Wpis z mikrobloga

@Ag90:

- Dawno nie miałem tu takiego bałaganu – uśmiecha się Pussak, który wrzuca kolejne dokumenty do niszczarki. Jego odejście z komisji oznacza opóźnienia w wyjaśnianiu 38 zdarzeń, którymi się zajmował i wielu innych, które nadzorował jako najbardziej doświadczony badacz katastrof.

- Ludzie do mnie dzwonią i pytają, kto się tymi sprawami będzie zajmował. Chyba będę podawał telefon do pana ministra – ironizuje.

Jednym z poważnych incydentów - jak ujawniliśmy na tvn24.pl - był start prezydenckiego samolotu na początku lipca ubiegłego roku z lotniska w Babimoście pod Zieloną Górą. Start odbył się bez zgody i po zakończeniu służby przez kontrolera. Nie miał on zmiennika, bo ze względu na niewielki ruch na tym lotnisku jest wprowadzony system SPO.

Wiceszef PKBWL uznał zdarzenie za "poważny incydent" i wyznaczył do jego wyjaśniania Piotra Richtera, sekretarza komisji i jedynego jej członka z doświadczeniem za sterami dużych pasażerskich samolotów. Z naszych informacji wynika, że Richter na początku października miał niemal gotowy raport końcowy. Nie zdążył jednak skończyć pracy, bo na skutek decyzji ministra Adamczyka, podobnie jak Pussak, 6 października przestał być członkiem komisji.

Jeszcze przed incydentem z Poznania Andrzej Pussak zwracał uwagę, że kontrolerzy pracujący w systemie pracy jednoosobowej raportują o licznych incydentach.

- Zgłosiłem sprawę jako pilną na posiedzeniu krajowej rady bezpieczeństwa Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Więcej nie mogłem zrobić, bo odchodziłem z komisji – tłumaczy w rozmowie z nami.
Kopiuj informacje debugowania
Fragment materiału "Czarno na białym"TVN24

Gdy rozmawialiśmy na początku października, nie było jeszcze znane nazwisko nowego szefa PKBWL. W listopadzie Andrzej Adamczyk wyznaczył na tę funkcję Bogusława Trelę, który - jak mówi Andrzej Pussak - jako członek komisji zajmował się głównie tłumaczeniami i samodzielnie nie wyjaśniał żadnego zdarzenia.

Trela nie zgodził się na rozmowę z TVN24 na temat zmian personalnych w PKBWL.

ZOBACZ REPORTAŻ O PKBWL - "CZY WYPADKI LOTNICZE W POLSCE BĘDĄ BADAĆ NIEMCY LUB FRANCUZI?" >>>
Wyniki kontroli w tajemnicy

Urząd Lotnictwa Cywilnego w październiku wszczął kontrolę systemu pracy Single Person Operation na lotnisku w Modlinie.

Dlaczego tak późno, skoro system został wprowadzony w kwietniu, a do centralnej bazy zgłoszeń ULC - jak pisaliśmy - kontrolerzy zgłosili ponad 40 incydentów, a już w maju (o tym jeszcze napiszemy szerzej) związkowcy alarmowali, że SPO zagraża bezpieczeństwu?

Wiceprezes Urzędu Michał Witkowski podkreśla, że w maju ULC był w trakcie zaplanowanej wcześniej kontroli w PAŻP, "gdy kontrolerzy zaczęli wskazywać na oczywiste zagrożenie wynikające z konstrukcji systemu SPO".

Witkowski wyjaśnia, że po wakacjach, po przeanalizowaniu sygnałów od kontrolerów i wszystkich zgłoszeń, urząd najpierw podjął decyzję o podjęciu kontroli zdalnej, zgodnie z zalecaniami wynikającymi z pandemii. Jednak na prośbę związkowców szefostwo ULC wyraziło zgodę na przeprowadzenie kontroli w normalnym trybie.

- Nie jest tajemnicą, że prezes Urzędu [Lotnictwa Cywilnego - red.] zgłosił zastrzeżenia co do sposobu wprowadzania (SPO) – mówi nam wiceszef ULC.

Pytany przez nas o wyniki kontroli odmówił jednak ich ujawnienia, bo "informacje dotyczące przebiegu i ustaleń kontroli" na podstawie prawa lotniczego nie są informacją publiczną. Odesłał nas do PAŻP.

Rzecznik PAŻP Paweł Łukaszewicz pytany o to samo odpisał: "PAŻP nie jest podmiotem zlecającym ani prowadzącym kontrolę i nie jest upoważniony do przekazywania dokumentacji w tej sprawie".

Zapytaliśmy, czy od września 2020 roku, kiedy doszło do największej liczby incydentów, zakres obowiązywania SPO na lotnisku w Modlinie się zmienił. Rzecznik odpowiedział, że nie.
"Drastyczne rozwiązanie"

O kontrolę i zniesienie wprowadzonego na szeroką skalę w kwietniu systemu pracy jednoosobowej zabiegali też sami kontrolerzy, którzy już w maju uznali, że muszą zaalarmować o zagrożeniu dla bezpieczeństwa.

Pierwszym sygnałem był list otwarty podpisany przez 12 związków zawodowych z PAŻP na początku maja i skierowany do kierownictwa agencji, a także do nadzorującego lotnictwo cywilne ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka.

Związkowcy podkreślili w nim, że system SPO "to rozwiązanie drastyczne" i "ryzykowne". Wyrazili też swój "stanowczy sprzeciw wobec wprowadzania oszczędności kosztem bezpieczeństwa".

Zwrócili też uwagę, że "wielokrotnie" dochodzi do sytuacji, gdy "fizycznie na terenie obiektu znajduje się wyłącznie jeden kontroler ruchu lotniczego zdolny do pełnienia służby".

"Nie przez 5 czy 10 minut, ale przez wiele godzin. W razie jakiejkolwiek niedyspozycji, wpływającej negatywnie na zdolność zapewniania służby, nie ma żadnej innej osoby mogącej przejąć stanowisko. Może to stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa pasażerów i załóg we wszystkich statkach powietrznych (…)" – alarmowali w maju pracownicy PAŻP.
Pismo związkowców wysłane w sierpniu było kolejnym podniesionym przez nich alarmemtvn24.pl
W akcie desperacji

W czerwcu związki napisały kolejny list otwarty. Tym razem adresowany nie tylko do szefa resortu infrastruktury, ale też do premiera Mateusza Morawieckiego i ministra obrony Mariusza Błaszczaka.

W walkę o zniesienie systemu pracy jednego kontrolera był zaangażowany Ogólnopolski Związek Zawodowy Służb Ruchu Lotniczego, który zrzesza kontrolerów pracujących w portach lotniczych poza Warszawą. To ich w znacznej mierze dotyczy krytykowany przez kontrolerów system.

"Od czasu zamknięcia granic i ruchu lotniczego w kraju w związku z pandemią COVID-19 SPO zostało wprowadzone z dnia na dzień we wszystkich regionalnych portach lotniczych w Polsce" – alarmują kontrolerzy w kolejnym piśmie, do którego dotarliśmy.

Ich zdaniem, mimo powrotu ruchu na lotniskach, "nakaz pracy jednoosobowej zostaje podtrzymany i kontrolerzy mają obsługiwać ruch rejsowy, cały czas bez pomocy asystenta".

Według naszego źródła w PAŻP apele pozostały bez odzewu, więc związki zawodowe zrzeszone w PAŻP w akcie desperacji pod koniec sierpnia złożyły do Urzędu Lotnictwa Cywilnego wspomniany już wyżej wniosek o przeprowadzenie kontroli.

- Nie było reakcji władz PAŻP-u. Liczyliśmy, że formalny wniosek złożony do ULC sprawi, że w końcu ktoś poważnie potraktuje to zagrożenie – tłumaczy nasz informator.

Pismo, którego adresat był prezesa ULC Piotr Samson, zostało wysłane również do wiadomości prezesa PAŻP Janusza Janiszewskiego i ministra Andrzeja Adamczyka.

Minister Adamczyk był nieuchwytny nie tylko dla kontrolerów. Od nas również nie odbierał telefonu. Zadzwoniliśmy więc do wiceministra Marcina Horały, który w resorcie infrastruktury odpowiada za lotnictwo.

W połowie października Horała wstępnie zgodził się na rozmowę. Poprosił o wysłanie zagadnień mailem i kontakt za pośrednictwem rzecznika prasowego resortu. Rozpoczęta 22 października wymiana maili z rzecznikiem resortu Szymonem Huptysiem, zakończyła się wysłaną 23 grudnia odpowiedzią: "z uwagi na dużą ilość obowiązków w najbliższym czasie wywiad nie będzie możliwy".

W czasie tych dwóch miesięcy odpowiadający za lotnictwo cywilne wiceminister znalazł czas, by wypowiadać się w mediach na wiele tematów niezwiązanych z jego resortem.
Andrzej Adamczyk i Marcin HorałaPAP/Adam Warżawa
Związki zmieniają front

Do rozmowy nie udało się nam też przekonać przedstawicieli władz dwóch związków zawodowych kontrolerów, które od maja walczyły o zniesienie SPO.

Jeszcze we wrześniu, gdy zaczynaliśmy prace nad tematem, chęć rozmowy wstępnie zadeklarowali przedstawiciele dwóch dużych związków zawodowych. Nieoficjalnie zastrzegali jednak, że ostateczna decyzja zależy od tego, jak się potoczą "ważne rozmowy" z szefostwem PAŻP.

Według naszych źródeł w PAŻP te "ważne rozmowy" to negocjacje związków zawodowych z władzami agencji dotyczące obniżenia płac. W efekcie znacznie mniejszego ruchu lotniczego nad Polską spadły też wpływy do kasy PAŻP. Dlatego szef agencji zmniejszył tzw. kwotę bazową, na podstawie której jest wyliczana wysokość uposażenia. Realnie pensje kontrolerów spadły o około 25-30 proc. Ta decyzja traktowana jest jednak jako rozwiązanie tymczasowe do momentu przyjęcia nowego regulaminu wynagrodzeń. Projekt tego regulaminu został przedstawiony związkom zawodowym 30 września.

- Dbanie o bezpieczeństwo powinno być esencją naszego życia jako pracowników PAŻP-u, ale nowa propozycja regulaminu wynagrodzeń sprawiła, że związki przestały chcieć walczyć o zniesienie SPO – twierdzi nasz informator, który zna kulisy negocjacji.

Projekt regulaminu wynagrodzeń, do którego dotarliśmy, to ponad 20-stronicowy dokument regulujący szczegółowo wysokość płac, wraz z dodatkami.

W innym piśmie z listopada 2020 roku kierowanym do prezesa PAŻP przez jeden ze związków zawodowych podkreślono, że projekt regulaminu płac z 30 września jest korzystny "jedynie dla kontrolerów ruchu lotniczego, według ujętych w nim zapisów jedynie ta grupa otrzymuje podwyżki lub traci zdecydowanie mniej niż pozostali pracownicy Agencji".
Zarząd "niejawny"

W grudniu raz jeszcze próbowaliśmy porozmawiać ze związkowcami o SPO. Chcieliśmy umówić się na rozmowę z Mateuszem Kosteckim, szefem Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Służb Ruchu Lotniczego. To związek zrzeszający kontrolerów pracujących na wieżach w całej Polsce, którzy byli najbardziej dotknięci systemem pracy jednostanowiskowej.

Kostecki w październiku nie chciał się wypowiadać na temat funkcjonowania systemu SPO ze względu na trwającą wtedy kontrolę na lotnisku w Modlinie. Również 10 grudnia nie zgodził się na rozmowę, tłumacząc, że już nie jest we władzach związku, bo dzień wcześniej wyłoniono nowy zarząd. Obiecał, że odezwie się do nas członek nowych władz związku. Nikt się jednak nie odezwał.

21 grudnia zadzwoniliśmy ponownie do Kosteckiego. Powiedział, że mamy cierpliwie czekać na kontakt ze strony związkowców. - Dostałem informację, że to będzie po Nowym Roku – przekazał. Zapytaliśmy, kto wszedł w skład nowego zarządu. Nie chciał jednak odpowiedzieć. - Nie udzielę żadnej informacji, bo to mnie nie dotyczy – uciął.

Na stronie internetowej, a także w Krajowym Rejestrze Sądowym jeszcze 7 lutego widniała informacja, że Kostecki wciąż jest prezesem związku. Do czasu publikacji tekstu nikt z nowych władz się do nas nie odezwał.
Wieża kontroli lotów na Lotnisku ChopinaTVN24
Spotkanie w kancelarii

Równie trudno było namówić na rozmowę szefostwo innej organizacji – Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego, który jeszcze w sierpniu walczył o zniesienie systemu Single Person Operation. To właśnie ten związek wnioskował, jak pisaliśmy wcześniej, o kontrolę do Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

W grudniu jeden z przedstawicieli, pytany o możliwość rozmowy, zaprosił nas na spotkanie. Zastrzegł, że w spotkaniu weźmie udział prawnik. W jakim charakterze? Nie wyjaśnił. Na miejsce spotkania wyznaczył nie siedzibę związku, ale kancelarii prawnej.

Na spotkaniu, które miało dotyczyć wprowadzonego przez kierownictwo PAŻP systemu pracy, oprócz szefa związku Franciszka Teodorczyka pojawił się partner kancelarii Aleksander Woźnicki. Prywatnie, jak ustaliliśmy, szwagier Martyny Woźnickiej, szefowej działu prawnego PAŻP. W kancelarii, która reprezentuje związek zawodowy, pracuje też jego brat Janusz Woźnicki, czyli mąż Martyny Woźnickiej. Aleksander Woźnicki pytany przez nas, czy nie obawia się zarzutu o konflikt interesów, odpowiedział, że nie.

"Nie ma konfliktu interesów, kancelaria obsługuje związek zawodowy kontrolerów od kilku lat. Dyrektor Działu Prawnego nigdy nie łączyły żadne relacje z kancelarią. Nie mam też kontaktów z Dyrektor Działu Prawnego na stopie prywatnej" – napisał nam prawnik.

Rzecznik PAŻP odpowiedział z kolei, że PAŻP jako "pracodawca w żaden sposób nie ingeruje w rodzinne relacje swoich pracowników". "Agencja nie traktuje organizacji związkowych jako przeciwnika czy konkurenta biznesowego w odniesieniu, do którego można sugerować konflikt interesów" – zaznaczył rzecznik.

Szef związku zawodowego, którego próbowaliśmy przekonać, by się wypowiedział na temat budzącego zastrzeżenia kontrolerów systemu, po spotkaniu już nie odbierał od nas telefonu i nie odpowiedział na SMS.

Regulamin płac z 30 września, który - by wejść w życie - musi zostać zatwierdzony przez ministra infrastruktury, nawet nie został wysłany do ministra, jak napisał nam jego rzecznik prasowy Szymon Huptyś.

Pytany o to samo rzecznik prasowy PAŻP Paweł Łukaszewicz wyjaśnił, że agencja pracuje nad kolejną wersją regulaminu po tym, jak "tylko 1 z 13 związków zawodowych działających w PAŻP nie przedstawił negatywnego stanowiska" w stosunku do projektu z 30 września.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że w samym resorcie panuje przekonanie, że kontrolerzy zarabiają za dużo. - Kontrolerzy są w szczycie światowym, jeśli chodzi o zarobki i warunki pracy, łącznie z USA i Emiratami Arabskimi. Ci w Warszawie mogą zarabiać nawet 40-50 tys. zł na rękę – usłyszeliśmy w źródle zbliżonym do kierownictwa resortu.
"Sytuacja troszeczkę nas zaskoczyła"

Na rozmowę o SPO nie zgodził się też prezes PAŻP-u Janusz Janiszewski. Przed laty Janiszewski był prezesem Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego, tego samego, który zaprosił nas do kancelarii. Wówczas, jako związkowiec w magazynie "Czarno na białym" w TVN24 komentował katastrofę w Ueberlingen, której, jak już napisaliśmy, jedną z głównych przyczyn było SPO.

- Nagle ta kropka znika z radaru i do końca życia zapamiętuje się tę chwilę, gdzie słychać tylko tę ciszę z radia – mówił. Po latach Janiszewski, już jako prezes agencji, postawił na model pracy jednoosobowej.

Rzecznik PAŻP Paweł Łukaszewicz umożliwił nam za to rozmowę z dwoma innymi przedstawicielami agencji: Piotrem Czechem, wiceszefem biura bezpieczeństwa PAŻP oraz Jackiem Martynkiem, kierownikem Ośrodka Kontroli Lotniska w PAŻP.

Piotra Czecha zapytaliśmy, dlaczego zwiększenie zakresu systemu pracy jednoosobowej nie było poprzedzone analizami bezpieczeństwa.

- Zgodnie z procedurami wygląda to w ten sposób, że każda ocena bezpieczeństwa przygotowana jest przed wdrożeniem zmian. Przy czym w tym wypadku sytuacja troszeczkę nas zaskoczyła w związku z tym, że mamy galopującą pandemię i trzeba było przeciwdziałać innym zagrożeniem i innym niebezpieczeństwom – wyjaśnił Czech. Dodał, że skorzystano z procedury "wprowadzenia zmiany w trybie szczególnym", co oznacza, że była ona wprowadzana i "jednocześnie była też realizowana ocena bezpieczeństwa". Do jakich wniosków doszły osoby, które tę ocenę realizowały? Nie wiadomo.
Lotnisko na warszawskim Okęciushutterstock
"Czy to jest bezpieczne?"

Z kolei Jacek Martynek podkreśla, że kontrolerzy ruchu lotniczego w Polsce, jak i na świecie "od zawsze pracowali indywidualnie" i są do takiej pracy szkoleni, zaś praca w trybie Single Person Operation to "zwykła, standardowa, obowiązująca od wielu lat procedura i organizacja pracy".

W związku z pandemią - jak tłumaczy - Polska Agencja Żeglugi Powietrznej "nie ma prawa narażać swoich pracowników na zbędne ryzyko zakażenia jeden od drugiego". - W związku z tym każdego dnia analizujemy natężenie ruchu lotniczego i podejmujemy decyzje o tym, jaka obsada powinna być zapewniona na poszczególnych wieżach czy poszczególnych organach kontroli ruchu lotniczego – wyjaśnia Martynek.

- Czy to jest bezpieczne? – pytamy.

- Tak – odpowiada zdecydowanie Martynek, który sam jest czynnym kontrolerem.

Według naszych informacji z czterech niezależnych źródeł, to właśnie Jacek Martynek jest osobą, od której zaczęliśmy tę opowieść. Jako kontroler zbliżania 30 grudnia 2020 roku na ponad dwie minuty opuścił stanowisko operacyjne na wieży kontroli lotów na Lotnisku Chopina, gdy zbliżał się do niego samolot włoskich linii Blue Panorama.

Nasze źródło, które zna okoliczności tego zdarzenia, relacjonuje je tak: - Na stanowisku nikogo nie było. Koledzy zaczęli się rozglądać po sali operacyjnej. Zobaczyli, że przy stanowiskach kontrolerów zbliżania na końcu sali nikogo nie ma, a kawałek dalej stoi Martynek. "Stary, samolot cię woła" – krzyknęli do niego.

Do Urzędu Lotnictwa Cywilnego trafił anonim z opisem sytuacji, w którym podkreślono, że kontroler pełniący kierowniczą funkcję opuścił stanowisko operacyjne. Potwierdziła to przeprowadzona przez PAŻP kontrola.
"Złamanie procedur"

Zdaniem naszego rozmówcy z ULC agencja powinna wdrożyć zmiany, które zapobiegną podobnym sytuacjom, a sam kontroler ze względu na rażące złamanie procedur powinien zostać ukarany.

Co do zasady kontrolerów się nie karze za błędy, by nie bali się ich zgłaszać. Jest jednak jeden wyjątek, który dotyczy poważnego złamania procedur w wyniku intencjonalnego działania. Tak było w tym przypadku. Instrukcja operacyjna zabrania opuszczania stanowiska bez znalezienia sobie zmiennika. Trudno też uznać, że mógł odejść nieświadomie.
-
Jacek Martynek nie odbierał od nas telefonu, a poproszony w SMS-ie o rozmowę odesłał nas do rzecznika prasowego.

Rzecznik PAŻP Paweł Łukaszewicz pytany o incydent z udziałem Martynka odpowiedział, że ze względu na przyjętą w PAŻP politykę, nie może potwierdzić ani zaprzeczyć, czy konkretny kontroler brał udział w tym zdarzeniu.

- Martynek jako autor i największy adwokat Single Person Operation sam udowodnił, jak niebezpieczny to system. Po incydencie usiadł na stanowisku, jakby nic się nie stało. Nawet nie przeprosił kolegów, którzy przez niego przeżyli niemały stres – mówi nasz informator z PAŻP.

- Odejście od stanowiska operacyjnego to poważne złamanie prawa – ocenia nasz rozmówca z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.

I dodaje: - Samolot to nie gra komputerowa. Nie da się wcisnąć pauzy. Bezpieczeństwo przegrało. Kolejna bariera została złamana.

Autor:Grzegorz Łakomski, Piotr Świerczek

Źródło: tvn24.pl, "Czarno na białym" TVN24