Wpis z mikrobloga

Byliście kiedyś na tak dobrym koncercie, że wprowadził Was w stan jak po #narkotykizawszespoko?

Jakiś czas temu trafiłem na imprezę/koncert z muzyką elektroniczną. Oprócz świetnego DJ-a, wyróżniał go naprawdę, ale to naprawdę wysoki poziom nagłośnienia. No #!$%@? bajka. Czystość, żadnych nieprzyjemnych efektów pomimo bliskiej odległości od głośników - i mimo ogromnego "hałasu" można było bez większego problemu zrozumieć co mówią do Ciebie ludzie. Bez darcia ryja.
No nagłośnienie 11/10

Nie piłem nic, nie brałem nic. Ogółem jestem osobą mocno podatną na muzykę (często dostaję strzały po kręgosłupie podczas słuchania w domowym zaciszu). Ponad godzinę spędziłem około metra od jednej z potężnych kolumn, także muzykę odczuwa się tam "całym ciałem", ciśnienie penetruje ciało, ale dzięki poziomowi nagłośnienia, nie było przy tym, zwyczajowo towarzyszących staniu w niewielkiej odległości od głośników, nieprzyjemnych efektów. Strzały po kręgosłupie dostawałem właściwie jeden po drugim xD Generalnie zajebiście, ale po upłynięciu około godziny, poczułem, że mam ogromny szczękościsk, więc wyszedłem na zewnątrz w poszukiwaniu kogoś kto da mi gumę do żucia. Problem był taki, że nie umiałem się składnie wysłowić. Ogarnąłem, że czuję się, jakbym pikował po 150-tce MDMA. xD
Szybki oddech, wyczulony dotyk, #!$%@? tętno, wiele myśli na raz, problem z ich ułożeniem, a za tym problemy z komunikacją z ludźmi, dotykanie faktur. Z kolejne dwie godziny zajęło mi zejście do stanu całkowitej normalności xD
Ale co się dziwić, że czułem się jak na Emce, skoro co kilka minut czułem strzał w kręgosłup.

I w sumie zastanawiam się, czy to ja jestem jebnięty, czy innym ludziom również zdarza się przyćpać dobrą nutą xD Czy to normalne, że zwykły koncert potrafi tak pobudzić organizm?
Bez żadnych wspomagaczy oczywiście (narkotyków, alkoholi, kaw, psychotropów od psychiatry i innych im podobnych)
#muzyka
  • 8