Wpis z mikrobloga

Byłeś kiedyś niewidoczny dla innych? Jak pieszy w czarnej kurtce na bocznej, wiejskiej drodze? Albo tak samotny i spragniony ludzkiego dotyku, że potrącałeś ludzi w zatłoczonym tramwaju? Albo tak głodny rozmowy, że zaczepiałeś ekspedientki w sklepie tylko by wymienić te kilka słów. By twój mózg miał przez chwilę pewność, że nadal jesteś, że żyjesz, że w ogóle istniejesz. Samotność nie boli, ból zdaje się być krótkotrwały, intensywny, ale nawet on kiedyś przechodzi lub się do niego przyzwyczajasz na tyle że dasz radę z nim żyć. Z samotnością nie jest tak łatwo, ona zwyczajnie jest, dzień dnia, o każdej porze. Nie ważne czy w zatłoczonym biurowcu, stoczniowej stołówce czy w ciepłym mieszkaniu. Jest cały czas. Jest z Tobą. I na początku jeszcze walczysz, wmawiasz sobie że to chwilowe, przejściowe, że za chwilę się wszystko zmieni. Z każdą próbą przerwania swojego samotnego jestestwa dochodzi do ciebie że wszystko, absolutnie wszystko co o sobie myślałeś jest nie prawdą. Nawet wtedy jak dobrego o sobie nie umiałeś powiedzieć zbyt wiele. Ludzki umysł, przynajmniej w większości przypadków ma tendencje do analizy, szukania przyczyn, zależności, powodów. A powodów twojej samotności jest coraz więcej. Zaczyna się niewinnie, może nie jesteś zbyt miły dla ludzi... może powinieneś zacząć dbać o siebie bardziej... i tak dalej i tak dalej. Nie wiesz nawet kiedy a nie mówisz o sobie już nic dobrego, nie widzisz w lustrze człowieka, nie mówisz o sobie jak o człowieku. Jesteś nikim, brzydkim, obrzydliwie brzydkim, paskudnym, za niskim, za wysokim, za grubym, zbyt blond, niesymetrycznym. Wpadasz w panikę gdy idziesz ulica bo nie widzisz tam nikogo gorszego od siebie. Każdy facet jest Chadem, wszędzie kobiety które mijają cię nie spoglądając, nawet żul spod sklepu wydaje się być bardziej atrakcyjnym od ciebie. I już nie walczysz, bo nie ma o co, osiągnąłeś etap najwyższej świadomości. Przestajesz się łudzić, już nawet nie próbujesz się do sobie uśmiechnąć by w ogóle sprawdzić czy jeszcze potrafisz. Patrzysz w lustro i widzisz, zarost, włosy, oczy brwi i inne ale nie widzisz tam postaci człowieka. W pracy już prawie z nikim nie gadasz, bo szkoda strzępić ryja, z resztą i tak patrzyli całe życie jak na przegranego. Nie umiałeś nigdy być klaunem w tym cyrku więc wybrałeś jedyne miejsce na widowni z dala od głównej areny i czasem rzuci ci się dyskretny uśmiech, może nawet wypuścisz gwałtownie nosem powietrze. Wszyscy się bawią ale nie ty. Co ciekawe zaczynasz mieć pretensje do wszystkich, do rodziców że takiego cię urodzili i wychowali, do znajomych ze szkoły bo nie mogli zrozumieć mając po kilka lat że nie jesteś taki jak inni. Że jesteś wrażliwy znacznie bardziej a ich wyśmiewanie będziesz pamiętać do końca życia. Obarczysz winą wszystkich, nawet system, rząd, kapitalizm, boga, czy kogokolwiek i cokolwiek co tylko się da. A w szczególności kobiety. Na przemian będziesz mówić o sobie źle, jakby z nadzieją że ktoś w końcu zamknie ci usta i wykrzyczy ci w twarz wszystko co chcesz usłyszeć, że nie jesteś takim potworem. Ale usta innych milczą, przyglądają się obojętnie jak twoje nie potrafią się zamknąć, a będą mówiły dużo. Im bardziej boli tam w środku tym więcej słów wypłynie. Żeby dobić, żeby zniszczyć, żeby obrzydzić, żeby oszpecić żeby sprawić że cały świat będzie na tyle zły i brzydki że nawet ty tam znajdziesz swoje miejsce. Samotność nie boli, zabiera każdego dnia kawałeczek ostatniego wdechu wziętego z nadzieją. Z nadzieją że coś a w szczególności ktoś odmieni twoje życie. Że coś się zmieni. Wypatrujesz impulsu, znaku, iskry ale ona nie przychodzi i nie przyjdzie. Przełykasz ślinę.
#przegryw #logikaniebieskichpaskow #niebieskiepaski #tworczoscwlasna #gownowpis #zalesie
  • 3