Wpis z mikrobloga

Podczas wakacji w 2008 roku wyleciałem razem z rodzicami i starszym bratem do rodziny w Kanadzie na okres dwóch miesięcy, w zasadzie był to bardzo spontaniczny "wyjazd", bo moi rodzice zadecydowali o nim razem z odległą rodziną tydzień przed samym lotem.
Kiedy już wylądowaliśmy na lotnisku w miejscowości Williams Lake byłem bardzo podekscytowany jako młody chłopiec, ponieważ właśnie wtedy widziałem pierwszy raz piękny krajobraz jakim szczyci się ta miejscowość, a dokładniej mówiąc zauroczyły mnie rozległe iglaste lasy pokrywające każdą górę i pagórek, ale nie wiedziałem jeszcze wtedy, że mogą one być dla mnie zgubne, ale wracając do historii - po przybyciu na lotnisko odebrała nas taksówka oraz podwiozła pod dom należący do mojej Kanadyjskiej rodziny.
Przywitałem się z moją ciocią oraz wujkiem, których ostatni raz widziałem 3 lata temu na wigilii u babci, na miejscu był również mój kuzyn Ethan, który ze względu na to, że jest pełnoprawnym Kanadyjczykiem, a języka uczył się jedynie tylko w domu od rodziców, mówił po Polsku przekręcając często istotne słowa, ale wcale nam to nie przeszkadzało w komunikacji, wspólny język znaleźliśmy w grach, w które graliśmy praktycznie przez cały mój pobyt w Kanadzie.
Po miesiącu, kiedy wraz z moim bratem poznałem już najbliższą okolicę mój kuzyn Ethan poprosił mojego starszego brata aby wstąpił do lokalnego sklepu i zakupił trochę czipsów oraz oczywiście Mountain Dew (ʘʘ), było już dosyć późno i robiło się ciemno, ale właśnie szykowaliśmy się na nockę wspólnego grania, także potrzebowaliśmy trochę prowiantu i nie było w tej sytuacji innego wyjścia.
Postanowiłem przejść się z moim starszym bratem, który w przeciwieństwie do mnie w tamtym czasie potrafił jako tako komunikować się po Angielsku, aby zrobić jakieś zakupy lub się z kimś dogadać. Z racji tego, że robiło się ciemno, a nie chcieliśmy się kręcić po mieście nocą, ponieważ przestrzegali nas przed tym rodzice, postanowiliśmy udać się do sklepu na skróty...przez las, który jest nieodłącznym symbolem Williams Lake.
W drodze do sklepu droga skróciła się znacznie, dotarliśmy do sklepu w jakieś 15 minut, zakupiliśmy potrzebne rzeczy, a szczegółowiej mówiąc cały plecak Mountain Dew oraz kilka paczek chipsów i postanowiliśmy wracać do domu. W momencie kiedy wyszliśmy ze sklepu było już ciemno, postanowiliśmy prędko wracać do domu, wybraliśmy ponownie drogę przez skróty przez las, pomimo, że było już ciemno i mało było widać. Idąc ścieżką przez las zobaczyliśmy w odległości ~300 metrów od nas coś na kształt niedźwiedzia, obydwoje przeraziliśmy się, mieliśmy zawracać i wracać normalną drogą, lecz jako że byliśmy już w 3/4 drogi do domu, to postanowiliśmy odbić w bok inną ścieżką i truchtaliśmy w kierunku domu póki jeszcze było cokolwiek widać.
W międzyczasie rozpadał się deszcz, a my w momencie w którym powinniśmy już być w domu, byliśmy w ciemnym lesie nie wiedząc nawet gdzie jesteśmy. Po drodze przerażeni popijaliśmy Mountain dew, coraz bardziej zatracaliśmy się w lesie, któremu towarzyszyły dziwne odgłosy. Na jednym z rozwidleń postawiliśmy butelkę po Mountain Dew w razie gdybyśmy mieli wrócić się i wybrać inną ścieżkę, tak też się stało, wróciliśmy się w odpowiednie miejsce mając pewność, że to właśnie na pewno te miejsce dzięki butelce tego wspaniałego napoju, obraliśmy kierunek drugiej ścieżki i ostatecznie udało nam się wyjść na ulicę, co prawda byliśmy oddaleni jakieś dwa kilometry od domu, ale z lasu wyszliśmy.

Po tej całej historii mogę wreszcie odpowiedzieć na pytanie konkursowe. Powrót oryginalnego smaku Mountain Dew cieszy mnie niezmiernie, ponieważ ponownie będę mógł poczuć smak, który przywraca mi powyższe wspomnienia podczas mojego wyjazdu do Kanady, Mountain Dew był poza tym dla mnie nieoderwanym elementem niejednej zarwanej nocki, podczas której grało się w gry przeróżne, a potem odsypiało się wszystko podczas dnia.

#konkursmd
  • 3