Wpis z mikrobloga

Mam parę swoich problemów ze zdrowiem. Zaczęło się jeszcze przed studiami, ale na dobre ruszyło po wyprowadzce z domu (więc oczywiście mame twierdzi, że to wszystko przez złe odżywianie). W żartach sobie czasem mówimy, że przestali mi robić regularne przeglądy, więc nie dbam sam o to co mam pod maską. Gdy miałem dziesięć lat ojciec zauważył u mnie krótkowzroczność. Sam miał duże problemy ze wzrokiem, w 1993 roku zrobił sobie laserową korektę, aktualnie ma -2/-2.5. Uczuliło go to na szukanie problemów u mnie. Wracaliśmy kiedyś samochodem z innego miasta, miałem wtedy z dziesięć lat. Ojciec często przepytywał mnie z kodów rejestracyjnych, a jako że miałem dobrą pamięć i uwielbiałem atlasy znałem wszystkie na pamięć. Wtedy zauważył, że mam problemy z dostrzeganiem dalszych numerów. Okulista, badanie i -0.75 na obu oczach. Okulary do noszenia "na lekcjach" w trzy miesiące stały się "na stałe", a do osiemnastki wada przeskoczyła na -5.25/-5.75. Ogólnie poza tym niewiele więcej.

Na pierwszym roku wyskoczyła mi mała "gulka" przy ustach, wewnątrz jamy ustnej. Lekarz twierdził, że "to się wchłonie w tydzień". Cztery miesiące później nacięto mi to w szpitalu klinicznym, na oczach sześciu studentek laryngologii, a wszystkie one były piękne. Poobserwowały sobie one zatem jak kleista maź w kolorze żurku rozlewa mi się po brodzie. Pięknie. Jakiś czas później zdiagnozowano mnie na bruksizm, chroniczne zaciskanie szczęk i zagrywanie zębów przez sen. Prowadzi ono do ścierania się zębów, bólu w obrębie skroni i oczu oraz właściwie niemożności wyspania się. Pomagają szyny (miał taką Seth Rogen w jednej ze scen "Sąsiadów"), ale niezbyt przyjemnie się z nimi śpi (albo i z regularnym wybudzaniem się). To jest jednak nic.

Jestem człowiekiem lubiącym ciemność. Moje okna wychodzą tylko na północ, co mi raczej pasuje. Często mam do połowy zasłonięte rolety w mieszkaniu, więc panuje w nim półmrok. Lubię pracować, uczyć się, żyć w nocy. Z perspektywy czasu, moje upodabania mogły mieć zupełnie inne podłoże. Około trzech miesięcy temu zacząłem zauważać u siebie męty (eye floaters). Takie "robaczki", które za dzieciaka nazywało się bakteriami (co jakiś czas ktoś o nich pisze na mirko). Z tym że ja widze je ciągle. I z tygodnia na tydzień coraz więcej. Szczególnie w jasne dni, jakich ostatnio nie brakuje. Do tego pogarsza mi się przez to wzrok, który staje się wyspowy - nierzadko dużo lepiej widzę obiekty dwadzieścia metrów dalej, niż te pięć metrów obok. Nie mogę się skupić, normalnie myśleć, żyć. Opuszczam się w nauce w pracy. Okulista uznaje to za "mały problem" i przepisuje vitroft. Na jednym z forów odnalazłem temat "wizyta u okulisty". Każdy brał vitroft. Żadnych efektów. Najgorszy był jednak wątek "Czy ktokolwiek na tym forum sobie z tym poradził?". Zawartości wątku możecie się domyślić.

Piszę do Was mirko, bo może znajdzie się tu ktoś, kto zrozumie mój problem i coś podpowie, albo chociaż da się podpydać o cokolwiek. Nie zrozumcie mnie źle - mam świetnych kolegów i wiem, jak starają się zrozumieć moją sytuację. Nie jest to jednak problem na zasadzie "słabiej widzę", "pieką mnie oczy". Ciężko wyobrazić sobie masę małych #!$%@?ńskich nitek podążających cały czas za twoim spojrzeniem. Czuje się tylko bezsilność i straszny smutek. Chce się po prostu płakać.

Ciężko zrozumieć, że nagle pięknym dniem jest ten, gdy nie trzeba wychodzić na zewnątrz i męczyć się z tym gównem. A najciężej zrozumieć ciągły stres, #!$%@?, strach, żal i pytanie "dlaczego ja to mam". Dlaczego nie mogę jak normalny człowiek cieszyć się grillem w plenerze. Dlaczego nikt nie zna rozwiązania.

I najgorszej myśli - że z każdym dniem będzie już tylko coraz gorzej.

#gorzkiezale #medycyna #feels
  • 7
Mętów współczuję, ale wada wzroku i bruksizm? Sam mam prawie -5 przy każdym oku i bez soczewek widzę jak kret, tak samo ścieram zęby podczas snu, ale błagam, połowa ludzi ma większe zmartwienia niż konieczność noszenia okularów i zakładania silikonowej szyny do snu. Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby na to narzekać.
@Maljevic: kurde też mam te męty, ale ja staram się na to nie zwracać uwagi. Czasami mam ich tyle, że tylko na nich mogę się skupić, a czasami zauważam je po chwili dopiero. Generalnie nie wkręcaj sobie, że one Ci przeszkadzają. Wyjdź z domu jakby nigdy nic. Jesteśmy jacy jesteśmy i zaakceptuj to. Masz to w genach. Pomyśl z drugiej strony... Może Twoim przodkom, życie w ciemności pomogło przetrwać i teraz
@Szczepienie: Mózg się nie oduczy ich widzieć, to nie nos. Jesteśmy nastawieni na postrzeganie ruchomych obiektów i tego się nie oszuka. Światło zwęża źrenicę, co sprawia, że męty są bardziej dostrzegalne. Nie wiem, co ma do tego gładka powierzchnia, nie widzę tu związku.
@MalinowaPorzeczka: Raczej sobie nie wkręcam, po prostu nie da się ich nie dostrzegać. Nie mam sytuacji, że zauważam je "po chwili", są zawsze. Choć w nocy mniej,
@Maljevic: Ja tez mam te nieszczęsne męty w oku. Przez 10 lat jakoś się do nich przyzwyczaiłem, albo mój mózg po prostu je ignoruje i na co dzień nie sprawiają mi one już dyskomfortu. Ponadto gdy jest ciemno i świeci jakieś światło to obraz który widzę zaczyna delikatnie śnieżyć i czuję się jakbym oglądał niedostrojony telewizor kineskopowy :D Jest to jest przypadłość występująca bardzo często w duecie ze zmętnieniami. Całe szczęscie,