Wpis z mikrobloga

O kieleckich przystankach

Mało tematów okazało się być tak wdzięcznymi medialnie jak kieleckie przystanki. Niestety w natłoku informacji o nich cały czas umykała istota problemu. Nie jest nią bowiem - jakby się mogło wydawać - cena, ale złe lokalizacje i niefunkcjonalność. Kielczanie za ogromne pieniądze uzyskali - i dosłowne i w przenośni - zabetonowanie wadliwego układu, zamrożenie na długie lata bardzo poważnych błędów dotyczących węzłów przesiadkowych. Mieliśmy niepowtarzalną szansę wypracowania nowej lepszej siatki przystanków i jej nie wykorzystaliśmy.

Wydawałoby się oczywiste, że angażowanie dużych sum w inwestycje związane z komunikacją publiczną powinno służyć tworzeniu przemyślanej atrakcyjnej alternatywy dla indywidualnej komunikacji samochodowej - alternatywy, dzięki której znacząco zwiększy się ilość pasażerów na co dzień z korzystających z autobusów.

W Kielcach ilość pasażerów komunikacji miejskiej się nie zwiększa, bo decyzje podejmowane są oparciu o inne kryteria. Głównie dwa: podporządkowanie wszystkich inwestycji komunikacyjnych priorytetowi indywidualnej komunikacji samochodowej (z jej przepustowością na czele) oraz „niezmarnowanie pieniędzy unijnych”. W efekcie komunikacja publiczna traktowana jest albo jako listek figowy albo jako dodatek. Dodatek o charakterze socjalnym – dla tych, którzy, jak emeryci czy uczniowie i studenci, nie mogą na co dzień korzystać z dobrodziejstw samochodu osobowego. Jeśli więc władze Kielc dostają możliwość skorzystania z funduszy przeznaczonych na rozwój komunikacji zbiorowej, to pierwszym co robią jest zastanawianie się jak „ocyganić” Unię i wykorzystać te środki na budowę dróg dla samochodów osobowych. Tak właśnie budowano choćby Węzeł Żelazna czy ulicę Grunwaldzką. W tym kontekście przestaje dziwić, że kieleccy decydenci w ogóle nie myślą o węzłach przesiadkowych. W efekcie niemal każda kolejna inwestycja drogowa pogarsza sytuację. Symptomatyczne jest, że w ciągu ulic Żelazna-Armii Krajowej nie tylko nie przewidziano utworzenia nowych ekspresowych linii autobusowych, ale w ogóle uniemożliwiono utworzenie przystanku przesiadkowego obok ulicy Żytniej (nie można bowiem przejechać dołem na wprost) oraz, że w dalszym ciągu „niedasie” utworzyć przystanku vis a vis dworca PKP. Kolejne inwestycje to kolejne przystanki odsuwane kilkaset metrów od skrzyżowań (Zagnańska, al. Solidarności, Warszawska, Rogatka Krakowska). Z powodu błędów projektowych nie zrealizowano zapowiedzi przejazdu autobusów przez Rynek czy ulicę Wesołą. Usytuowanie przystanku przy tzw. Wzgórzu Pigwy uniemożliwia wjazd autobusu w ulicę Kościuszki. Jedyna normalna linia przejeżdżająca przez ścisłe śródmieście czyli 103, między kościołem Kapucynów a Urzędem Miasta nie ma żadnego przystanku. I tak dalej…

Gdy ogłoszono, że władze Kielc oszczędności z Węzła Żelazna chcą wykorzystać na budowę przystanków, wydawało się to bardzo dobrą wiadomością. Wreszcie szansa na kompleksowe podejście do problemu! Szansa na analizę układu przystanków, uporządkowanie oznaczeń, funkcjonalną wygodę, estetyczną przyprzystankową małą architekturę. Początki były zachęcające: konkurs architektoniczny, zapowiedzi rewolucyjnych rozwiązań w oznakowaniu przystanków (np. kierunkowe kolory oznaczeń poszczególnych linii) czy obowiązku dostosowania małej architektury (kiosków) do przystanków. Nie zostało z tego nic... Szybko okazało się, że za realizację projektu przestali odpowiadać urbaniści i architekci, a – decyzją prezydenta – zaczęli drogowcy. W efekcie nie tylko zabetonowano „na wieki” złe usytuowania przystanków ale też, żeby „nie zmarnować pieniędzy unijnych”, przygotowano najdroższą możliwą specyfikację projektową (stąd szokująca cena). Przy czym, gros pieniędzy postanowiono wpompować w okołoprzystankowy beton. Głownie zatoki, bo w tym drogowcy czują się najlepiej. Co wyjątkowo ciekawe, zaoszczędzono jednocześnie na tym, na czym pasażerom zależy zdecydowanie bardziej czyli na… wiatach przystankowych. Miejski Zarząd Dróg bez konsultacji z urbanistami zdecydował m.in. o zamianie większości wiat z konkursu architektonicznego na typowe wiaty z katalogu. Wybrali przy tym wiatę, która w ogóle nie poprawia komfortu podróżnych, nie chroni przed niczym, nie jest oświetlona ani dobrze oznaczona, nie ma żadnych udogodnień. Wiat konkursowych (których jest mniejszość) też nikt nie przypilnował, dlatego i tam jest sporo błędów (siedziska z materiału, na którym nie da się zimą siedzieć, zalewanie przez deszcz, brak miejsc, w których można się skryć przed zawieruchą). Po cichu odstąpiono też od zajęcia się małą okołoprzystankową architekturą – przy nowych przystankach straszą więc dziś stare odrapane kioski.

I ciekawostka, o której nie mówiły media – na etapie konkursu architektonicznego Stowarzyszenie Kieleckie Inwestycje apelowało o zaprojektowanie również słupków przystankowych (wydawało się nam dziwne, że nie pomyślano o przystankach koło Urzędu Miasta, placu Artystów czy katedry). Po jakimś czasie uzyskaliśmy zapewnienie dyrektora A. Hajdorowicza, że ten postulat został uwzględniony i słupki również zostały zaprojektowane. Najwyraźniej prezydentowi i jego drogowcom obecne słupki przystankowe w zabytkowym śródmieściu się podobają, bo ta część projektu nie została zrealizowana.

Druga ciekawostka – w przypadku przystanków montowanych w miejscach, gdzie niedawno skończyła się inwestycja drogowa nie zrealizowano nowych betonowych stanowisk autobusowych i udogodnień dla niewidomych, tylko położono ten sam chodnik czy kostkę brukową, które tam były wcześniej! Dotyczy to m.in. par przystanków: al. IX Wieków/UW, Grunwaldzka/Mielczarskiego, Sandomierska czy przystanku Warszawska/Sąd. Często jest to zresztą kostka najgorszej możliwej jakości. Innymi słowy w tych miejscach zmieniono tylko wiaty, co nie przeszkodziło w osiągnięciu imponującej przeciętnej kwoty 400 tys. zł.

Konkluzja jest więc niewesoła. Chaotycznie, po linii najmniejszego oporu wydano ogromne pieniądze. Pieniądze, które się już nie powtórzą. Dla codziennego pasażera komunikacji miejskiej (a piszący te słowa takim jest) zmiana jest niewielka (głównie estetyczna), a mogła być rewolucyjna. Gdy stałem zimą w przenikliwym wietrze na nowym przystanku (bo nie dało się siąść), patrzyłem na betonową zatokę i chodnik za przeciętnie 400 tys. złotych za sztukę i myślałem o klimatyzowanych przystankach z Rzeszowa (zimą podgrzewanych, latem chłodzonych) w cenie 76 tys. złotych za sztukę. I nachodziły mnie różne refleksje… Ale za to w wydatkowaniu pieniędzy unijnych Kielce są na czele!

Rafał Zamojski – Stowarzyszenie Kieleckie Inwestycje

+ Ciekawe opracowanie:
Lokalizacja przystanków autobusowych w rejonie skrzyżowań

#kielce #przystanki #polska #komunikacjamiejska #transportmiejski #urbanistyka #ski
lewactwo - O kieleckich przystankach

Mało tematów okazało się być tak wdzięcznymi ...

źródło: comment_U5a5rByuP8CKREUeG5WSwBmY2J7OCH1E.jpg

Pobierz
  • 7
  • Odpowiedz
@lewactwo: komunikacyjne rozwiązania (dla transportu indywidualnego) to porażka. Rondo przy IX wieków/Paderewskiego zostało zakorkowane, węzeł żelazna/żytnia to kolejna nie przymyślana inwestycja (żytnia zabita, światła (szczególnie dla pieszych) świecą się w cały świat, zmiana organizacji na ul. złota i wspólna (realnie brak wjazdu na złotą bez nadkładania drogi (i wbicie się w korek) lub łamania przepisów (zawracanie na strzałce).

Nawet nie chce wspominać o tych rondkach na węźle zachód (chyba zachód, ten przy makro) czy progach na warszawskiej (za wcześnie powstały, witosa z przebiciem do olszewskiego i radomskiej najwcześniej będzie w 2021 a utrudniony wyjazd jest już teraz.

Kolejny problem to brak ścieżek DDRów przy najbardziej zatłoczonych ciągach komunikacyjnych, chodź już się to
  • Odpowiedz
Rondo przy IX wieków/Paderewskiego zostało zakorkowane


@ScaRRyMaN: że co? Akurat to jedno w tym mieście poprawiło się na plus jeżeli chodzi o ruch samochodowy. Zamiast ruchu na osi Czarnowska - IX wieków i 1. maja - IX wieków, zlikwidowano wyjazd z Czarnowskiej, większość ruchu odbywa się na linii 1. maja - IX wieków, więc idzie on o wiele płynniej niż jeszcze parę lat temu (a pamiętam korki z Czarnowskiej sięgające
  • Odpowiedz
@bardzospokojnyczlowiek: wyeliminowanie czarnowskiej to duży plus, rondo turbinowe w mieście, gdzie nie umieją po takim jeździć już nie taki dobry pomysł. Problem najczęściej tkwi na lewym pasie, bo ludzi przez pół miasta muszą lewym pasem jechać bo gdzieś skręcają. Dobrze, że w wakacje ruch jest dużo mniejszy
  • Odpowiedz