Wpis z mikrobloga

Strasznie mnie żenuje postać #cleo. I nie, nie chodzi o jej twórczość tzw. artystyczną, bo w jej gatunku albo się gra covery, albo zdaje się na jakichś producentów, tekściarzy i muzyków, którzy odwalają za Ciebie całą robotę. Ona poza Donatanem nie trafiła na dobrych i ma aktualnie status takiej Eweliny Flinty 2.0, czyli zdolnej, ale z kiepskim repertuarem. Zdarza się.

Nie mogę natomiast przeboleć, że Cleo pracuje w #media Expert jako dyrektor kreatywny (czy coś w tym stylu) i sama siebie obsadza w reklamach. W zasadzie to chyba tak jej ustawiono stanowisko: Cleo-dyrektorka pisze scenariusz do spotów z Cleo-aktorką oraz pisze teksty do coverów, śpiewanych przez Cleo-wokalistkę. Tu mnie proszę przebrać za Marilyn, a tu za wojowniczkę, piłkarkę czy pannę z Kill Billa i proszę na Boney M kupić mi licencję, bo wymyśliłam "ceny w dół" na melodię "Daddy cool". Stoi chyba za tym jakieś narcystyczne przeświadczenie, że wszyscy się tymi metamorfozami jarają i nie, wcale nie mają dosyć, bo przecież dopiero rok to trwa, czy półtora.

Szkoda mi jej trochę, bo gdzieś w przelocie widziałem z nią kiedyś wywiad i sprawiała wrażenie takiej fajnej, normalnej Aśki, a jest teraz plastikową panią od wymyślania dla siebie nowych ról w reklamach ME. Kiepsko.