • Odpowiedz