Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Człowiek powrócił na święta do rodzinnego domu, w tzw. Polsce A, i czuje się jakby wpadł w jakąś inną rzeczywistość. Niby dorastałem tu, niby nic nie powinno mnie dziwić, ale jak już się pożyje w tym wielkim mieście (Poznań), to nabiera się innej wrażliwości.

Dom jak dom. W zasadzie stara pruska stodoła zaadaptowana na dom. Ściany z czerwonej cegły wypełnione gliną. Dach kryty starymi betonowymi dachówkami. Konstrukcja z solidnych belek grubszych one mnie zbita kilkunastocentymetrowymi, kręconymi gwoździami. Od dawna nikt tak nie buduje, a to przecież tylko stodoła była... Tak przynajmniej opowiadał dziadek, gdy jeszcze żył.

Taka konstrukcja ma pewne wady, które znają wszyscy wychowani w takich domach. O ile te wady można pewnym nakładem pracy zminimalizować, o tyle raczej nigdy nie będzie to współczesny dom. Podobnie jest z ludźmi w nich mieszkającymi. Jeśli ktoś mieszka całe życie w takim miejscu, i to jeszcze z przeświadczeniem, że tamten świat to nie dla nas biedaków, to przesiąka takim domem na wskroś.

Mam brata. 26 lat, zdrowy, młody meżczyzna. Przesiąknął tym domem. A może to ten dom pochłonął jego. Bezrobotny, bezradny życiowo. Ze strachu przed opuszczeniem tego miejsca. Za każdym razem, gdy próbuję z nim pogadać widzę zrezygnowane spojrzenie, ból poczucia beznadziejności. I co z tego? A ja nie wiem... - to odpowiedzi na większość pytań.

Wyuczona bezradność wspierana jeszcze śmiechem rodziców, że ale o co ci chodzi? Przecież normalny jest, nie Młody? Przyjechał i już się wymądrza. Ty OP byś się wnukami może zajął, bo wiesz, trzydziestka na karku, a tu nic. Jeszcze pomyślimy z ojcem, żeś pedał jakiś. Cholera wie co takim mądrym w tych miastach z nudów do łba przychodzi.

Tak, jestem "przegrywem". Tak, jestem hipokrytą. Nie umiem poradzić sobie z własnym życiem, a wtrącam się, od święta, w cudze, twierdząc, że przecież wiem lepiej. Chciałbym wiedzieć lepiej.

Czuję się tak bardzo sam.

5 lat temu zmarł mój dziadek, 2 lata później babcia. Skończyła się wtedy epoka dwóch wigilii. Dziadkowie mieszkali przez ścianę, ale nigdy nie było wspólnej Wigilii. Nawet po śmierci dziadka, babcia jadła Wigilię sama. Nikomu to nie przeszkadzało, poza mną, ale nic z tym nie umiałem zrobić. Zapytałem kiedyś o babcię. A po co mi tu ona? padła odpowiedź. Już więcej nie pytałem.

Z resztą... Co to jest Wigilia, jak nie późny obiad z filetami z jakiejś ryby zamiast kotleta? W zeszłym roku nie było opłatka. A po co cudować? I tak nikt nam nic nie da.

Dla mojego brata święta nic nie znaczą. Nic nie zmieniają w jego życiu. Irytuje go tylko, że ma się umyć (no przecież jest czysty) i zmienić ciuchy noszone od dwóch tygodni. Dla rodziców to tylko przerwa od kombinowania jak przeżyć. A dla mnie? Dla mnie to przypomnienie, że lepszy wygląd, wykształcenie i więcej pieniędzy nie dały mi nic poza poczuciem wstydu, że w gruncie rzeczy jestem tak samo bezradny jak mój brat.

Wesołych Świąt.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
  • 5
Dom jak dom. W zasadzie stara pruska stodoła zaadaptowana na dom. Ściany z czerwonej cegły wypełnione gliną. Dach kryty starymi betonowymi dachówkami. Konstrukcja z solidnych belek grubszych one mnie zbita kilkunastocentymetrowymi, kręconymi gwoździami.


@AnonimoweMirkoWyznania: Ziemie odzyskane?
@AnonimoweMirkoWyznania: nie koniecznie miałam na myśli zawód, ale zachowanie swoich poglądów, rozwój osobisty, dbanie o swoje zdrowie psychiczne. Jeśli nie chcesz być jak oni to nie wchodź w schematy, które doprowadziły ich do tego. Samą przeprowadzką wyłamałeś się ze schematu. Szukaj rzeczy które Cię rozwijają.