Wpis z mikrobloga

Kaszlący gąsienicowy

czyli

Polski Fiat/ZTE 126p Wszędołaz

Produkowane w czasach słusznie minionych samochody nierzadko stawały się bazą do licznych wersji rozwojowych czy prototypów. Oprócz wozów produkcyjnych pokroju Żuka, Warszawy Kombi, Poloneza Trucka czy 125p Pickupa, było wiele prototypów pokroju Ogara, Traction Avanta, 125p Coupe czy innych, które nie weszły do produkcji seryjnej. Swoiste apogeum prototypów najlepiej widać w latach 70. XX wieku, kiedy wprowadzono do produkcji 125p MR czy 126p… Popularny malczan dość szybko doczekał się masy prototypów, które miały w wersji produkcyjnych usuwać albo minimalizować wady podstawowej wersji.

Jednym z takich niezrealizowanych konceptów był Wszędołaz. Historia powstania gąsienicowego sralucha była dosyć prosta – w 1979 roku Zakłady Transportu Energetyki w Radomiu uznały że potrzebny będzie mały i zwinny w terenie pojazd amfibię o napędzie gąsienicowym, który ułatwi dotarcie do trudno położonych miejsc, przez które przebiegały linie energetyczne; według wytycznych, pojazd miał być przewożony na trzyczepce samochodowej. Nadzór nad prototypem sprawował dyrektor ZTE Kryspin Białek, który powołał zespół konstruktorów z pracowników zakładu: Roberta Draba, Andrzeja Grabowskiego, Krzysztofa Prokopowicz i Jerzego Smolińskiego. Konstruktorzy postanowili wykorzystać jak najwięcej mechaniki z malczana , w celu uproszczenia konstrukcji.

Wszędołaz, bo tak nazwano ukończony w 1980 roku prototyp, wykorzystywał – zamiast płyty podłogowej z 126p - wodoszczelną wannę z żywicy i włókna szklanego, zapewniającą pływalność pojazdu. Górna część nadwozia pochodziła ze sralucha, z wyjątkiem przesuwanej w tył przezroczystej osłony, która pełniła rolę drzwi oraz dachu. Seryjny dwucylindrowy silnik nie był poddany żadnym modyfikacjom; jak wspominał Smoliński, jednostka była „załatwiana” przez dyrektora wprost z fabryki z Bielska-Białej – z kaszlaka pochodziło też wnętrze, elementy nadwozia oraz pompy hamulcowe, które – podpięte pod przekładnię kierowniczą – pozwalały na zahamowanie gąsienic z jednej strony, co pozwalało skręcać pojazdem. Silnik napędzający układ gąsienicowy znajdował się w standardowym miejscu; w miejscu tylnej kanapy zamontowano dwie zaadaptowane pompy strażackie, które w wodzie pełniły rolę pędników. Same gąsienice były zamocowane na wahaczach podpartych na amortyzatorach z motocykla WSK. Swoistą wisienką na torcie było zamontowanie przednich lamp z ciągnika Ursus, zaś kierunkowskazów i tylnych świateł z Żuka.

Wszędołaz został poddany testom, które wykazały, że o ile w wodzie pojazd sprawia się całkiem nieźle i jest pływalny, o tyle w terenie wehikuł ma problemy z pokonywaniem nawet łatwych przeszkód terenowych – konstrukcja gąsienic była wadliwa, co sprawiało że zamiast wypychać śnieg, to go wpychały do środka; z kolei gumowe gąsienice dość szybko zużywały się na asfalcie.

Ostatecznie porzucono Wszędołaza i – podobnie jak jego kuzyn LPT – pojazd trafił po długim czasie do muzeum komunikacji w Szczecinie, gdzie znajduje się do dziś. Ponoć samą konstrukcją byli zainteresowani Chińczycy, którzy chcieli zamówić kilkadziesiąt sztuk, jednak poza wzmiankami pracowników nie ma na to dowodów i można to traktować bardziej jako legendę, a nie potwierdzoną informację.

#autakrokieta #fsm #fiat126p #samochody #motoryzacja #gruparatowaniapoziomu #ciekawostki #prl

SonyKrokiet - Kaszlący gąsienicowy

czyli

Polski Fiat/ZTE 126p Wszędołaz

Prod...

źródło: comment_1606590968kIOnU41FLm1586xDEPpHoe.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@dispater: do kontrolowania linii energetycznych w trudno dostępnych miejscach, tam gdzie nie można dojechać zwykłym autem
@BrianScalabrine: tak, sraluch, sralczan, malczan, malacz, kaszlak, substytut auta, wyrób samochodopodobny, bielski pierdzik i inne ( ͡° ͜ʖ ͡° )*:
  • Odpowiedz
@SonyKrokiet: hałas z silnika musiał doprowadzać do szału - chyba że do zestawu był dołączany hełmofon z T 34.
Z drugiej strony patrząc i pomijając fakt beznadzieji PRL to ludzie kombinowali jak mogli - składali z tego co mieli, mniej lub bardziej to wychodziło ale. Mam parę książek z zawodówek i o majesterkowaniu z tego czasu. Muszę przyznać - są świetne. Proste przepisy i metody którymi można wiele zdziałać. Oczywiście
  • Odpowiedz
@tajna_baza: hałas hałasem, ale w środku nie było systemu kontroli ogrzewania :D Najpierw w zimie mieli temperaturę zewnętrzną, a później gotowanie się przerywane podmuchami zimna (zakładam, że osłona dacho-drzwiowa szczelna do końca nie była). Rura standardowo doprowadzająca ciepło wygląda na skierowaną do w(y)lotu powietrza z prawej strony.
Choć znowu nie takie głupie - nie było czuć miksu zapachowego oleju, benzyny, kurzu i czego jeszcze... Ups, zapomnieli o zabudowaniu silnika, więc
  • Odpowiedz