Wpis z mikrobloga

Dobry wieczór.

Chciałabym się z Wami podzielić moimi dzisiejszymi przygodami. Opowieść będzie długa, ale akcja ZAPEWNIAM jest na swój sposób wartka, a finał zaskakujący – wytrwajcie do końca! Do tego będzie też dużo brzydkich słów i wyścigowych samochodów typu yaris.

WARSZAWSKA ODYSEJA, albo jak Goliat próbuje rozjechać Dawida i jest źle, ale potem wszystko jest już dobrze.

Dzisiaj, równo o 15.00, odbiwszy przepustkę na pracjowej bramie, rozpoczęłam swoją zwykłą podróż do dom, hen hen do Wawra, przez bezkresny przestwór korkowego oceanu.

Ten paskudny czwartek nie różnił się niczym od odrażającego wtorku i poniedziałku: wszędzie samochody, dużo samochodów, dużo dużych wolnych samochodów, które wpuszczają duże wolne autobusy i lawety oraz dużo dużych wolnych autobusów i lawet wpuszczających jeszcze większe i jeszcze wolniejsze autobusy i lawety (to naukowo stwierdzony fakt: w godzinach szczytu każdy kolejny autobus, który ten facet w tico przed tobą wpuszcza przed siebie, jest znacząco większy i wolniejszy od poprzedniego autobusu).

Moja zielona wyścigowa toyota yaris, zrywna jak zwykle, reagowała na każdy mój najmniejszy ruch z 10skundowym opóźnieniem, zazdrośnie pilnując swojego miejsca w korku na lewym pasie, broniąc go przed każdym #!$%@?ńskim oportunistą zmieniającym pas z prawego na lewy bez śladów użycia kierunkowskazu.

Wszystko szło dobrze aż nagle przed wiaduktem Szucha, pojawił się Goliat.

Obserwowałyśmy go we dwie, ja i moja szypka jak jaszczomb i drapieżna jak orł, jariska. Było w nim coś dziwnego. Z pozoru, jak każdy inny uczestnik popołudniowej pielgrzymki, posuwał się miarowo i spokojnie swoim pasem. Ale ja wiedziałam. Było coś niepokojącego w tym wielkim suvie marki toyota. On się czaił. Chciał złamać Zasadę. Chciał oszukać nas wszystkich kulturalnych kierowców, nas, wpuszczających tych którzy mrygają z niemą prośbą o uprzejmość, nas, jeżdżących na suwak, nas, zostawiających buspasy autobusom.

No i #!$%@? wziął całą naszą czujność, prewencję i wszystkie obserwacje, bo koleś w Goliacie się nie #!$%@?ł i nawet nie czekał by wyczaić lukę - po prostu wrzucił kierunek i z powolną determinacją zaczął zmieniać pas, bo przecież wiadomo, że taki mały pierdochód jak mój da po heblach i wpuści suvową kobyłę.
Niestety pan nie miał szczęścia, bo ja miałam zszargane niewyspane nerwy i trąbiąc zaczęłam zjeżdżać na lewy skraj mojego pasa, uparcie posuwajac się naprzód.

Pan chyba nie wierzył w to co się dzieje i dalej jechał, i w ten sposób z prędkością 5km/h, wepchnął swoim wstrętnym samochodem moją dzielną jariskę na barierkę.

Tak było. Po prostu mnie przepchnął.

Zatrzymał się swoim przednim zderzakiem na moim prawym przednim nadkolu dopiero kiedy krawężnik i barierka stawiły opór jego niszczycielskiej sile.

A całość dramatu rozegrała się przy zawrotnej prędkości 5 km/h.

Powtarzam: 5 km/h.

Pan jak już wycofał, wjechał przede mnie, a ja zjechałam z powrotem na jezdnię i oboje otwieramy drzwi badać straty. Facet: „NIE WIDZIAŁA PANI, ŻE MIAŁEM KIERUNEK”, ja: wtf oraz „WZYWAM POLICJĘ”.

I tu zaczyna się właściwa akcja.

Patrzę na lekko otarte nadkole, schylam się podnieść zgwałcony kołpak, prostuję się, a tu co? Pan skończył oględziny Goliata, jebs drzwiami, gaz do dechy, i tylko widzę jak zaczyna slalom w kierunku mostu łazienkowskiego.

Ciepnąwszy kołpak na fotel pasażerski, mamrocząc „ty #!$%@? #!$%@?”, zawinęłam się do mojej wyścigówki i dawaj za popaprańcem, żeby spisać numery.

No i facet totalnie mnie nie docenil. Yariska dopadła typa przy zjeździe na wał międzyszyński, a ja dysząc wściekle zapisałam numer rejestracyjny typa w telefonie.

Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić, bo slalom korkowy to jedno, ale niestety w niesprzyjających warunkach wału międzyszyńskiego (brak korków), mój Dawid został daleko w tyle za podłym Goliatem. Po namyśle pojechałam na komendę w Wawrze, tam pan wyraził zdumienie, że na komendzie chcę zgłosić stłuczkę, oraz kazał sobie wyjaśnić dlaczego jestem w Wawrze skoro kolizja miała miejsce w al. Armii Ludowej. Finalnie odesłał mnie do komendy od zdarzeń drogowych, tj. na Waliców 15. Czyli w centrum. Koło Żelaznej.

Było po 16. Przez chwilę chciałam odpuścić. Tyle samochodów. Dużych samochodów. Dużo dużych wolnych, stojących przede mną samochodów.

Wróciłam smętnie do mojej wiernej zielonej strzały. Naga felga błyszczała obscenicznie na tle zmatowiałego porysowanego lakieru nadkola, taka nieprzyzwoicie czysta – znak gwałtu dokonanego na mojej prostodusznej usyfionej jarisce.

TAKIEGO #!$%@?, pomyślałam i ustawiwszy nawigację na Waliców 15, rozpoczęłam podróż powrotną zatkanymi arteriami do serca Warszawy.

I wiecie co?

Zaczęłam myśleć. Poważnie myśleć. I jak się wbiłam na wał doznałam Olśnienia. To co teraz opiszę, będzie bezsprzecznym świadectwem tego, że gdzieś głęboko w sobie mam skitranego Geniusza. Mistrza Dedukcji. #!$%@? Artystę Myślenia.

Przypomniało mi się bowiem, że od ronda Lotnika w mojej podróży bez most towarzyszył mi Specyficzny Pojazd, który traktowałam jako punkt orientacyjny. Mierzyłam nim szybkość mojego pasa. Z początku był daleko przede mną, a potem mniej więcej się zrównaliśmy – raz ja byłam kilka samochodów przed nim, raz on przede mną.

To była najpiękniejsza rzecz jaką ostatnio widziałam: samochód osobowy, taksówka ze zdemontowanym, leżącym na boku na dachu kogutem z napisem taksi, z przyczepką na której znajdowała się mała drewniana motorówka. Mój wybawiciel.

Pamiętałam, że widziałam faceta od motorówki jak zjeżdża z mostu na wał.

Co jest koło wału?
Wisła.

Co jest na Wisłą?
Wszystkie te boathouse’y, i jakieś kluby wodniackie.

Gdzie mogła pojechać motorówka na przyczepie?
BINGO.

W pierwszym klubie nikt nic nie widział i nic wiedział. W drugim też nic nie wiedzieli, ale wskazali mi warsztat motorówek.
I tak, no #!$%@? nie wierzę, pan zza lady mówi, że owszem był taki pan, godzinę temu, a ta motorówka to proszę panią nie taka mała, proszę poczekać, o proszę, ma pani imię nazwisko i telefon.

Totalnie przejęta, pełna niedowierzania, zatrzymałam się na poboczu i dzwonię.

I co? GIŃ GOLIACIE. Pan zapytany drżącym głosem czy widział może kolizję na armii ludowej, powiedział, że i owszem i że nieźle mnie wgniótł w te barierki ten Suv, i że nie ma zmartwienia, jeśli trzeba, będzie świadkiem, pani da moje dane policji.

Jestem, #!$%@?, #!$%@? tytanem #!$%@? intelektu. Żodyn by tego nie wymyślił. ŻODYN.

Na Waliców dotarłam o 17:30, uchetana składaniem zeznań, żegnana ofertą pracy w policji w charakterze detektywa, rozpoczęłam finalny odcinek podróży do domu o 18:40. Rysopis pana i opis samochodu zgadzał się z tym co pan policjant znalazł w bazie oraz z podanym przeze mnie numerem rejestracyjnym.

Ze śmiesznych rzeczy w przypadku oddalenia się z miejsca kolizji sprawa zgłoszona na policji jest ścigana urzędu. To znaczy, że trafi z automatu do sądu. Pan powiedział, że na komendę pewnie mnie wzywać nie będą, ale wezwą mnie i pana od motorówki na rozprawę sądową (pewnie za pół roku jak dobrze pójdzie).

Nie wiem jak to się skończy, ale skoro jest świadek zdarzenia to może nie umorzą. A jeśli panu Goliatowi stwierdzą winę to dostanie mandat za kolizję, mandat za oddalenie się z miejsca kolizji oraz co najpiękniejsze, wyprze się go ubezpieczyciel OC tj. jego ubezpieczyciel wypłaci mi za rzeczoznawcę, do którego jutro jadę, poniesione koszty naprawy a następnie obciąży nimi pana Suva. I tak, coś co mogło go kosztować trochę czasu, elokwencji i koło dwóch stów, będzie go kosztować wizytę w sądzie i parę ładnych stówek.

Wróciłam do domu o 19.30. Przejechanie 40minutowej trasy zajęło mi 4,5h.

Dobranoc wszystkim

PS. Czuję, że jakby typ dojechał coś większego i nowszego niż moja maleńka tojotka, np. sportowe bmw z sześcianem za kierownicą, to pan by grzecznie zjechał na pobocze i próbował się dogadać. Morał taki: #!$%@? ŻE MAM STARY SAMOCHÓD, NIE DAM SIĘ BEZKARNIE ROZJEŻDŻAĆ.
#yaris #toyota #golomp
  • 12
@SiewcaPatogenu Jak pas się kończy to tylko od tego czy chcesz czy nie możesz kierowcę stamtąd puścić - ludzie się nigdy nie nauczą.Mi ostatnio jakaś młoda dziwka w SUV- ie na hama zajechała drogę z takiego pasa w dodatku z telefonem przy uchu.Plan masz dobry - niech ubezpieczyciel się na niego wypnie jak gościu nie potrafi wyjść z twarzą
@patrzpan: wiesz, jakby mu się pas kończył to pół biedy, jak pisałam na suwak zawsze wpuszczam. Ale chamscy slalomowcy mnie #!$%@?ą. To tutaj to była trójpasmówka: lewy i środkowy dla osobowych plus skrajny prawy buspas. On jechał prawym i chciał się przerzucić na lewy, bo lewy w tym momencie odrobinę szybciej jechał. Takie gówniane slalomowe oszczędności. Oba pasy lewy i prawy w tych godzinach jadą raczej podobnie.