Wpis z mikrobloga

Nie ma kuźwa komedii romantycznej nad "Love Actually". I nie, nie przekonacie mnie że "Cztery wesela i pogrzeb" są lepsze - niestety nie są (IMDB potwierdza! :)
Ilekroć oglądam - jest idealnie: perfekcyjne wprowadzenie, idealne prowadzenie akcji, świetna kulminacja... i kurczę, ta muzyka!
A Billy Mac to rockman wszech czasów :) i jeśli ktoś nie widział, to polecam by sobie obejrzał pełną wersję "Christmas is all around" :)

I choć jestem facetem to nic nie poradzę - oko się szkli w paru momentach.

Tymczasem u nas do kin wchodzi druga część żałosnej polskiej podróby - generalnie przez polskie "kino" określenie "komedia romantyczna" brzmi niemal jak synonim słowa "szmira" :(

#film #komedia i trochę #feels ale takie pozytywne :)
Pobierz
źródło: comment_0f4qLFUIEUH89BZZJUQTUtnxtNl0ehge.jpg
  • 23
@enron: a co do muzyki - drobna ciekawostka: ta mała co na końcu śpiewa - naprawdę tak śpiewa, nawet kombinowali co zrobić żeby brzmiała mniej profesjonalnie :)
@enron: jakoś nie przyszło mi jeszcze obejrzeć "Love Actually" w całości, ale wątpię, żeby przebił "About Time", tego samego reżysera zresztą. Gustuję w zupełnie innych gatunkach, ale ten film jest prześwietny.
@enron: jakoś nie przyszło mi jeszcze obejrzeć "Love Actually" w całości, ale wątpię, żeby przebił "About Time", tego samego reżysera zresztą. Gustuję w zupełnie innych gatunkach, ale ten film jest prześwietny.


@salemek: dzięki, zapisane na liście "do obejrzenia" :)
@enron: Kiedyś zostałem podstępnie zwabiony do oglądania tego filmu, wystrzymałem może 10 minut.


@Greg36: tego typu filmy trzeba od początku oglądać - inaczej w ogóle nic człowiek nie łapie, w tym też klimatu. Choć są perełki - np. występ Atkinsona :)
@enron: Akurat "Listy do M" nie były takie złe. W sensie jak na polską komedię romantyczną to całkiem na poziomie.


@DziewczynaMirka: też tak mi je reklamowano - i chwilami może trzymały poziom, ale były tak przesiąknięte humorem niskich lotów że ciężko było dotrwać do końca. No i muzyka... próbowali jakoś dobrze dobrać ale sorry, to nie to. No i zdecydowanie za dużo Karolaka jak na jakikolwiek film, może poza "Testosteronem"