Wpis z mikrobloga

Odnośnie tego tematu z głównej: http://www.wykop.pl/ramka/3570563/sk-j-e-oszolomy-fala-hejtu-pod-adresem-mysliwych-nikt-nie/
Mój stary był fanatykiem myślistwa. W sezonie kaczki, bażanty i kuropatwy znosił przynosił do mieszkania co weekend w ilości takiej, że matka nie wyrabiala z patroszeniem i kazała mi rozdawać sąsiadom i znajomym. Mama miala 2 futra, z piżmaków i z lisa. Z piżmaków sprzedała za niezła kase. Najgorzej było jak #!$%@?ł jelenia - byka i łeb przynosił do domu. Czesto wracał wtedy #!$%@? i na nastepny dzien nie chciało mu się tego od razu gotować, a jak już to robił, to gotował ten łeb w wielkim garnku na 4 palnikach. #!$%@?ło cały dzień. Jak już ugotował, to potem wyskrobywał skóre od czaszki, na koniec czaszke spryskiwał perhydrolem, najwiecej czasu schodzilo z wyskrobaniem mógzu. Resztki ze skóry dla psa do jedzenia. Podobnie było z rogaczami, tyle, że z nimi mniej roboty, bo mniejsze, ale za to byly czesciej. Pamietam jak przy gotowaniu czasami larwy robali wychodziły im z nosa. No rogaczy to była cała ściana. Z dzikami byla prosta sprawa, bo tylko skóry byly w domy, bo i zęby - szable i fajki. Była też czaszka wilka. Od małego, tj 7 lat jeździłem na polowania. Zajebiste wspomnienia. Wieczory na ambonach były najsłabsze, na początku fajny widok, ale potem nuda, czekanie, siedzenie, czasem na nic. Ciekawie było na polowaniach zbiorowych z nagonką, bo wtedy sporo się działo, różna zwierzyna się napataczała, choć głównie dziki, lisy, zające, sarny. Osobiście jednak najfajniej wspominam polowania indywidualne, tylko z ojcem i z psem. Np w sobote wyjeżdzaliśmy autobusem 10-15 km poza miasto i wracaliśmy na nogach do domu przez pola, w środku dnia robiąc sobie ognisko+kielbase. Na nastepny dzien w niedziele, mama robiła na obiad to co upolowalismy, zazwyczaj bażanty lub kuropatwy. Kurowatwy generalnie ja #!$%@?, bo wiecej roboty niż mięsa. Kolejna rzecz... sadło z borsuka - jak przychodziły jakies nieznane starsze grubsze kobity z chusta na glowie, to wiadome było, że pewnie po to. Aha, no i te opowieści kolegów, co przychodzili z flaszką sie pochwalić, co tam pare dni wcześniej #!$%@?. No i ostatnia rzecz, chyba najciekawsza to... broń :-) Oczywiście, że strzelałem, ale tylko ze strzelby, do gałęzi, patyków, nigdy do zwierząt. Na gwintowana w podstawówce za wątły wtedy byłem :-) To były czasy...
#polska #przyroda #ekologia #myslistwo #lowiectwo #truestory
  • 4
@dorotka-wu: no w sumie jeszcze wszystko przede mna... przeprowadzilem sie z Podkarpacia do Małopolski i nie mam tutaj żadnych kontaktów z ludźmi z kręgu łowiectwa... nie tak łatwo się do koła łowieckiego dostać.