Wpis z mikrobloga

Hej, kojarzy ktoś jeszcze tag #jrider? W którym opisuję swoją podróż stopem przez część Azji i Asutralię? Długo nic nie pisałem, głównie z powodu zbyt dużej ilości wiadomości z pytaniami o pieniądze, jak je zarabiać w trakcie podróży, jakiego przepisu użyć do puszczania baniek mydlanych, ludzie chcą mieć tutorial na to, jak odbyć nisko-budżetową podróż. A nie to jest ważne i nie takie były moje założenia, kiedy zacząłem pisać. Czasem wchodzę na mirko i jak zobaczyłem, że jednak podróżnicze historie cieszą się takim wzięciem, że @levpurto pisze zwykłe opowiadania, a nie spisuje wspomnienia, a mimo to wiele osób czyta to z zadowoleniem i jest żądne kolejnych części, to pomyślałem, że jednak dokończę swoje wypociny. Może nie mam tak ładnego stylu pisania, ale historia jest prawdziwa (a myślę, że równie ciekawa (wraz z biegiem czasu staje się ciekawsza, cierpliwości! :) ), tak samo zdjęcia, których jednak nie mam zbyt wiele. Piszę to zarówno dla tych, którzy czasem w komentarzach i na PW piszą, bym wreszcie dokończył, jak i dla siebie.

Linki do starszych postów:
I wpis – Początek podróży, Tajlandia
II wpis – ucieczka z Tajlandii do Malezji, pierwsza praca
III wpis – alfons lekko pobił mnie w Malezji

Tyle przydługiego wstępu, ZACZYNAMY!:
Z Malezji chciałem dopłynąć do Indonezji na jachtostopa, dlatego jeździłem od mariny do mariny i pytałem się na jachtach, czy ktoś nie płynie w tamtym kierunku. Przyjaciele z Polski wysłałi mi przez facebooka listę portów i odwiedziłem chyba WSZYSTKIE na wschodnim wybrzeżu Malezji. Niestety, było to kompletnie poza sezonem, ogólnie mało jachtów, a te, które były, raczej stacjonowały przez dłuższy czas. Znalazłem kilka możliwości rejsów, m.in. na Filipiny i do Singapuru, ale zależało mi na Indonezji, ponieważ już miałem kupiony bilet samolotowy z Bali do Australii ($90). Chciałem dostać się na Sumatrę, potem znowu jachtostopem lub promami na Jawę i tak samo na Bali. Oto mapa Indonezji, żeby łatwiej było sobie zobrazować moje zamiary.

Niestety, nie mogłem znaleźć żadnego żeglarza zmierzającego w tamtym kierunku, ale sporo rozmawiałem z ludźmi, złapałem kilka krótkich fuch, które jednak pozwoliły podreperować mój budżet, jak np. czyszczenie katamarana. W końcu stwierdziłem, że za miesiąc już wylatuje z Bali do Perth, więc czas ruszać do Indonezji, bo mogę nie zdążyć na samolot.
Wspomnę tutaj, że zdecydowana większość osób lata pomiędzy Indonezją i Malezją, jednak ja chciałem mieć choć namiastkę żeglugi, więc zdecydowałem się na prom. Płynęli nim prawie sami nielegalni Indonezyjscy robotnicy pracujący w Malezji (za około 900 zł na miesiąc, z czego jeszcze są w stanie trochę odłożyć dla rodziny), z ogromnymi pakunkami powiązanymi sznurkami itp. Totalny folkor. Na promie były jeszcze dwie białe osoby, Hiszpanki, dla zabicia czasu zacząłem z nimi rozmawiać. Od razu złapaliśmy wspólny język, okazało się, że podróżują już poł roku po Azji, wszędzie stopem, w Wietnamie kupiły motocykl. Żartowaliśmy, wymienialiśmy się spostrzeżeniami i stwierdziliśmy, że połączymy siły na jakiś czas i razem będziemy jechać w kierunku Bali.

W tym momencie zaczął się jeden z lepszych etapów mojej podróży. Stopowanie po Azji dla mnie było łatwe, ale dla dwóch urodziwych dziewczyn? BANALNE. Nie wiem, czy kiedykolwiek minęło nas więcej niż 5 samochodów, zanim jakiś się nie zatrzymał. Przez Sumatrę jechaliśmy cały czas tylko ciężarówkami, w 5 osób (bo jeszcze dwóch kierowców) w kabinie, oczywiście bez łóżka z tyłu (patrz zdjęcie na dole). Czasem też jechaliśmy na pace, bardzo to lubiłem, bo był większy przewiew i można było spać w komforcie.

Były to świetne towarzyszki podróży, przyjaciółki. Jedna z nich miała jednak trochę smykałki do snucia intryg, zdaje mi się, że była zazdrosna o to, jak dobrze dogadywałem się z pierwszą i tak podburzała, że po około 10 dniach razem, zarówno ja, jak i one stwierdziliśmy, że czas się rozdzielić. Nic dziwnego, żyliśmy we trójkę ze sobą 24h na dobę, a one poprzednio podróżowały pół roku same, to była oczywista sprawa, że krótki odpoczynek dobrze nam zrobi. Rozdzieliliśmy się przed wjazdem na Jawę.

Trochę cieszyłem się z samotnego podróżowania, trochę tęskniłem za dziewczynami, zwłaszcza, że z tą milszą bardzo sie polubiłem, jednak po tych 10 dniach spędzonych z ludźmi z zachodniego kręgu kulturowego miałem baterie naładowane do pełna i z radością odkrywałem dalsze smaczki Azji.

Udało mi się złapać cieżarówkę, która płynęła na Jawę promem, więc nic nie musiałem zapłacić za przeprawę, po dotarciu do stolicy, Jokarty, na wylotówce podszedł do mnie jakiś dziadek. Wyglądał trochę zaniedbanie, brakowało mu paru zębów, ale mówił bardzo ładnie po angielsku i miał FASCYNUJĄCE historie. Także jeździł stopem, ale trochę inaczej niż ja, bo zamiast stać i machać, to wskakiwał na paki ciężarówek stojących na światłach lub przy robotach drogowych. Nie wierzyłem, że tak można, zapytałem się go, co wtedy, jeśli ciężarówka zbacza z kierunku, w którym chcemy jechać. Odpowiedział, że wtedy po prostu puka się do kabiny kierowcy, on się zatrzymuje i można wysiąść, a na kolejnych światłach łapać dalej.

Bardzo spodobała mi się taka awangarda, złapaliśmy kilka aut, trochę po mojemu, trochę jego sposobem. Raz niestety, jak szliśmy przez Jokyokartę, to w tłumie zgubiliśmy się nawzajem. Szukałem go z pół godziny, potem stwierdziłem, że tak widać miało być. Niestety nie mam żadnych dowodów na potwierdzenie jego istnienia, mam jedynie jego wspaniałe opowieści, których tutaj jednak nie będę przytaczał, bo zabrakłoby miejsca. Dziadek ten, choć o tym nie wiedział, był typowym freeganinem, hippisem i train-hopperm i autostopowiczem. Jest to tym bardziej fascynujące, że wszystkie te techniki odkrył sam, a o internecie tylko słyszał. Po angielsku mówił świetnie, ponieważ w młodości pracował w hotelu, przyjeżdżali tam głównie Anglicy. Bez wątpienia była to jedna z ciekawszych osób, z którymi zetknąłem się na wyprawie. Zainspirował mnie.

Ponieważ ostatnie przygodne znajomości okazały się być tak owocne, właśnie jak jadłem jakieś owoce i odpoczywałem na karimacie w pewnym indonezyjskim mieście, przysiadło się do mnie paru chłopaków. Niektórzy z nich mówili trochę po angielsku, wytłumaczyli mi reguły gry karcianej, prostej i wciągającej, pograłem z nimi z godzinę, potem któryś z nich pojechał po alkohol (tak, w muzułmańskiej Indonezji), po jakieś taki destylacik z kokosa. Nazywali to Arak, przywiózł tego ładnych parę litrów. Znałem Arak, ponieważ kiedyś dostałem butelkę ze Sri Lanki, jednak tamten ze Sri Lanki był sklepowy i miał barwę jak brandy i 40%, ten indonezyjski był duuużo słabszy i białawy.

Jak okazało się, chłopaki były chyba najbardziej imprezowymi jednostkami z tego miasta, bo jak trochę popili, to stwierdzili, że pokażą mi, jak palić Javę xD Nie miałem pojęcia co to jest, wiedziałem tylko że to nie ta słynna marichuana, bo upewniłem się o tym w rozmowie. Po około pół godzinie jeden z nich wrócił z miną zwycięzcy. Był to bez wątpienia najdziwniejszy narkotyk, jaki widziałem w życiu. Miał formę białej tabletki, nie udało mi się dowiedzieć co to jest dokładnie, mówili tylko „syntetic, syntetic”, tyle mi wystarczyło żeby nie tykać tego świństwa. Łamali taką tabletkę, kładli ją na kawałku aluminiowej folii, podgrzewali od spodu zapalniczką i wdychali dym przez słomkę nad tabletką. Wyglądali po tym całkiem normalnie, może trochę bardziej ożywieni, jak pytałem się o działanie, to mówili, że „no sleep, no sleep”. Czyli jakaś taka nasza feta xD.
Mieszkali oni na czymś, co wyglądało jak squat, ale bardzo też możliwe, że za to płacili. Było to poddasze w budynku gospodarczym na zapleczu szkoły, mnóstwo materaców w paru „pokojach”, wszędzie jakieś dziwne fanty, które nazywali prezentami.
Mili ludzie, ale ćpuny, to ruszyłem dalej, zwłaszcza, że zostało mi wtedy już tylko z dwa tygodnie do samolotu do Perth.
W następnej części opiszę miedzy innymi spotkanie, wspinaczkę na Bromo i wulkan Ijen oraz podróż na Bali.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba się – obserwuj #jrider. Przynudzam? - czarnolistuj. To tylko fragment historii mojej wyprawy przez Tajlandię, Malezję, Singapur, Indonezję, Australię i Japonię, jeśli ciekawią Cię anegdotki z mojej niskobudżetowej wyprawy na tamtym końcu świata, śledź kolejne wpisy.

Ja z Hiszpankami na ciężarówce gdzieś w środkowej Sumatrze.
Pobierz jrider - Hej, kojarzy ktoś jeszcze tag #jrider? W którym opisuję swoją podróż stopem ...
źródło: comment_382CNQnHSbDVlNAxJXdQn1DKIfyZMDh2.jpg
  • 19
@azarak: Wiadomo, że ta po lewej milsza, bo ładniejsza xD
Może ta druga po prostu potrzebowała bolca na boku i stąd ta bucowatość :D

@jrider: Już zapomniałem, że obserwuję Twój tag, fajnie, że go odświeżyłeś.
Myślę, że ogrom pytań po prostu Cię zniechęcił. Nie możesz po prostu napisać prostego przepisu na puszczanie baniek i zająć się opowieściami? :D
Wydaję mi się, że jedną z fajniejszych rzeczy, to dzielenie się swymi
@jrider: dzisiaj już nie przeczytam, ale jutro na pewno wrócę :) pisz, taguj. martwiło mnie ostatnio, że długo nie pojawiło się nic od ciebie, bo obserwuję :D ja lubię czytać twoje przygody (zwłaszcza, że są autentyczne), pewnie znalazłoby się więcej chętnych