Wpis z mikrobloga

Początkowo zamierzałem wstawić ten komentarz mniej więcej o tej samej porze, co po poprzednim meczu z Wisłą Płock. Wtedy była to rekordowo późna godzina, prawie 10:00 przed południem. Wtedy czynniki zewnętrzne uniemożliwiły mi dodanie tego wcześniej (choć tekst był już napisany). Teraz sam powinienem się zdecydować na zwłokę, ale i tak jutro rano jestem zajęty. Zatem albo teraz, albo wcale.

Jeszcze mnie nosi po tym meczu, bynajmniej nie dlatego, że było zimno. Jutro, mam nadzieję, będzie lepiej, ale na dziś to jakiś dramat. A bezpośrednio po meczu było jeszcze gorzej. Nawet gdy w drodze powrotnej ze stadionu zagadał do mnie jakiś randomowy różowy pasek (co dla mnie jest jak gwiazdka z nieba), to w odpowiedzi tylko westchnąłem i poszedłem dalej. Po takich meczach po prostu lepiej się do mnie nie zbliżać…

Straty punktów mogą się zdarzać, to jest normalna rzecz. Jesteśmy jednak w takiej sytuacji, w których trzeba je ograniczyć do minimum. Wygraliśmy niedawno dużo trudniejsze mecze, a wyłożyliśmy się na zespole ze strefy spadkowej. Tyle z teorii. Niestety, bez odpowiedniej koncentracji można zaprzepaścić nawet 2:0 z Wisłą Płock, co zostało nam dobitnie zaprezentowane. Dlatego chwaliłem defensywę za mecz ze Śląskiem, gdzie zaangażowanie w grę obronną stało na dużo lepszym poziomie, mimo że tam również oddawaliśmy inicjatywę przeciwnikowi.

Można powiedzieć, że Legia miała nieco pecha, z kolei Wiśle odwróciła się zła karta, bo w ostatnich meczach bardzo brakowało im szczęścia. Jednak tak, jak można pomóc szczęściu, tak samo można i pechowi. Legia to zrobiła, nie tylko oddając piłkę Wiśle, ale i zapraszając ją niebezpiecznie blisko pola karnego. Brak Radovicia i Guilherme nie może być tutaj żadną wymówką, bo i bez nich należało dłużej utrzymywać się przy piłce, a praktycznie każdy na boisku powinien był zrobić o wiele więcej w fazie bronienia. Jeśli miałbym podsumować to spotkanie jednym słowem, to na myśl przychodzi mi przede wszystkim nonszalancja.

Najgorsze jest chyba to, że sami zawodnicy przyznają, że myśleli, że mecz jest już wygrany i przy prowadzeniu 1:0, a już zwłaszcza 2:0, będzie można odpuścić. Jak widać, seria zwycięstw trochę uśpiła – z jednej strony to normalne, ale z drugiej nie powinno się to zdarzać tak doświadczonym zawodnikom. Gdyby Magiera wystawił Wieteskę i Szymańskiego, to jeszcze dałoby się to jakoś zrozumieć, ale ci, którzy zagrali, po prostu nie mieli prawa w ten sposób wypuścić wyniku z rąk.

Oczywiście nie można przesadnie dramatyzować, jeden mecz nie sprawi, że wszyscy ci zawodnicy i trener są do niczego, a sezon jest już stracony. Jednak niezależnie od pozostałych wyników tej kolejki, będzie rozczarowanie. Jeśli Lechia i ktoś z pary Jaga – Lech wygra, sytuacja w tabeli znowu się pogorszy, zamiast poprawić. Z kolei jeśli ktoś (lub wszyscy) stracą punkty, to będzie żal niewykorzystanej szansy na gonienie czołówki. Zawsze należy patrzeć przede wszystkim na siebie, ale strata punktowa jest w tej chwili na tyle duża, że niestety to nie wystarcza.

Ech, jakże chętnie przyjąłbym nędzne 1:0, po bezbarwnej grze. Na to się zanosiło, to miał być mecz bez historii, także w ocenach indywidualnych. Ot, Nikolić strzeli, Pazdan wyczyści i tak można nałożyć kalkę na poprzednie wpisy. Tym razem trzeba będzie to potraktować nieco inaczej.

W meczu ze Śląskiem Malarz nie miał nic do roboty i musiałby się bardzo postarać, aby coś zepsuć. Dzisiaj… nie pomógł, oględnie mówiąc. Oba strzały piłkarzy Wisły były dość nieprzyjemne, ale można było się przy nich zachować lepiej. Ostatnimi czasy nie mamy dużej pewności w bramce, a spokój jest wtedy, gdy w ogóle nie dopuścimy przeciwnika do sytuacji (Śląsk, Jagiellonia, trochę też Cracovia). Jest to niepokojące zwłaszcza w kontekście meczu ze Sportingiem, gdzie dobra postawa bramkarza będzie niezbędna. Jeśli Malarz będzie miał w środę sporo pracy, to nawet niekoniecznie musi to wyglądać źle. Bardziej obawiam się sytuacji takiej, jak dzisiaj – 2-3 okazji, gdzie trzeba się wykazać i zachować koncentrację.

Mimo że mam pretensje do zespołu o grę obronną, to paradoksalnie najmniej czepiałbym się obrońców. U nich najbardziej przeszkadzały mi głupie faule w pobliżu pola karnego, po jednym z nich straciliśmy gola. Broź bardzo ładnie chodził do przodu w pierwszej połowie, z czystym sumieniem można powiedzieć, że w tym elemencie udanie zastąpił Hlouska. Druga połowa była już słabsza, ale to, że mamy problem z lewą obroną, to nie jego wina. Niezależnie od tego, czy Hlousek w końcu się upora z problemami zdrowotnymi (które trapiły go też jeszcze przed przyjściem do Legii), z tą pozycją koniecznie trzeba będzie zadziałać zimą.

Z Rzeźniczakiem było jak zwykle. 90 minut profesorskie, dużo twardych i czystych wejść. Ale w ostatniej minucie to on został ograny przez Kante, co mogło skończyć się golem. Pazdan z kolei miał problemy z wyprowadzeniem piłki – nie jest to nic nowego, ale tym razem też miało swoje negatywne skutki. Właśnie od jego straty zaczęła się przydługa akcja, w której nie potrafiliśmy odebrać Wiśle piłki, a Furman strzelił na 1:2.

Niezły poziom trzyma Bereszyński, coraz lepiej jest w grze do przodu – kolejna asysta. Tym razem grano głównie stroną Brozia, a Bereś włączał się rzadziej, za to równie konkretnie. Nie wiem jednak, czy to nie on popełnił faul, po którym był rzut wolny i 2:2, a nie mogę tego teraz nigdzie znaleźć.

Poza lewą obroną duży problem jest ze środkiem pola. Zabrakło Kopczyńskiego i okazało się, że nie ma kto grać. Jodłowiec jest mocno krytykowany, za swoją grę oczywiście na to zasługuje – ale kto inny miał wystąpić zamiast niego? W wariancie z Moulinem, Odjidją i Vako w środku obawiałbym się, że z grą defensywną byłoby jeszcze gorzej. Jodła był przede wszystkim bardzo ospały, długo holował piłkę, do ataku pozycyjnego nadaje się średnio, a na pewno nie w takiej dyspozycji. Niedopuszczalne jest też to, co zrobili z Moulinem przy golu na 1:2. Takiej dziury po prostu tam być nie mogło. Sam Francuz miał jak zwykle najwięcej kontaktów z piłką, miał też udział przy golu na 2:0. Potrzebuje jednak kogoś do pomocy, bo sam środka pola nie ogarnie. Ironia losu, że w drużynie Wisły liderem w tej formacji jest Furman… ale sami wiemy, że u nas często nie spełniał oczekiwań, w Płocku wygląda to zupełnie inaczej.

Wcześniej pisałem, że brak Rado i Guilherme nie mógł być usprawiedliwieniem dla tego remisu. Co więcej, i bez nich powinniśmy potrafić utrzymać się przy piłce grając z takim rywalem, jak Wisła Płock. Natomiast widać było, że Vadis nie bardzo miał z kim pograć. Charakterystyczna jest w takich przypadkach sytuacja, gdy chce komuś podać piłkę, ale nikt mu się nie pokazuje do gry, czas mija, i szansa dobre podanie przepada. O różnych nieporozumieniach boiskowych nie wspominając. Lepiej było pod tym względem, gdy wszedł Prijović, ale o tym za chwilę.

Nie dalej jak w niedzielę pisałem o tym, że przy brakach w składzie nie wystawiłbym mimo wszystko Hamalainena na Wisłę Płock. To się jednak stało i zobaczyliśmy wariant podobny do meczu z Koroną, czyli Fina na skrzydle – i znów nie w roli „fałszywego”, tylko rzeczywiście gracza operującego przy linii. Jak zwykle był dość dyskretny w grze, a od takich właśnie zawodników powinniśmy wymagać utrzymania się przy piłce i regulowania tempa. Widać wyraźnie, że zdecydowanie lepiej czuje się na szpicy, bo potrafi się bardzo dobrze znaleźć w polu karnym – to nie pierwszy raz, gdy koledzy z zespołu odnajdują go tam, a on ma świetne sytuacje. Dziś grał na tyle długo, że miał dwie, ale to bez znaczenia. Gdyby wykorzystał tę pierwszą, mecz potoczyłby się inaczej, na pewno nie byłoby gola na 2:0 po przerwie, ale czy to dobrze, czy źle – nie sposób stwierdzić.

Jeśli już cofnęliśmy się przed Wisłą Płock (ech…), to należało wykorzystać możliwości Kucharczyka do gry z kontry. Ze Śląskiem to nie wyszło, a teraz raczej też nie zapamiętamy Kuchego z niczego wielkiego. Wyjątkiem było przepuszczenie piłki do Bereszyńskiego przy golu na 2:0, co było bardzo inteligentnym zagraniem. Zaangażowania nie można było mu odmówić, akurat on w obronie harował i wracał się do niej często. Niestety, to nie wystarczyło do zwycięstwa.

Nikolić spełnił swoją powinność. Strzelił gola, powinien mieć asystę, w ogóle był dość aktywny, a dużo lepiej przekładało się to na grę zespołu niż w meczu ze Śląskiem. Zmiana na Prijovicia też była ze wszech miar rozsądna, Niko wykonał już swoje zadanie, a do utrzymania się przy piłce (który raz ja już to dzisiaj powtarzam) Prijo był dużo lepszy. I wszystko byłoby fajnie, ale niestety Szwajcar zaprzepaścił świetną szansę na gola przy stanie 2:1. Przeprowadzili świetną akcję (chyba z Odjidją), a gol na 3:1 powinien był już zabić mecz (choć nie ma co do tego pewności, patrząc na to, co działo się po trafieniu na 2:0). Wygląda na to, że Legia, aby spokojnie wygrywać, musi mieć jeszcze większy margines niż dwa gole. W ostatnich meczach strzelała po cztery i było w miarę bezpiecznie (mowa oczywiście o lidze). Dlatego nie możemy sobie pozwolić na marnowanie takich sytuacji.

Cały czas nie wiem, jakim cudem nie udało się tego meczu doprowadzić do szczęśliwego końca. Niebezpieczne sygnały były już w drugiej części pierwszej połowy, zwłaszcza wtedy, gdy była jedna groźna sytuacja dla Wisły. Udało się jednak dotrwać do przerwy, a niedługo po niej strzelić na 2:0. Gol na 2:1 też padł dość szybko, ale widać było, że znowu wraca gra z minut 20-45. Pierwsze kwadranse obu połów były świetne w naszym wykonaniu, Wisła była wtedy zupełnie bezradna. Trochę to przypomina historię z Wrocławia, ale tam decydująca okazała się – zaskoczenie – liczba goli. Różnica była taka, że Śląsk już nie miał wiary w sukces, a Wisła Płock wciąż mogła wierzyć, i była to wiara uzasadniona.

Prawdopodobnie jutro rano przypomnę sobie, co tutaj powypisywałem, i uznam to za bzdury. Jeśli w meczu u siebie z Wisłą Płock prowadzenie 2:0 nie wystarcza do zwycięstwa, to o czym my mówimy? Nie zawsze będziemy strzelać po cztery gole w meczu, choćby nie wiem jak liga była słaba. Zabrakło konsekwencji w obronie, którą mieliśmy i w Białymstoku, i we Wrocławiu. I to martwi przede wszystkim. Mieliśmy zrobić postępy w tym aspekcie, aby mieć szansę na dobry wynik ze Sportingiem. Osobiście wierzę, że w pełnym składzie i z należytą koncentracją może być dobrze, ale sygnały z meczu z Wisłą są niepokojące.

Jeżeli będziemy tracić punkty raz na sześć meczów, to nie powinno być najgorzej. Musimy tylko – a jakżeby inaczej – wyciągnąć wnioski i nie popełniać tak głupich błędów. Rehabilitacja to może za duże słowo, ale zdobywając komplet punktów w dwóch ostatnich meczach ligowych w tym roku Legia będzie mogła zatrzeć to złe wrażenie, zwłaszcza że mogą one wyglądać podobnie jak dzisiejszy (tu myślę przede wszystkim o meczu z Górnikiem Łęczna).

Liga Mistrzów to inna bajka. Do Sportingu staram się podchodzić tak, że dobrze by było zwyciężyć i skończyć fazę grupową z przytupem, ale nic na siłę. Jeśli pojawi się okazja, trzeba będzie powalczyć, ale szaleństwem byłoby oczekiwać jakichś wielkich rzeczy. Może okaże się, że trzeba będzie ciężko zapracować na choćby punkt, albo na czyste konto? To też byłoby coś, choć oczywiście bez pełnej satysfakcji. To miał być pierwszy poważny test Legii Magiery – mecz z poważnym rywalem o realną stawkę. Ciężko było jednak zakładać, że tuż przed nim nie zaliczy Wisły Płock. Legia rozbudziła apetyty i teraz nie może się wykpić tanimi wymówkami. Ze Sportingiem odpuszczania nie będzie, to chyba wręcz niemożliwe, ale wobec meczów ligowych na pewno trzeba będzie zmienić podejście, bo w Ekstraklasie nic nie wygra się samo.

#legia
  • 5
@Kimbaloula: niestety wykrakalem tego gola na 2-2, powiedzialem wtedy do rozowego paska "na #!$%@? ten Kucharczyk fauluje w tak bezsensownej sytuacji, Legia traci mnostwo bramek ze stalych fragmentow" no i sie stalo...
@zero7: Ostatnie mecze miał słabe. Tu widzę taki sam problem jak w środku, czyli brak konkurencji. Langil - wiadomo, a Aleksandrow prawdopodobnie jest jeszcze słabszy. Szkoda, że mamy dużą presję na wynik i nie można wypróbować Szymańskiego w środku czy Michalaka na skrzydle.

@kondziox88: Optymistycznie powiedziałbym, że Jaga i Lechia też nie wygrają wszystkich meczów. Tyle że ostatnio nie tracili punktów ze słabeuszami, a nam się to zdarza częściej niż