Wpis z mikrobloga

#historia #kryminalne #kryminalistyka #dwudziestoleciemiedzywojenne #kiedystobylo #gimbynieznajo Kiedyś to było.. nie to co teraz..

W przedwojennym „Przeglądzie Policyjnym” nadkomisarz Stefan Garwacki pisał w swym artykule: „Dla chłopa małorolnego strata konia, najczęściej jedynego w gospodarstwie, będzie zazwyczaj szkodą trudną do wyrównania, niekiedy zgoła niepowetowaną”. Nic więc dziwnego, że na wieść o wypadku kradzieży koni całe sąsiedztwo zbrojne w pały, siekiery, widły udawało się w pościg za złodziejami. Były wypadki, że złodzieje zostawali zatłuczeni na śmierć po schwytaniu i nikomu nie przyszło na myśl zgłaszać to policji.

W Bogucicach, w okresie nasilonego koniokradztwa, gospodarze nocowali w stajniach, pilnując koni przed kradzieżą. Mojemu dziadkowi opowiadał znajomy z tej wsi, jak w czasie takiego noclegu obudziły go szmery. W świetle księżyca wpadającego przez okienko ujrzał rękę wciśniętą w szparę między drzwiami a futryną. Złodziej usiłował dostać się do środka. Gospodarz opowiadał:

„-Wziunem siekierke i ciach! Siekiera mi się omskła na kantarze co u powały wisiała, i ino ciepła s?syna po paluchach. Palce spadły na gnój, jucha sikła. Za odrzwiami cosik zajencało, zawyło nikiej strzyga, zadudniło jak stado łogierów i poszło w sad, a jo odrzwia w bok i z siekierkom za nimi. Ale mi ucikały aże się nogami po d? biły! Tyle, że cholery pode wrotami nóż zostawiły, worek, siekiere i lampe. Tylem mioł za mojo krzywdę”.

„-A co z palcami zrobiliście?”? pytał mój dziadek.

„- A cożem mioł pogrzeb robić! Rzuciłem świni i zżarła.”