Wpis z mikrobloga

T2P - Wielkie odkrycia #gothicfabularnie

* * * * *

KARTA POSTACI

* * * * *

Nowy Obóz

Wspólne polowanie tak bardzo spodobało się niektórym Kretom że postanowili zorganizować kolejną wyprawę. Piątka myśliwych wybrała się zapolować na ścierwojady panoszące się nieopodal pól ryżowych.

- Teraz to ja mogę polować - stwierdził Randal chwaląc się przy tym nowiutkim łukiem myśliwskim.

- W końcu to będzie miało jakiś sens. Bieganie z gołym pieściami za zwierzętami było idiotyczne. - dodał Vandil.

- Hugh, nawet bez łuku dam radę upolować więcej tych ptaszyn od was. - rzucił pewny siebie Nav’Ahn.

- To co, kolejny turniej? - zaproponował Vateusz.

- Kto upoluje najmniej płaci za ryżówkę dzisiaj. - przyjął wyzwanie Bob i puścił się pędem w kierunku pobliskich krzaków z których dobiegały znajome skrzeki.

Cała piątka rozpoczęła polowanie. Zwierzyny było tak dużo że nie było sensu marnować czasu na zastawianie pułapek. Ścierwojady padały jeden za drugim pod nawałnicą strzał i kopniaków a co chwilę można było usłyszeć gniewne dyskusje komu przysługiwał kolejny punkt. Wszystkie upolowane w trakcie dnia potwory były układane na stosach w celu późniejszego ich wypatroszenia i oprawienia. Po kilku godzinach wysiłku, posiniaczeni i poznaczeni ranami po dziobnięciach myśliwi wrócili podliczyć swoją zdobycz.

- Ha, szesnaście . - wykrzyknął triumfalnie Vateusz.

- Ja tyle samo. - dodał Randal.

- U nas też po szesnaście. - powiedział Bob wskazując przy tym również stertę Vandila. - A ty ile masz orku?

Wszyscy odwrócili się w stronę góry trucheł Nav’Ahna i nie mogli uwierzyć w to co widzą. Ork biegł w ich stronę trzymając pod pachą jeszcze szamoczącego się ścierwojada. Gdy dobiegł do reszty grupy bez większego wysiłku skręcił mu kark i dorzucił do reszty i szczrząc swoje kły oznajmił:
- Siedemnaście. Nie wiem kto stawia, ale na pewno nie ja.

Tymczasem w karczmie panowało większe poruszenie niż zwykle. Zgromadzenie to wiązało się z przybyciem do Obozu Borysa Korony, wysłannika Bractwa. Jego cel tutaj był prosty - sprzedać paczkę ziela które dostał od swojego Guru. I pomimo że zadanie nie należało do specjalnie trudnych postanowił pokazać się z jak najlepszej strony. Szybko złapał z miejscowymi szkodnikami dobry kontakt i nim się obejrzał kolejka po jego towar sięgała niemal przeciwległego brzegu jeziora.

- … no i wtedy mu mówię że tak, to zdecydowanie mojej roboty ostrze. A ten “To teraz powiedz mi jeszcze co robi w szyi mojego poborcy podatkowego”.

Wszyscy zebrani wokół ryknęli śmiechem słysząc kolejną przezabawną w ich opini anegodotkę spoza Bariery. Dzięki swoim historyjkom Borys nie dość że pozbył się towaru w oka mgnieniu to jeszcze bez większego problemu podbił jego cenę, jednak nikt nie miał mu jednak tego za złe. Gdy przed zachodem słońca oznajmił że najwyższa pora na niego najwięksi obozowi koneserzy ziela starali się go zachęcić by wpadał częściej.

Jedynymi osobami które nie brały udział w tym zgromadzeniu byli Maestro Mammon i Narsi Slantobrody, Syn Legzdiego. Dwóch najniższych szkodników w obozie w pocie czoła wykuwali elementy potrzebne przy budowie nowych chat. Homer który oddelegował ich do tego zadania przyszedł do kuźni sprawdzić postępy ich pracy. Zaniepokoiło go nieco że jeszcze nie zgłosili się do niego ze skrzyniami gotowych elementów. Pierwszą rzeczą jaką dostrzegł po wejściu do warsztatu była góra zawiasów kształtem przypominające elementy pancerza oraz zestaw klamek stylizowany na rękojeści mieczy.

- Co to ma niby być? Mieliście mi przygotować dwadzieścia klamek, czterdzieści zestawów zawiasów i osiem tuzinów gwoździ. Prostych, a nie jakieś artystyczne fiu bździu. - krzyknął zdenerwowany Homer.

- Ależ wszystko tu jest, tak jak prosiłeś. - próbował załagodzić sytuację Mammon.

- Mogliście skończyć kilka godzin temu. Chłopaki czekają z wykończeniówką bo brakuje tych rzeczy. Co wam odbiło?

- Skorzystaliśmy z okazji żeby pielęgnować naszą krasnoludzką kulturę i poprawić nasze umiejętności. - pospiesznie wyjaśnił Narsi Slantobrody, Syn Legzdiego.

- Nie mam pojęcia co to za bzdury, ale skoro skończyliście to macie to natychmiast zanieść na do nowych chat na lewo od wejścia do jaskini.

- Oczywiście, niezwłocznie. - odpowiedzieli mu jednocześnie kowal i płatnerz.

- I na następny raz bez wygłupów proszę.
Obóz Bractwa

W Obozie na Bagnach panowało zaskakujące poruszenie, nienaturalne dla tego zazwyczaj sennego i spokojnego miejsca. Po ataku węża błotnego na zbieraczy guru postanowili przyjrzeć się temu bliżej i zbadać powiązanie między mieszkańcami bagien a zielem na nich rosnącym. Y’berion nie miał wątpliwości że kolejnym krokiem ku oświeceniu było dokładne poznanie sekretów tutejszej fauny.
Do eksperymentów z truchłem pokonanego stwora zgłosiło się dziewięciu ochotników. Niektórzy z nich biegali z próbkami pomiędzy laboratorium alchemicznym a świątynią. Inni pomagali Cor Kalomowi z mieszaniem kolejnych wywarów z części ciała poczwary. Nowicjusze posiadający wiedzę mistyczną pomagali w tym czasie w świątyni przy testowaniu kolejnych wytworzonych ekstraktów.

W tym samym czasie do Obozu przybył Ker'edar, którego powitano tak samo jak każdego innego gościa. Chętnie odpowiadano mu na wszystkie pytania. Jak się żyje w na Bagnie? Dlaczego wybraliście taki styl życia? Czy zbiory ziela to ciężka praca?
Po spędzeniu trzech dni wśród członków Bractwa powoli zaczął nabierać większego szacunku do nich. Nie była to banda dziwaków jakiej się spodziewał lecz ułożone i ciężko pracujące społeczeństwo. Gdy w końcu wstał koło południa przywitał go Ratan, który pozwolił mu na czas wizyty zamieszkać w jego chacie.

- Dzień dobry. Szczęśliwy dziś mamy dzień.

- A cóż takiego się dzieje? - spytał kret.

- Y’berion ogłosił że nasze modły zostały wysłuchane i badania które prowadziliśmy w ostatnich dniach zakończyły się sukcesem.

- Cieszę się, ale nadal nie rozumiem co to oznacza.

- Ja też jeszcze nie, ale zapowiedziano że dziś wieczorem odprawimy specjalny rytuał. Mam nadzieję że zostaniesz z nami i pomożesz w jego odprawieniu?

Ker’edar wciąż jeszcze mający w głowie zadanie które dostał przed opuszczeniem swojego Obozu kiwnął twierdząco głową.

- To będzie wyjątkowa chwila dla wszystkich członków Bractwa. - zapewniał podekscytowany Ratan.

Zgodnie z zapowiedzią po zachodzie słońca na głównym placu rozstawiono magiczne latarnie. Na podestach z których zazwyczaj guru prowadzili swoje nauki ustawiono kamienne donice wewnątrz których były starannie ułożone kupki drewna gotowe do podpalenia. Przy każdej z nich stał guru trzymający flakonik z ciemną, mętną cieczą.

Na placu zebrali się wszyscy członkowie bractwa, nawet ci którzy na co dzień przebywają w innych obozach głosząc w nich swoją wiarę. Ker’edar czuł się nieco nieswojo, jednak wszelkie obawy zniknęły kiedy odpalił wręczonego mu zielonego nowicjusza. Gdy tylko dopalił go a świat zaczął się lekko kołysać gwar wokół ucichł. Duchowy przywódca Bractwa wyszedł pomiędzy swych braci i nakazał odpalić przygotowane ogniska. Ich blask rozlał się po tłumie odbijając się od gładko ogolonych głów uczniów i guru. Y’berion rozpoczął swą przemowę, lecz sens jego słów ciągle umykał członkowi Nowego Obozu.
Gdy rzesza wiernych zaczęła padać na kolana i rozpoczęła swą modlitwę czuł że też musi to zrobić. Nie znał dokładnie słów, lecz dołączył się do grupy nowicjuszy wybijających rytm dla reszty. Ten z każdą mijającą chwilą stawał się coraz żywszy, a słowa Y’berion zamieniły się już niemal w krzyk wznoszony ku niebu.
Gdy osiągnięto punkt kulminacyjny całego obrzędu guru wlali swe tajemnicze mikstury w ogień. Z naczyń zaczęły wydobywać się kłęby gęstego zielonego dymu. Nie unosił się jednak w górę lecz powoli rozpływał pomiędzy zgromadzonymi wiernymi. Gdy zielona fala dotarła do kreta złapał się za głowę, gdyż nieznany ostry zapach uderzył w jego nozdrza. Przez jego myśli zaczęły przemykać obrazy i dźwięki których wcześniej nie spotkał. Nie mogąc opanować galopujących myśli położył się na kamieniach którymi wybrukowany był plac i spojrzał w niebo. Ostatnią widokiem jaki zapamiętał była ogolona postać pochylająca się nad nim i wyciągająca dłoń mówiąc:

- Ujrzałeś prawdę bracie.

Stary Obóz

O świcie przed obozem zebrała się grupa skazańców która postanowiła zapolować na stworzenia panoszące się po terenach otaczających Obóz. Hosea wziął głęboki wdech i rzekł

- Dziś dobry dzień na polowanie. Mam tylko nadzieję że ta bazarowa tandeta się do czegoś nadaje - uważniej przyjrzał się nowej broni. Nie była to robota fachowca, jednak łuk nie sprawiał wrażenia na tyle słabego żeby złamać się przy pierwszej wypuszczonej strzale. - Na co planujecie polować?

- A to takie rzeczy się planuje? Ja myślałam że po prostu wyjdziemy, pochodzimy po skraju lasu i znajdziemy coś już upolowanego. - odpowiedziała mu Rudaera. - Kazali nam przynieść mięso, nie było mowy że musimy polować.

- Ale … jak … co … - nie mogąc pojąć tej logiki Matthews odwrócił się i wyruszył na jedno ze znanych sobie miejsc, zwykle obfitującego w zwierzynę.

Niestety szczęście nie dopisało mu tym razem. Wszystkie znalezione wokół polany ślady wskazywały że żadne żywe stworzenie nie zawitało w te strony od dobrego tygodnia. Zrezygnowany, w drodze powrotnej natknął się na samotnego kretoszczura. Hosea zakradł się nieco bliżej i gdy znalazł się kilkanaście metrów od niego wypuścił jedną strzałę. Podrygi potwora które szybko słabły były oznaką że druga nie będzie potrzebna.

- Przynajmniej wiem że to coś działa jak należy. - skomentował i zabrał się do obrabiania zwierzyny.

Tymczasem grupka kopaczy po oddaleniu się Hosei wybrała się w przeciwnym kierunku. Prowadzeni przez Niemego, jedynego myśliwego w ich grupie, dotarli do niewielkiej jaskini.

- I co, mamy coś? - spytał niecierpliwie Kryształek.

- … - odrzekł mu Niemy, po czym wstał od badanych śladów i gestem kazał towarzyszom powoli iść za nim w głąb jaskini.

Wewnątrz znaleźli kilka młodych kretoszczurów, które nie stanowiły większego wyzwania pomimo pomimo użycia jedynie kamieni do ich pokonania. Wspólnymi siłami w kilka minut poćwiartowali zdobycz i gdy dorosłe osobniki wróciły do gniazd byli już w połowie drogi do Obozu aby przekazać Snafowi zdobycz. Po drodze spotkali kilku znajomych kopaczy prowadzonych przez Mariana oraz Zorga, który nieporadnie próbował odczytać trzymaną mapę.

- Zorg znajdzie ta góra z dziura.

- Cóż za troglodyta - skomentowała idąca z tyłu Józefina. - Toż to nawet czytać nie umie.

- Panie Klocuch, czy wiesz pan w którą stronę mamy iść? - zapytał Animus, z niepokojem przyglądając się poczynaniom nawigatora drużyny.

- No jacha! Hosznia kazał iść to idę, bo śmieszny człowieczek wie co mówi.

Po kilku godzinach błądzenia przez las udało im się w końcu dotrzeć do miejsca wskazanego przez mapę. Była to średniej wielkości polana otoczona z większości stron zboczami gór. Za jednym z załamań znaleźli zgodnie z otrzymanym opisem dobrze ukryte wejście do jaskini.

- No no, wygląda obiecująco. - skomentował Brzetysław.

- A co mnie obchodzi jak to wygląda. Kilofy w dłoń i idziemy sprawdzić czy da się tu coś wydobyć. - zarządził Marian i poprowadził resztę kompanii do wnętrza jaskini.

Nie minęło wiele zanim nie odkryli że trafili dokładnie na to co chcieli. Wewnątrz znaleźli sieć tuneli których ściany kryły w sobie ogromne pokłady Rudy. W niespełna godzinę napełnili przygotowane na tę okazję skrzynie, które chcieli przynieść do Obozu jako dowód. Z powrotem postanowili jednak poczekać do następnego dnia. Nim jednak rozbili obóz w jednej z pieczar usłyszeli głuchy pomruk odbijający się echem po kopalni. Wszyscy jak jeden mąż dobyli szpadli i kilofów które otrzymali na tą wyprawę i z impetem ruszyli w kierunku wyjścia zbadać dziwny odgłos. Jako pierwszy z jaskini wybiegła Animus i stanął oko w oko z zębaczem. Wiedząc że ma za sobą swoich kompanów ruszył do ataku. Samotny kopacz nie zrobił jednak większego wrażenia na bestii która kilkoma szybkimi ugryzieniami sprowadził go do ziemi. Ta maniakalna szarża, mimo że nieskuteczna sama w sobie, odwróciła uwagę gada na dostatecznie długo aby pozostali członkowie ekspedycji rzucili się na niego jednocześnie. Brzetysław jak tylko mógł starał się skupić uwagę potwora na sobie podczas gdy Zorg wymachiwał na lewo i prawo dzierżonym kilofem. Wryj porzucił dzierżoną łopatę i zaczął w szaleńczo okładać bestię pięściami. Józefina starając się pomóc kompanom otrzymała cios ogonem, który strącił jej z głowy perukę. Pomimo stawiania zaciętego oporu zębacz w końcu padł pod gradem ciosów. Nie był to jednak czas do świętowania. Podjęto decyzję o jak najszybszym powrocie do obozu.

- Co z nim robimy? - zapytał Brzetysław wskazując na leżącego Animusa - o dziwo chyba jeszcze chyba żyje.

- Zorg poniesie kolegę. To tak samo jak bieganie z balem, tylko mniej.

Drużyna puściła się pędem przez ścieżkę którą przetarli kilka godzin wcześniej. Zaskakująco okazało się że znalezione miejsce nie jest tak daleko od Obozu jak mogłoby się wydawać i udało im się donieść rannego w samą porę aby obozowy zielarz mógł zająć się jego obrażeniami i ocalić od pewnej śmierci.

* * * * *

Czas na zaplusowanie komentarza z Akcją Przygotowawczą którą chcesz wykonać jest do piątku (8 V) do godziny 22:00.
Formularze Handlu oraz wydania Punktów Nauki na tą Turę można wysyłać do soboty (9 V) do godziny 12:00.

FORMULARZ HANDLU

FORMULARZ NAUKI
Pobierz Ex2light - T2P - Wielkie odkrycia #gothicfabularnie

* * * * * 

KARTA POSTACI

...
źródło: comment_1588799781B5sQE0piwjsX9WqeyO01nb.jpg
  • 14
Ker'edar

Oświecony słowami Śniącego Ker'edar zrozumiał, że przez całe życie błądził. Starzy bogowie to fikcja i tylko Śniący może go poprowadzić do zbawienia i wolności. Po całym rytuale zauważył wyciągniętą ku niemu dłoń jednego z guru, a on tę dłoń pochwycił i powstał - stając się równocześnie częścią wielkiej rodziny i uniżonym sługą Śniącego.
Dreszcz - Obóz Bractwa

Dziwne uczucie przeszło wzdłuż kręgosłupa Dreszcza. Lata rozbójniczego życia wyostrzyły jego zmysły i od dłuższego czasu wydawało mu się, że czuje czyjeś natarczywe spojrzenie na swoich plecach. Odwrócił się dyskretnie za siebie ale nie zauważył nikogo podejrzanego. Stał w tłumie Nowicjuszy i nic mu nie groziło. Po chwili wzruszył ramionami.

- To pewnie jakaś paranoja. Kto miałby mnie śledzić? Ali Papa przecież nie żyje... Ehh muszę dzisiaj zapalić
Laszlo

Po dobrze spożytkowanym dniu Laszlo skierował się do karczmy, co było o tyle dziwne, że gdy skończył pracę marzył tylko o tym, żeby położyć się i zasnąć. Nogi zaniosły go jednak tam, gdzie zwykł trafiać już poprzednimi wieczorami. Udało mu się jeszcze spotkać handlarza zielem i zakupić nieco bagiennego specjału. Miejsce w którym siedział wcześniej zdawało się już na niego czekać. Przywitał się ze zgromadzonymi i po chwili sączył ryżówkę nasł#!$%@?ąc