Wpis z mikrobloga

Kilka dni temu w końcu się zmusiłem. Zakupiłem rolki - ucieleśnienie powrotu do lat nastu, czasu zupełnej niefrasobliwości i dobrego samopoczucia pomimo zdartych kolan i potu na plecach. Plus, oczywiście, walorów sportowych, bo sport == brak bojlera == seks == PROFIT. Jednym słowem bello. Tak się wspaniale złożyło, że wszystkie bizony z roboty też pokupowały rolki i chętni byli na wspólną jazdę. Pewnego dnia więc po pracy cała nasza paczka grubasów zgodnie udała się z rolkami pod pachą na Stegny, aby pośmigać po torze na roleczkach #yolo Po przejechaniu 50 metrów stwierdziłem, że po 12 latach niejeżdżenia coś wychodzi - równowaga jest, nogami potrafię machać. Nie jest źle - JADĘ. Jednak już po pierwszym okrążeniu ogromny ból w stopach nie pozwalał na dalszą jazdę, więc zjeżdżam z toru. "No jasne, grubas już się zmęczył" - myśl ta z pewnością pojawiła się u osób trzecich. Przypomniałem sobie, że przecież mam takiego platfusa, że ślady moich stóp przypominają bardziej ślady mitycznego yeti niż człowieka, a i mięśnie stóp raczej zwiotczały przez te wszystkie lata bycia warzywem. Nikt nie powiedział, że będzie łatwo na początku. Udało się zrobić jeszcze kilka okrążeń z przerwami. Najgorsze, że tyle pięknych kobiet jeździło po tym torze i przy każdej mijance się tak słodko uśmiechały, a ja jechałem jak ta ostatnia #!$%@? ze łzami w oczach z bólu. Po niecałej godzince stwierdziliśmy, że wystarczy już tego sportu (prawdopodobnie na całe życie, a przynajmniej tak czuliśmy), pora się rozjechać do domów. Ale jak to zwykle po fizycznym wysiłku załącza się lekkie żołądkowe ssanko. W normalnej sytuacji zamówiłbym jakąś pizzunie, kebsika tudzież inne fastfoodowe gówno i nażarłbym się jak na grubasa przystało. Ale mój aktualny sportowy majndset zażądał czegoś zdrowszego. #nagle Ok, odpalam forskłera, wybieram food, szukam czegoś z sałateczkami. Jest! 5km stąd, pyszne zdrowe żarełko. Jadę. Podjeżdżam pod lokal. #!$%@? po brzegi jak w dzień promocji na Crocsy w Lidlu. Jestem jednak na tyle silny w swoim postanowieniu, że decyduję się zaczekać aż zwolni się miejsce. Mija 5, 10, 15 minut. Nic się nie zmienia w układzie ludzi. Czekam kolejne 10 minut. To samo. Stwierdzam, że się przejdę ze 100 metrów dla sportu LOL Natykam się na Domino's pizza. Tuż za rogiem. Pachnie pizzą na całą ulicę. #!$%@?, nie poddam się. Wracam. Znów czekam pod lokalem. W tym krótkim czasie, gdy mnie nie było oczywiście nastąpiła rotacja stolików- połowa ludzi wyszła, połowa weszła. Świetnie. Czekam. 5 minut. 10. 15. Nic. Zero ruchu. #!$%@?.
I nagle w pewnym momencie, gdy zniecierpliwienie sięgnęło zenitu coś we mnie pękło. Oczy zaszły łzami, mózg przestał pracować. To było jak sen. Pamiętam urywki. Nagle znalazłem się w Domino's pizza. Nie pamiętam szczegółów rozmowy z facetem za barem. Bezwiednie zgadzałem się na wszystko jak po pigułce gwałtu. Pamiętam tylko urywki: "dobrze, pizza New Yorker w rozmiarze mega...", "do tego 3 litry coli...", "wszystkie sosy w zestawie...", "dobrze, dołożymy 5 dodatkowych składników...". Byłem w stanie mentalnej sromoty. Nie pamiętam jak się znalazłem z powrotem w domu. Leżę teraz rozwalony na wyrze i nie mogę się podnieść, brzuch opada mi na twarz. Czuję się nieziemsko źle. Płaczę okrutnie, gile z nosa kapią mi na #!$%@?ą sosem czosnkowym koszulkę. Znowu zasnę z poczuciem, że przegrałem życie. #czemuruchaszmniezycie #heheszki #grubasy #przegryw #stulejacontent i trochę #pasta
  • 1