Wpis z mikrobloga

Dasz Wiarę? Odc. 80, w którym dokładnie myjemy rączki.

Wpis na blogu ze źródłami i ładniejszym formatowaniem

Według badania z 2015 roku co trzeci Polak nie myje rąk po wizycie w toalecie. Nietypowy wstęp jak na serię o wierzeniach, ale tylko pozornie. W niektórych religiach ablucje* są wręcz obowiązkiem wiernego. W cytowanym badaniu, być może przypadkiem, najlepsze wyniki miały Turcja i Bośnia, kraje kojarzone z islamem. Bogobojny muzułmanin powinien modlić się pięć razy dziennie. Modlitwa to jakby rozmowa z bogiem, a przecież nie wypada obcować ze stwórcą wszechświata, będąc brudnym i spoconym, prawda? Islam nie jest unikatowy pod tym względem. Bliski Wschód zna więcej grup, w których woda i obmycia były kluczowym elementem praktyki i wierzeń. Tak było w przypadku bliskowschodnich baptystów. I nie mam tu bynajmniej na myśli przedstawicieli jednej z protestanckich tradycji.

Wierzenia żydowskie przechodziły transformację na przełomie er. Nie była to jednorodna religia, ale zbiór równoległych tradycji mających części wspólne, ale także różnice. Myślę, że każdy słyszał o Zwojach z Qumran. Gromadzący je byli prawdopodobnie Esseńczykami - jednym z takich właśnie judaistycznych ruchów. Było ich oczywiście znacznie więcej, a te ,które przypisywały szczególne znaczenie rytuałowi chrztu, określa się mianem baptystów. Był on zazwyczaj rozumiany jako oczyszczenie (prawdziwe lub symboliczne) oraz odrodzenie. To ostatnie było o tyle kluczowe, że wówczas powszechnie wierzono w rychłą boską interwencję w sprawy świata, która zakończy rządy tyranów, ukaże grzeszników oraz ustanowi nowy, sprawiedliwszy porządek. Ocaleją ci, którzy porzucą grzech i skupią się na bogu.

Łatwo zauważyć czemu wiele tych ruchów zostało zasymilowanych przez chrześcijaństwo - było w zasadzie jednym z nich. Chrystianizacja sekt baptystycznych nie była radykalnym zerwaniem z przeszłością i dołączeniem do “nowej” religii. Baptyści widzieli w Jezusie uosobienie swoich religijnych nadziei, a jego nauczanie traktowano jak rozwinięcie ich poglądów. W miarę rozwoju ruchu jezusowego w jego łonie doszło do wykształcenia się różnić między tymi, którzy uważali się za uczniów Chrystusa. Nie dziwota - kanon, doktryna i pilnująca ich instytucja dopiero powstawały. Różnice były nie tylko teologiczne - także polityczne czy etniczne. Baptyści i chrześcijanie mocno zakorzenieni w judaizmie (stąd judeochrześcijanie), jednak dość szybko znaleźli się na marginesie.

Misje szły im gorzej, bo wymagali przestrzegania żydowskich praw, a wiele z nich goje uważali za dziwne. Spory dotyczyły także wierzeń. Judeochrześcijanie uznawali Jezusa za mesjasza, ale ten był dla nich ludzką lub (w wersjach ezoterycznych) anielską postacią. Pogańscy konwertyci natomiast potrafili patrzeć na Jezusa jako boga, czasem równali go z Ojcem, co dla tradycji żydowskiej było nie do przyjęcia. Nie znamy szczegółów - większość literatury judeochrześcijańskiej przepadła albo została zniszczona jako sprzeczna z wersją, która ostatecznie została uznana za ortodoksję. Większość wiedzy o baptystach pochodzi od polemistów, ale nie każdy był im wrogi. Na przykład Justyn Męczennik uznawał ich za chrześcijan, choć sam wierzył w boskość Jezusa (najprawdopodobniej był subordynacjonistą)*.

Nie inaczej było z tak zwanymi Elkazaitami. Pierwsze zachowane do naszych czasów wzmianki o nich pochodzą z “Odparcia wszelkich herezji” Hipolita Rzymskiego. Opisał działalność niejakiego Alkibiadesa z syryjskiej Apamei, który w pierwszej połowie III wieku działał w stolicy Imperium. Chrześcijanie Wiecznego Miasta spierali się m.in. co do odpuszczenia grzechów po chrzcie. Co?! To nie mogli po prostu iść do spowiedzi? No tak to wówczas nie wyglądało. Generalnie ludzie przyjmowali chrzest jako dorośli i jedną z jego “funkcji” było odpuszczenie grzechów. Co z tymi, którzy dopuścili się grzechów po chrzcie? Tutaj nie było zgody. Jedni uważali, że jeśli wierny będzie żałował za grzechy to może liczyć na miłosierdzie. Inni, że nie ma takiej możliwości, a jeszcze inni, że to zależy od rodzaju grzechu.

Konsensusu nie było, a grzesznicy obawiali się potępienia. Alkibiades twierdził, że jest w posiadaniu książki, którą Chrystus i Duch Święty, pod postacią olbrzymich aniołów, przekazali Elkazajowi z Iranu. Zapoznanie się z jej treścią, uwierzenie w nią i kolejny chrzest miały zapewnić odpuszczenie wszelkich grzechów. Rytuał wymagał pokuty i wypowiedzenia formuły odrzucającej łamanie przykazań. Nie wiemy czy Elkazaj jest postacią historyczną (chociaż są i takie teorie). Chrześcijańscy pisarze często tworzyli genealogie herezjarchów, chcąc pokazać jak wypaczono to co uznawali za oryginalne nauczanie. Nie ma jednak wątpliwości, że ruch elkazaitów istniał, chociaż wiele wskazuje, że nie była to jedna grupa, a raczej zbiór wierzeń i praktyk przypisywanych Elkazajowi, do którego odwoływały się różne wspólnoty.

Korzenie elkazaitymu siegają judeochrześcijaństwa. Współcześnie badacze, bazując na cytatach z polemistów, datują ich na początek II wieku, konkretnie wojnę Trajana z Partami. W trakcie konfliktu cesarz ten zajął część Mezopotamii gdzie żyło wielu Żydów (w tym chrześcijan) - część z nich uciekła tam przed rzymskimi represjami za powstania w Palestynie. W pierwszej fazie wojny Rzymianie byli górą i obawiano się, że rozbiją Partów, którzy byli tolerancyjni dla Żydów. Popularność zdobyła wówczas przepowiednia głosząca, że wyprawa Trajana to początek końca czasów, a za chwilę nastąpi wielka wojna między aniołami, katastrofalna dla ludzi. Przetrwać mieli tylko ci, którzy się nawrócą i uwierzą w księgę rzekomo objawioną przez Chrystusa i Ducha Świętego. Prawdopodobnie w tych okolicznościach narodził się elkazaityzm.

Źródła podają, że głosił konieczność przestrzegania prawa mojżeszowego, w tym kontrowersyjnego dla gojów obrzezania. Nakazywał rozliczne rytuały związane z wodą, które wskazują baptystyczne korzenie. Na przykład, w razie zatrucia lub choroby zalecano modlić się i brać zimne kąpiele w rzece przez określony czas. Do tego dochodził ezoteryzm i gnoza - zbawienie umożliwia tajemna wiedza spisana w księdze. Elkazaici mieli też zalecać obserwację gwiazd i, w razie niekorzystnego ich układu, powstrzymywanie się od niektórych działań. Źródła nie są jednak do końca zgodne i wspominają o wpływie na inne grupy (np. Ebionitów). Stąd uważa się często, że elkazaityzm był tradycją, z której różne wspólnoty judeochrześcijańskie czerpały różne rzeczy, często miksując je ze swoimi praktykami i wierzeniami.

Wskazuje na to także przypisywana im chrystologia, charakterystyczna dla części judeochrześcijan z pierwszych wieków. W jej myśl Chrystus miał być anielską istotą, nieograniczoną do Jezusa, który był tylko kolejnym jego wcieleniem. Niebiański Chrystus i Duch Święty byli odpowiednio synem i córką najwyższego Boga. Podobne poglądy znajdujemy na przykład u wspomnianych Ebionitów czy w pracach tzw. Pseudo-Klemensa, popularnych wśród judeochrześcijan (wzmiankowali o nich jednak także autorzy ortodoksyjni). Widać tu inspirację żydowskimi ezoterykami, którzy tworzyli rozbudowane angelologię i apokalipsy. Wpływy żydowskie są tu tak silne i łatwo zauważalne, że ortodoksyjny pisarz Epifaniusz z Salaminy sklasyfikował elkazaitów jako następców Esseńczyków, grupę żydowską, a nie chrześcijańską.

Ten “błąd” (Epifaniusz nic nie pisze o Jezusie i chrystologii w kontekście elkazaitów) prawdopodobnie wynikał z tego, że nie tylko ich nauki wydały mu się bliższe judaizmowi niż temu, co on uznawał za chrześcijaństwo, ale także ich kultura i codzienna praktyka. Wspomina na przykład, że łączyli oni niezamężnych ludzi w pary i odrzucali kult dziewictwa. Było to dość typowe dla żydów, którzy małżeństwo uważali za najlepsze minimalizowanie ryzyka grzechów seksualnych. Chrześcijanie (oczywiście nie wszyscy, ale takie poglądy były popularne) pierwszych wieków byli często bardzo radykalni w sprawach seksu, który dość jednoznacznie uważali za czynność “nieczystą” i celibat zalecali (czasem wymuszali) nawet na osobach już będących w związkach. Szczególnie surowe było tutaj syriackie chrześcijaństwo.

Wraz z instytucjonalizacją kościoła, zwycięstwem jednej z teologicznych frakcji i mariażem z państwem rzymskim, znacząco zmieniła się sytuacja grup, których poglądy uznano za nieortodoksyjne. Zaczęto je tępić, nieraz brutalnie, a robiły to już nie tylko szajki mnichów (zdarzało się, że różne wyznania miały “swoich” mnichów, których nasyłano na konkurencję) czy tumulty. Cesarze rzymscy uznali się za przedstawicieli boga, a w oficjalnej propagandzie byli odpowiedzialni nie tylko za granice czy żywność, ale także dusze poddanych. Według ortodoksów wiara w inne wyznania z automatu skazywała na wieczne potępienie, więc obowiązkiem państwa było zwalczanie herezji. I tak też robiono. Z biegiem czasu grupy, takie jak elkazaici czy ebionici, zostały stłamszone i po prostu przestały istnieć na terenach rzymskich.

Imperium rzymskie, choć olbrzymie, nie było całym światem. Wielu chrześcijan mieszkało na ziemiach irańskich władców, gdzie ortodoksji nie sprawdzano - szachowie byli albo tolerancyjni, albo wspierali niechrześcijańskie religie. Ze źródeł muzułmańskich wiemy, że jeszcze w X wieku na terenie państwa kalifów (w dużej mierze pokrywającego się z irańskimi imperiami) istniały chrześcijańskie wyznania, które zniknęły z ziem rzymskich (np. marcjonici). Nie inaczej było z baptystami. Al-Nadim opisujący w X wieku dzieje Maniego, twórcy manicheizmu, wskazywał, że Mani wychował się wśród mezopotamskich baptystów, którzy są aktywni także w jego czasach Ba! Chrzcielna grupa zwana Mandejczykami, wywodząca swoje korzenie od Jana Chrzciciela, przetrwała do naszych czasów (choć zostało ich tylko około 10k).

#daszwiare #religia #historia #zainteresowania #ateizm #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu