Wpis z mikrobloga

Siema wam wszystkim, ostatnio złapałem zajawkę na opisywanie swoich podróży małych i dużych, więc zapraszam w ramach debiutanckiego wpisu na historię naszej wyprawy z okazji Dnia Wagarowicza ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Rodział I: wstęp

Wagary, ucieczka z lekcji (łac. vagari „błąkać się, wałęsać się”) – samowolne uchylanie się od obowiązku szkolnego przez ucznia, nieuzasadniona (z punktu widzenia władz szkolnych; nieobejmująca np. choroby), jedno- lub wielokrotna, celowa oraz świadoma nieobecność ucznia na obowiązkowych zajęciach lekcyjnych . <

Taką definicję wagarów podaje Wikipedia. Uczniów uciekających ze szkoły nazywa się wagarowiczami, a ich „święto” przypada na pierwszy dzień wiosny. Nieznane jest dokładne pochodzenie idei opuszczania zajęć 21 marca. Wiadomo tyle, że w latach ’80 po szkołach zaczęła krążyć plotka o inicjatywie takowego dnia i przyjęła się ona zaskakująco dobrze. Data nie dziwi- w końcu wiosna jest najpopularniejszą porą roku na wagary. Robi się ciepło, a uczniowie zmęczeni zimą i ciągnącym się od kilku miesięcy rokiem szkolnym, chcą zaznać swobody. Swój szczytowy moment przeżywały w latach ’90 gdzie kadra nauczycielska nie była już w stanie powstrzymać tego zjawiska. Kuratorium oświaty skapitulowało, a wręcz sprzymierzyło się z wagarowiczami robiąc legendarne już festiwale w warszawskiej Agrykoli na kilkanaście tysięcy osób! Mało tego- w tym dniu regularnie dochodziło do zamieszek. Ja się na te czasy nie załapałem, ale i tak wagary miały się dobrze. Pierwszy raz urwałem się w czwartej klasie, uznaliśmy że „zrywamy się całą klasą” i tak się też stało (no prawie, bo niektórzy zostali). Zawsze to było dla mnie jedno z najważniejszych świąt w kalendarzu, pewnie to kwestia mojego charakteru. W końcu ten dzień to mieszanka buntu, niezależności, wolności, cieszenia się przyrodą i spotkaniami ze znajomymi. Gdy skończyłem szkołę postanowiłem nie porzucać tej idei. Od kilku lat jednak omijam nie przychodzenie do szkoły, a do pracy. Chociaż to już nie ma tego „smaku” gdy uprzednio bierzesz sobie wolne na ten dzień, ale cóż poradzić. Dorosłość. I w tym roku obchodziłem jubileusz. Mój piętnasty z rzędu dzień wagarowicza. Z jakiegoś powodu pierwszy raz od ukończenia szkoły odczuwałem z niego ekscytację jak za szkolnych czasów. Uznałem wraz z dziewczyną, że musimy gdzieś pojechać autostopem- cóż może być bardziej ikonicznego na ten dzień niż ten rodzaj podróży? Wymagania co do miejsca były dwa- około 100 kilometrów od Warszawy i dostęp do kolei. Jakoś musimy wrócić, a na powrót „stopem” jeszcze dni są za krótkie. Na celowniku znalazła się Małkinia i o tej podróży będzie ten wpis. Zapraszam do lektury.

Rodział II: w drogę!

Zaczęliśmy od dotarcia na wylotówkę z Warszawy przy centrum handlowym M1. Aby dotrzeć do celu musieliśmy dotrzeć do Ostrowii Mazowieckiej, a następnie z niej 15km do Małkinii. Pogoda bardzo sprzyjała, więc łapałem okazję w samej bluzie- jak mi tego brakowało! Po 20 minutach oczekiwania udało się. Naszym kierowcą była kobieta około czterdziestki. Początkowa rozmowa „o pogodzie” przerodziła się w żywiołową i głośną dyskusję (ale nie kłótnię) o posiadaniu dzieci, sytuacji na Ukrainie oraz życiu na prowincji. Podwiozła nas do położonego w połowie drogi Wyszkowa. Na szczęście nie musieliśmy się przebijać przez miasto, bo wysadziła nas na wylotówce w kierunku Ostrowii. Tam po 15 minutach czekania (ale dobrze nam szło!) złapaliśmy kolejną okazję. Kierowcą był facet, tak samo około czterdziestki. Droga zleciała nam na jego opowieści o swoim pomyśle na biznes. Otóż był on kiedyś mechanikiem, a zdobyte doświadczenie w motoryzacji spowodowało, że zaczął kupować szroty i zbierać dobre części, a resztę samochodu spienięża na skupie złomu. Wjeżdzając do Ostrowii minęliśmy dwójkę dzieciaków, na oko z 12-13 lat którzy łapali stopa! Urocze, ale jednocześnie lekko niepokojące. „Czy nie jesteście trochę za młodzi na jeżdzenie autostopem?”- zapytałby kierowca w uniwersum Fineasza i Ferba.

Rozdział III: Ostrów Mazowiecka

Wysiedliśmy przy makiecie 1:1 starego Grodu Książąt Mazowieckich. Zbudowano ją w 2009 roku i stanowi małą atrakcję turystyczną i miejsce festynów tematycznych. Jest ona jednak nie 100% wierną rekonstrucją, a ma stanowić po prostu fajny obiekt. Idąc Ostrowią powiedziałem do dziewczyny „czy mi się tylko wydaje, czy w tym roku jest NAPRAWDĘ DUŻO wagarowiczów?” Było ich jak za moich podstawówkowych czasów. Potem z latami widywałem ich na mieście coraz mniej tego dnia. Szybka wiadomość do młodszego brata (on jeszcze w technikum i oczywiście „świętował) i potwierdził- tak, u niego też większy ruch niż w latach poprzednich. Obstawiliśmy, że to kwestia „wyposzczenia” po dwóch latach posuchy z powodu zajęć zdalnych. Bo jak niby uciec na wagary, jak nie ma szkoły? Nie logować się na Teams? Cholera, chodząc po tym mieście pełnym wagarowiczów czułem się 10 lat młodszy! Sama Ostrów poza grodem miała piękny ratusz i kilka ładnych kamienic, ale ogólnie miasto jak to nazywam „na dwie godziny i do domu”. Wyszliśmy na wylotówkę w kierunku Małkinii i tutaj było już trochę dłużej. Pół godziny czekania, ale i tak to niezły wynik. Czas umilała mi zabawa z psem, który łasił się do nas zza płotu posesji przy przystanku z którego szukaliśmy dobrego duszka, który nas weźmie na te ostatnie 15 kilometrów. Sam kierowca był facetem po trzydziestce. Bardzo przyjemny człowiek, który sam w młodości podróżował w ten sposób, więc wymiana przeżyć była bardzo ciekawa. Opowiedział nam trochę o Małkinii i gdy nas wysadził w centrum uznaliśmy, że tu nie jest wiejsko.

Rozdział IV: Małkinia

Małkinia przypomina typowe małe miasteczko położone na osi drogi krajowej, stały tam nawet kilkupiętrowe bloki i była mała galeria handlowa. Jest to największa wieś w mazowieckim, a liczy ona 5500 mieszkańców. To taki kontrast do Wyśmierzyc- najmniejszego miasta Mazowsza zamieszkującego 900 osób. W samej Małkinii rzucić okiem można na piękny, niemal 160 letni gmach poczty i „delikatesy u Elki”. Dlaczego delikatesy? Ponieważ tam za sześć polskich złotych można zakupić 900ml Generała miodowo-lipowego o woltażu 11%. Nasz plan zakładał kulturalne zachlanie pały nad Bugiem, jednak napotkaliśmy na problemy. Bug jest unikalną rzeką na skalę Europy. Dzika, nieuregulowana, miejscami niebezpieczna rzeka. Fascynująca, pierwotna, ale co za tym idzie... w wielu miejscach niedostępna. Przekonaliśmy się o tym, gdy na kilometr przed rzeką coraz bardziej podmokły teren zaczął zamieniać się w wypływającą z ziemi wodę po postawieniu na niej nogi. Przed nami już było rozlewisko, więc uznaliśmy że trzeba wracać. Innym razem. Ale wcale nie oznacza to, że było źle. Usiedliśmy nad podłużnym zbiornikiem wodnym (prawdopodbnie starorzecze Bugu jakich ta rzeka ma mnóstwo) i zaczęliśmy rozkoszować się piwkami i Generałem. Cudowna pogoda, piękne widoki, dziewicza natura. Czego chcieć więcej w taki dzień? Słuchając tematycznej muzyki z hymnem tego święta „Józek” kapeli Ramzes the Hooligans chłonęliśmy klimat wolności i radości z nadchodzących coraz cieplejszych dni. Po opróżnieniu butelek udaliśmy się na stację kolejową i wróciliśmy do Warszawy. Polecamy gorąco absolutnie każdemu świętowanie Dnia Wagarowicza- nawet gdy wydaje się wam, że już od lat was nie dotyczy. Wagarowiczem się jest całe życie!

Jako zielonka nie mogę dodać zdjęć, ale konsumpcję Generała znajdziecie w avatarze ( ͡º ͜ʖ͡º)

#podroze #warszawa #ostrowmazowiecka #malkinia #autostop #wiosna #wagary #polska #turystyka #gownowpis
Tag do obserwowania lub czarnolisto: #kruliki
  • 7
stały tam nawet kilkupiętrowe bloki i była mała galeria handlowa


@kruliki_w_podrozy: ta galeria handlowa to w praktyce centrum chińskie, ubezpieczenia i fryzjer.
Pozdrawia mieszkaniec jednego z tych bloków ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@kruliki_w_podrozy: nie narzekam, sporo miejsc jest blisko, a jak czegoś brakuje to niemal codziennie jestem w wspomnianej Ostrowi. Sama Małkinia rzeczywiście nie przypomina typowej wsi, ale wystarczy trochę odjechać od centrum i już znajdzie się wiejskie tereny z krówkami, zapachem obornika i brakiem asfaltu na drodze