Wpis z mikrobloga

Zagórowany

   Wjechał do Komańczy rozklekotanym PKSem. Na kolanach trzymał notatnik pełen miejsc, które miał odwiedzać w najbliższym czasie. Nic nadzwyczajnego, ale nie powinno być źle. Łyknął tabletkę, popijając wodą z plastikowego kubeczka. Całą drogę od Sanoka słuchał żywiołowych dyskusji emerytowanych nauczycielek, które przejęły autobus swoją wycieczką. Nieustannie trajkotały przy akompaniamencie konającego autosanu. Jego mózg był coraz mocniej okaleczony. Wziął głęboki oddech. Wreszcie nadszedł właściwy przystanek.

   Wysiadł w delikatne objęcia niewysokich gór. Chmara nauczycielek roiła się wokół klap od bagażników. Po dłuższej chwili walki na śmierć i życie dotarł po swoją wielką czarną torbę. Wilgotna z wierzchu, oby to była woda, a nie płyny ustrojowe tego złomu.
Ruszył ze swoimi cudownymi sprawczyniami niedoli, jak się okazało, ponownie w tym samym kierunku.
- Przystojny kawaler pomoże damom w potrzebie - stwierdziła upiorna czarownica, mrugając figlarnie. - Dziś prawdziwy mężczyzna to skarb!
Zanim zdążył odpowiedzieć powiesiła na nim torbę ważącą tonę i podała rączkę walizki, która kiedyś dawno temu miała kółka. Stęknął głośno pod naciskiem dodatkowego ciężaru.
- Te wiedźmy chcą mnie #!$%@?ć - pomyślał.
Czuł rosnące wzburzenie.

W żółwim tempie skrabali się do schroniska, tworząc specyficzny kondukt.
Po obu stronach drogi rosły wysokie chaszcze, które odprowadziły ich aż na skraj lasu. Nie trzeba było wchodzić głęboko między drzewa, bo do celu było niedaleko.
Zmęczony zwalił z siebie dodatkowy bagaż przed drzwiami schroniska PTTKu w Komańczy. Nie usłyszał żadnego "Dziękuję". Panie tak bardzo pochłonęła rozmowa o maturze w roku sześćdziesiątym piątym. Co to był za rok i ci przystojni maturzyści.

   Tym razem nie pozwolił jędzom się wyprzedzić. Kilkoma susami doskoczył do kontuaru recepcji. Uprzejma kobieta z rozpuszczonymi ciemnymi włosami szybko odnalazła jego nazwisko w spisie rezerwacji. Otrzymał upragnione klucze do pokoju.
- Cóż pewnie nigdy nie będzie recenzował pięciogwiazdkowych hoteli, ale zrobi wszystko, żeby nie pisać tylko przewodników po schroniskach – pomyślał.
Jedyneczka o standardzie i wyposażeniu z głębokiej komuny. Wziął tabletkę popijając z plastikowego kubeczka, który leżał na stoliku koło łóżka.
Po rozpakowaniu zszedł znowu na dół. Była to doskonała decyzja. Robiło się późno. Zgłodniał. Zamówił pierogi ruskie- strzał w dziesiątkę.

   W otoczeniu nadal dominowały jego ulubienice, ale pojawiły się też nowe twarze. Zobaczył kilku wędrowców z olbrzymimi plecakami i własnym wiktem. Jedyne czego potrzebowali to odrobina wrzątku do zaparzenia herbaty w blaszanych sfatygowanych kubkach. Miejscami wyszczerbione i obite, ale po zadowolonych i pełnych spokoju oczach właścicieli można było wnioskować, iż nie ma lepszego naczynia do celebracji wieczornego picia gorącego napoju.

   Jako że czuł coraz większe zmęczenie, postanowił jeszcze w samotności, wykorzystując ciszę swojego pokoju, napisać notatki z pierwszej obserwacji.
Przełknął ostatnią tabletkę dzisiaj, popitą wodą z plastikowego kubeczka. Położył się w śpiworze i niemal natychmiast utonął w kamiennym śnie.

   W nocy wciąż zza okna zagadywały go drzewa, zerkając ukradkiem przez uchylone i mocno zakurzone okno. Odległy krzyk puchacza zwoływał wszystkie nocne mary do siebie.
Jego głowa była pusta. Ciało sztywne i nieruchome.

   Obudził się bardzo wcześnie. Chwycił automatycznym ruchem ręki plastikowy kubeczek i tabletkę. Przed połknięciem na jego twarzy wymalowało się zwątpienie.
Wyjął z torby specjalny strój do górskich wycieczek. Solidne skórzane buty idealnie leżące na jego niezgrabnych stopach, długie brązowe spodnie, koszulka termiczna, kurtka przeciwdeszczowa i parasol- tak na wszelki wypadek. Miał też mały plecak ekspedycyjny z  butlą wody i pętem suchej kiełbasy. Spakował do niego bluzę w razie gdyby zrobiło się zimniej.

   Zszedł na dół zjeść śniadanie. Zabrał ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. Nie planował przed wyjściem wracać do pokoju.
Przy długim drewnianym stole o ciężkim blacie siedzieli wczorajsi wędrowcy. Prawdopodobnie konsumowali nie tylko herbatę.
Po złożeniu zamówienia na jajecznicę z bułką i kiełbasę usiadł w wolnym rogu stołu. Nie przyciągał uwagi, co bardzo mu odpowiadało.
Obserwował wszystkie zaspane twarze. Lubił poranki- czuć pełnie sił, która stopniowo będą się rozchodziła w ciągu dnia.
Dostał swoje śniadanie, bez chwili zawahania zabrał się za jedzenie. Delektował się kruchą jajecznicę, w jego mniemaniu przyrządzoną idealnie. Kiełbasa też bardzo przypadła do gustu.
Oddając talerz na ladę spytał recepcjonistkę o szlak Szwejka. Pani powiedziała, że bez problemu do niego trafi, bo wychodzi z miasteczka i jest dobrze oznakowany.

   Opuścił schronisko i wyruszył na pierwsze górskie wojaże. Nie śpieszył się. Zszedł asfaltem do głównej drogi. Zobaczył pierwszy znak kierujący go na szlak Szwejka, nie wyglądał standardowo jak te PTTKowskie. Przedstawiał pucułowatą twarz żołnierza w hełmie austro-węgierskim. Kierował go do centrum. Spotkał sklep, kościół i nieczynną stację kolejową. Potem skręcił w bok zgodnie z drogowskazem.

   Szybko otoczyły go drzewa. Odcięły błękitne niebo zielonym sklepieniem. Pochłonęły świat w mroku. Chwyciły go mackami chłodnego cienia. Cały ten piękny twór natury zaszczepił w nim niepewność. Zaczął się rozglądać dookoła, wodząc wzrokiem za ptactwem skaczącym po starych rozłożystych konarach. Każdy gwałtowny ruch wywoływał u niego spięcie mięśni.
Na pieńku niczym tacy stał kubeczek wody i tabletka. Strącił je i szybkim krokiem ruszył dalej.
Coraz rzadziej spotykał znaki swojego szlaku, niektóre widniały na zwalonych drzewach. Więcej ściętych pni sprawiało mu problem z utrzymaniem się na trasie. Momentami błądził w różnych kierunkach szukając swojej drogi.
Zrobił sobie przerwę. Niespokojnie gryzł kiełbasę z chlebem. Zjadł też pomidorki.
Znów odrzucić tabletkę. Zdenerwował się. Ruszył nagle truchtem przez las. Prawie zapominając plecaka. Chciał zgubić czarne cienie, śledząc go w leśnej gęstwinie. Puścił się w szaleńczym biegu jak spłoszony koń.
Wypadł na pole nie mając pojęcia gdzie jest. Szlak miał robić pętelkę, która bezpiecznie odprowadziłaby go do schroniska, ale się zgubił. Dysząc próbował pozbierać myśli. Nie zatrzymywał się, chcąc jak najszybciej oddalić się od mroku, który przysłonił mu trzeźwość umysłu.

   Wreszcie zauważył szosę wiodącą w nieznanym kierunku. Ruszył w jej stronę. Doczłapał do pobocza. Postanowił spróbować złapać stopa. Przez pół godziny nie spotkał żadnego samochodu. Kiedy już jeden się pojawił na szczęście zatrzymał się po jednym machnięciu kciukiem.
- Dzień dobry, mógłby mnie pan zabrać w kierunku jak najbardziej zbliżonym Komańczy? - zapytał.
- Dobry, panie drogi to w przeciwną stronę niż ja jadę, niech pan łapie odwrotnie - odpowiedział starszy kierowca w kurtce moro.
Nie czekając na odpowiedź pośpiesznie ruszył przed siebie. Cóż za kompromitacja.
Następne auto nadajechało z właściwej strony. Rozklekotany wan o znajomym kształcie. Zatrzymał się z piskiem opon. Kierowca miał na sobie kitel z pozostałościami białych przestrzeni zdominowanych różnymi dziwnymi śladami brudu. Wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu. Stali przez chwilę mierząc się wzrokiem. Próbował przypomnieć sobie skąd zna upiornego typa. Kierowca w ciszy podał mu tackę z plastikowym kubeczkiem i tabletką.
Mimo że czuł potrzebę ucieczki, nawet nie drgnął. Patrzył w hipnotyzujące oczy, jedno brązowe drugie zielone.
   Ostatnia rzecz jaką zapamiętał to: piekielny uśmiech faceta, uczucie rozpaczy i przeświadczenie o psychicznej śmierci grzebiącej plany i marzenia.

#treningwyobrazni 13
Zestaw:
Postać- recenzent hoteli
Zdarzenie- bieganie po górach

#tworczoscwlasna #opowiadanie #berkasproza

Pyrowołanie @kaosha @pani_doktor_od_arszeniku @dlkv @mull @scruffy-duffy jakby ktoś nie chciał być wołany do opowiadań, to niech da głos.
  • 9
@Berkas: Stworzyłeś całkiem ciekawy klimat. Moim skromnym zdaniem, zbyt powierzchownie potraktowałeś emocje głównego bohatera. Brakuje dialogów, które pozwoliłyby nakreślić jego postać. Ponadto dialogi pozwalają czytelnikowi odetchnąć od gęstych opisów, wpuszczając do opowiadania nieco "powietrza". Same opisy są dość nierówne. Z jednej strony wręcz ocierają się o poetyckość, z drugiej zaś zawierają sporo kolokwializmów. Nie umniejsza to jednak całości, która skłania do refleksji i wywołuje delikatny uśmiech na moje twarzy:) Jak zwykle
@pani_doktor_od_arszeniku

@Berkas: Stworzyłeś całkiem ciekawy klimat.

Moim skromnym zdaniem, zbyt powierzchownie potraktowałeś emocje głównego bohatera. Brakuje dialogów, które pozwoliłyby nakreślić jego postać. Ponadto dialogi pozwalają czytelnikowi odetchnąć od gęstych opisów, wpuszczając do opowiadania nieco "powietrza". Same opisy są dość nierówne. Z jednej strony wręcz ocierają się o poetyckość, z drugiej zaś zawierają sporo kolokwializmów. Nie umniejsza to jednak całości, która skłania do refleksji i wywołuje delikatny uśmiech na moje twarzy:) Jak
@dlkv

@Berkas: przyjemnie się to czyta

Dzięki za lekturę

Jedyne #grammarnazi to 'zszedł w dół' ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Zszedł w dół w sensie, że piętro niżej? Zejść na dół wydaje mi się poprawne.
Zapomniałem napisać, że się bardzo cieszę, że Ci się podobało. :D