Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Czytałem tutaj ostatnio #gorzkiezale jednego z doktorantów, gdzie wspominał między innymi, że zamiast poświęcać się w pełni swojej pracy naukowej, to musi tracić czas na studentów, gdzie 3/4 w ogóle nie wie o co chodzi, a sam program często jest aktualny z 20 lat wstecz i #!$%@? niejasny. Akurat mam taki przedmiot, gdzie jest on totalnie oderwany od rzeczywistości jeśli chodzi o mój kierunek. Nie wiem do czego to porównać. To coś, jakby np. na studiach z historii był przedmiot "historia nauk ścisłych", gdzie zamiast dat, przyczyn, konsekwencji różnych odkryć, kazano się uczyć całek, różniczek, macierzy, reakcji, wyprowadzania równań itd. Jaki to ma, #!$%@?, sens? I właśnie mam przedmiot w takim stylu, którego nie rozumie 99% z roku i który jest absolutnie zbędny (tak, jestem na 4 roku, po kilku miesiącach stażu i praktyk, podobnie jak inni i jesteśmy pewni, że można sobie ten zapychacz w dupę wsadzić), a przy tym w #!$%@?ę trudny. Uczy nas tego gościu, który, widząc że z całego roku kompletnie nikt tego nie rozumie, robi po 2 kolowia, pod koniec semestru. Nie możliwe, żeby nie był świadomym, że skazuje się na w chuuj terminów poprawkowych, na użeranie się z ludźmi, którzy tego nie rozumieją i nie chcą zrozumieć (bo jest to #!$%@? zbędne), na sprawdzanie po nocach jakiś wypocin itd. Gdybym ja był doktorantem, to w #!$%@? miałbym studentów, bo i tak większość z nich ma to wszystko w dupie. To ich sprawa, czy skorzystają z tego czy nie. Nie #!$%@?łbym sobie masy godzin za które nikt mi nie zapłaci, by zmuszać kogoś do nauki czegoś, co go nie interesuje i czego poza uczelnią nie wykorzysta. A tymczasem wszyscy są na tym stratni, bo studenci tracą czas na takie gówno i prawdopodobnie posypią się warunki, a prowadzący też robi sobie dodatkową robotę. Nie rozumiem tego.

Aha, i wiem, że zaraz zaczną się wyzwiska, że "trzeba się było uczyć", "po #!$%@? szedłeś na ten kierunek", "zrezygnuj jak ci się nie podoba", "#!$%@?, leniwe studenckie ścierwo". Tylko, że to nie tak. Jestem rozczarowany studiami. Kompletnie zero przygotowania do zawodu, pełno zapychaczy, które nie są aktualne od kilkudziesięciu lat, a których musisz się nauczyć (i zapomnieć), by dostać gówno wart papier. Nie rozumiem dlaczego nie może być tak, że ma się pulę przedmiotów i z niej wybiera się przedmioty tak, by ECTSy się zgadzały. Ludzie wybieraliby to, co ich interesuje. Ale nie #!$%@?, zamiast tego beton i wszystko narzucone jak za czasów szkoły. Wkuj to, albo #!$%@?. Potem nie ma się co dziwić, że ludzie wychodzą i po 5 latach gówno umieją, a jak umieją to to, czego sami się nauczyli w domu. Widzę #!$%@? i te same rozczarowanie po ludziach, którzy przychodzili na te studiach bo ich to interesowało, byli pełni entuzjazmu, ambicji i naprawdę są ogarniętymi osobami. Wszystko to strzelił #!$%@?. Przez pierwsze lata opuszczone przez nich wykłady można było policzyć na palcach jednej ręki (serio), na ćwiczeniach praktycznie 100% frekwencja ("praktycznie", bo wiadomo, że są wypadki losowe) i jak to wygląda teraz? Sporo po licencjacie rzuciło to w #!$%@?, a ci co zostali, to zostali tylko i wyłącznie by dociągnąć te 2 lata. Na wykłady czasem chodzą, często spóźniają się na nie z 30 minut, ale...#!$%@?. Ćwiczenia to samo. Dlaczego tak jest? Dlatego, bo właśnie dostają z semestru na semestr takimi gównianym przedmiotami w ryj i nie mają na to wpływu. Nawet "kujoni" w pewnym momencie pękają i mają dość.

#oswiadczeniezdupy #studbaza

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Solitary_Man
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
  • 3
@AnonimoweMirkoWyznania: Bo studia to nie tylko przekazywanie wiedzy przydatnej w przyszłym zawodzie. Mają Cię też przystosować do szybkiego przyswajania informacji, nawet tych zbędnych, tak, żebyś potem nie płakał w pracy, jak przyjdzie Ci opanować stertę dokumentów / materiałów w ciągu 48h ( ͡° ͜ʖ ͡°)