Wpis z mikrobloga

Czy ziemia rzeczywiście jest płaska,
czyli dlaczego nie przepadam za popularyzacją nauki


Często zastanawiam się nad teoriami spiskowymi, bo sam mam skłonność do wierzenia w nie. Kiedyś dałem się mocno wciągnąć w #badselfeater . Nie mogłem spać w nocy, siedziałem chyba do drugiej, nim odliczanie dobiegło końca, choć wiedziałem, że następnego dnia muszę wstać o szóstej rano. W tym wpisie chciałbym się skupić na teorii płaskiej ziemi, która różni się od tych typu reptilianie, New World Order, że łatwiej można ją zweryfikować ;p

Nie jestem zwolennikiem poglądu, że rację ma ten, komu ludzie przyznają rację. Nie jestem za przekrzykiwaniem się w dyskusji, obśmiewaniem czyichś poglądów. Wolałbym może każdego merytorycznie przekonywać do swoich racji, i pewnie większość ludzi tak by chciała. Widziałem analizę SciFuna na temat teorii i doszedłem do wniosku (choć wcześniej w sumie już tak myślałem), że naprawdę ciężko by było zwykłemu człowiekowi, “nawet” z wyższym wykształceniem przekonać w dyskusji płaskoziemca do tego, że ziemia jednak płaska nie jest. Wydaję mi się, że wielu ludzi ma wrażenie, że płaskoziemcy po prostu są głupi i w ogóle nie umieją myśleć, w przeciwieństwie do nich, jaśnie oświeconych przez naukę ze szkoły podstawowej (bo w gimnazjum, czy liceum na fizyce i tak mało kto uważał). Nie twierdzę, że każdy powinien umieć odpowiadać na teorie płaskoziemców, bo w sumie nie widzę powodu, dla którego zwykły człowiek miałby to robić. Oczywiście, jeśli ktoś chce - proszę bardzo. Ale to wiążę się z jakimś tam wysiłkiem intelektualnym, który lepiej może skierować na inne rzeczy, niż przekonywanie kogoś, że nie ma racji (w sensie, że lepiej rozkminić coś dlatego, że to nas interesuje i czujemy, że powinniśmy to rozkminić (jak pewnie podszedł do tego SciFun), niż dlatego, że jakiś tam koleś sobie wymyślił, że ziemia jest płaska i warto by go obśmiać).

Widać, mam nadzieję, że nie uważam płaskoziemców za spoko gości z pasją i tak dalej. Nie są spoko, z podobnych powodów, co ludzie, którzy ich obśmiewają.

Z czego w ogóle bierze się problem, że jedni nakręcają drugich? Według mnie z tego, że ludzie próbują zastąpić wiarę nauką, co przeradza się w to, że traktują naukę jak wiarę. Kierkegaard twierdził, że za prawdziwość zdań matematyki ludzie nie dadzą się pokroić, nie poręczą całą swoją egzystencją, w przeciwieństwie do zdań wiary. W dzisiejszym, scjentystycznym świecie jest inaczej. To, czy wszechświat powstał piętnaście, czy trzynaście miliardów lat temu, albo czy za miliardy lat słońce zniszczy ziemię, jest ważne, a to, czy Bóg istnieje, czy mamy wolną wolę - tutaj jesteśmy gotowi zawiesić sądy. A jakie znaczenie ma dla nas - jednostek - wiek wszechświata?

W gimnazjum i liceum interesowałem się nauką, fizyką kwantową i teraz czytając wpisy @eagleworm: przypominam sobie te czasy. Zawsze szukałem czegoś więcej w nauce, bardziej interesowało mnie co wynika z faktów, niż one same. Potem doszedłem do wniosku, że naukowców raczej nie interesuje filozofia nauki. Większość wykładów na moich studiach to suche fakty przedstawiane często w nudny sposób. Oczywiście, samo dojście do nich pewnie jest bardzo ciekawe, ale co z nich wynika? Tym już mało kto się przejmuje. Filozofia rozwija się często pod wpływem jakichś faktów (czy to odkryć w biologii, czy w fizyce, czy może w matematyce). To, że w dzisiejszym świecie faktów (nauki) jest coraz więcej pewnie będzie sprawiało, że filozofia będzie coraz szybciej się zmieniała, oczywiście o ile filozofowie będą nadążać za nauką (ale bywa, że wybitni naukowcy są filozofami, więc z tym może problemu nie będzie).

W związku z tym może się wydawać, że najlepiej byłoby przyjąć coś w rodzaju koncepcji Hegla, samopoznającego się w czasie Absolutu i powiedzieć, że po prostu nasze spojrzenia na świat są coraz lepsze i czym więcej tych faktów poznamy, tym ten świat lepiej będziemy ogarniać w filozofii. Jakaś skrajna interpretacja tego poglądu pewnie prowadzi na manowce. A i scjentyści pewnie by się ucieszyli, że tak naprawdę nauka (no bo w dzisiejszych czasach ona dostarcza raczej najwięcej faktów) jest najlepszym sposobem na filozofię.

Ja wtedy postąpiłbym na przekór filozofii. Jak naukowiec, skupiłbym się bardziej na samym dochodzeniu do faktów, które jest trudne i może właśnie odstraszając od nauki sprawia, że ludzie wolą popularyzację nauki i wyciągają z niej pochopne wnioski.

Myślę, że popularyzowanie nauki może dać trochę błędny obraz niej samej. Tak na przykład, gdy popularyzujemy fizykę kwantową, ludzie mogą pomyśleć, że to wszystko jest łatwe, proste i przyjemne, a czytając o przestrzeniach Hilberta w fizyce kwantowej, aż się wzdrygnąłem, bo przypomniała mi się analiza funkcjonalna na studiach. Może po prostu zbyt dobrze wiem ile wysiłku kosztuje zrozumienie jakichś matematycznych zagadnień, żeby później opowiadać o nich w przyjemny dla czytelnika sposób. Może po prostu denerwuje mnie to, że sam nabrałem się na to, że matematyka, czy fizyka kwantowa jest łatwa i przyjemna, i wolałbym przestrzec młodych ludzi przed takim myśleniem.

Nie raz na wykładach z matematyki (na przykład z prawdopodobieństwa) liczyłem na jakieś interesujące twierdzenia, które zaburzą mój światopogląd, a potem się zawodziłem. Myślę, że śmiało można przyjąć, że nauka, nie powinna zmienić poglądów naukowca, gdy ten jest skupiony tylko na jej zgłębianiu. Twierdzenia matematyki jeśli mają jakąś wartość dla matematyków, to bardziej estetyczną, niż filozoficzną. Poza tym, nawet, gdy niektóre służą do wyciągania filozoficznych wniosków, jak twierdzenia Godla (ale dalej nie jestem pewien co z nich wynika) to wydaje się, że te same wnioski można wyciągnąć niezależnie, z innych przesłanek (gdy tylko bardziej zrozumiem twierdzenia Godla, postaram się bardziej rozwinąć tę myśl).

Naukę pewnie trzeba by podzielić na różne działy. I o ile popularyzowanie nauki, potem próba wyciągnięcia z niej wniosków w matematyce, czy fizyce jest dla mnie mimo wszystko jest ok, to czasem wręcz przerażają mnie popularyzację w naukach, że tak to nazwę “medycznych”. Pewnie to wynika z mojej ignorancji, albo z tego, że mam skłonności hipochondryczne. Nie będę o tym pisał wiele. Po prostu kiedyś zacząłem oglądać ten wykład profesora Jerzego Vetulaniego: “Jak żyć długo, mądrze i szczęśliwie? Refleksje neurobiologa”. Profesor zginął w wypadku kilka miesięcy po tym wykładzie. Gdy to sobie uświadomiłem, skończyłem oglądać.

Ten wpis był dla mnie bardzo ryzykowny, trudny do napisania.
Pewnie sprawił wrażenie bardziej krytykującego metafizykę, niż jej broniącego. Czy jestem zwolennikiem poglądu, że nauka jest tylko zbiorem faktów, opisów, a tak naprawdę jest pusta w środku? Sam już nie wiem.

Ale mam nadzieję, że akapit o Kierkegaardzie jasno pokazał, że słowa “O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć” nie opisują moich poglądów filozoficznych. Poza tym ciągle w “Historii Filozofii” Coplestona jestem w XIX wieku, więc z pewnością moje poglądy będą się zmieniać. Liczę na konstruktywną krytykę.

#dawidk01 #filozofia #nauka #przemyslenia #plaskaziemia
Dawidk01 - Czy ziemia rzeczywiście jest płaska, 
czyli dlaczego nie przepadam za pop...

źródło: comment_2MqNJKgbhlpsmCmLeCM5Ga5XpjkjQJwe.jpg

Pobierz
  • 21
  • Odpowiedz
@flamel: @Turysta_Onanista: tak ostatnio wracam do mojego tekstu (to chyba najlepszy jaki napisałem) i komentarzy (chyba najciekawsza dyskusja pod moim wpisem).

No i chyba jednak stwierdzam, że przygotowanie filozoficzne dla naukowców wiele mogłoby dać xD
Tzn. sami naukowcy wykonują swoją robotę, i im w sumie wiedza filozoficzna nie jest potrzebna.
Ale gdyby tak popularyzatorzy nauki zdali sobie sprawę, że filozofia od tysiącleci męczy się z różnymi sprawami, a im wydaje
  • Odpowiedz