Wpis z mikrobloga

#gorzkiezale #oswiadczenie #zycieismierc #feels no i #niewiemjaktootagowac


Trochę historii życia, mam potrzebę wyżalenia i wyrzucenia tego z siebie. Na potrzeby internetu jednak zmieniam dane, w sumie lepiej żeby to było kojarzone jako #pasta , bo kto by mi uwierzył...

Zacząć muszę od tego że rodzinka jest mocno średnia z nastawieniem na "wariatów" o czym przy większości rozmów i spotkań rodzinnych wszyscy podkreślają że mieszkamy w domu wariatów - u kogoś źdbło a u siebie belki nie... czy jakoś to tak szło :/ .
Muszę przyznać że źle nie miałem, brudną, umorusaną patologią kąpiącą się w odpływie nie byłem, a #!$%@? wracałem do domu zazwyczaj z podwórka po zabawie z kolegami z dzielnicy, chociaż możnaby powiedzieć "ze wsi", ale w tym wypadku to bardziej przedmieście z elementami wiejskimi, takimi jak dzikie chrumkanie czy wietrzyk ze wschodu niosący smród gówna na całe miasto. Nie można mieć wszystkiego, life is brutal. Oczywiście detektywi lub osoby z mojej okolicy poznają o czym mówię, ale nie muszę i nie chcę podawać szczegółów.
Na dobrą sprawę początki mojego życia trzeba zacząć na jakieś 5-10 lat przed moimi urodzinami, bo gdyby nie historie z przed, to nie byłbym w miejscu jakim jestem, lub w ogóle mnie nie było... lub zamiast podstawowych cech męskich miałbym coś innego, ale to już jest matematyka i przypadkowość.
Moja matula - nazwijmy ją Hermenegilda, wiem że śmiesznie, ale tak ma być, i nie kojarzy się w żaden sposób z autentycznym jej imieniem :> - i mój padre - nazwijmy go Wania, powód podałem wcześniej - pochodzili z tej samej miejscowości. Generalnie między nimi było tak że owszem znali się, i to dobrze, ale tak jak mogli znać się pies z kotem, przyczym to i tak nie do końca oddaje tego co tam było. Zazwyczaj się nie lubili bo byli w przeciwnych "obozach", które toczyły ze sobą wojny o skrawki łąk (no, internetu wtedy nie było, a i telewizja nudna). A na wojnie jak na wojnie, raz ty wroga, wtóry raz wróg ciebie rypnie w zad. Czasem matula tatuśkowi napluła na mordę, a czasem tatulek wypłakiwał się mamie w rękaw bo kolejna go zostawiła i tym podobne... jak sobie teraz to nałożę to mój Gepetto (z zawodu stolarz bez palca :> ) jest takim wczesnowiekowym etapem stowarzyszenia #stulejacontent , ale nie ubiegajmy faktów.

Latka mijały, dookoła wszyscy się zaczęli żenić i wyprowadzać na swoje, ojciec jednak miał zaawansowany mamtowdupizm i wolał pracować na siebie a po robocie łoić wódę z kolegami. W sumie do dziś mu to zostało, ale o tym później...
Na czym to jaaaa... a tak, wszyscy dookoła się pożenili, a że akurat to był okres przed transformacją to robili to na szybko "bo nie wiadomo co to bydzie, sodomja i gomorja nic nie bydzie a ceny z kosmosa", wyszło na to że matula mojego padre, czyli moja babićka - kawał francy, mówię wam, taka typowa księgowa zaskrzeczy wszystkich a ledwie od stołu odstaje - powiedziała dosyć tego, znajdź sobie żonę a my ci pomożemy (akurat! Pomżemy chyba), najlepiej jakąś durną ale obrotną co nie ucieknie, dzieciaki ci wychowa i obiady będzie gotować. No i tutaj wchodzi do akcji opisana wyżej Hermenegilda, akurat na trzy miesiące (3 miechy przed - w nowoczesnej mowie) przed incydentem, padre był związany bliżej z matulą, wyszło na to że wziął pierścionek rodzinny, i razem z rodzicami (tfu tfu #!$%@?!) poszedł do domu rodziców matuli i tak przy wszystkich świadkach się oświadczył. Super sprawa bulwo, akurat matula miała wtedy problem edukacyjny bo odpadła ze szkoły za jeden przedmiot, a czasy były inne, i dorabiała sobie a to w górach a to na miejscu, a to gdzieś na taśmie w zakładzie, super moment.

Oczywiście dziadki i pradziadki uradowane bo bedownuki i prawnuki i w zasadzie sami zaczęli przygotowania do ślubu na zasadzie szybko szybko bo transformacja (... za nim dotrze do nas że to bez sensu). Nie wiem jak to jest zgadzać się na ślub by nie robić zawodu rodzicom i dziadkom (w tym finansowych), ale nie chcę się dowiedzieć.
Ślub można skwitować krótko, ot kłamstwa przy ołtarzu, wesele jak wesele jakoś pod koniec grudnia, bo mamunia jeszcze w dniu wesele jak przychodził koniec imprezy to zdejmowała suknię i zmywała gary z całej imprezy. Super ślub bulwo, jakoś tak impreza sylwestrowa potem miała być i wynajęte w kolejce było.

Skończyli na pokoju u rodziców mojego padre, w międzyczasie przeprowadzili się na nowy kwadrat z wielkiej płyty do większej mieściny, ale w żaden sposób nie poprawiło to ich sytuacji. Robili na różne zmiany, ale zazwyczaj z ojcem było tak że przychodził #!$%@? z roboty (w międzyczasie właśnie stał się "stolarzem bez palca"), jak chciał pobyć ze swoją świeżo poślubioną żoną, albo #!$%@? chociaż odpocząć - TAKI #!$%@?. Jego padre a mój dziadek mający warsztat pod schodami - w sumie niezły kleptoman, potem się okazało że nikające z naszego garażu narzędzia magiczne się u niego w komórce pojawiały :> - zawsze krótko po zjedzeniu obiadu albo darł się na pół bloku albo pilnował go w kuchni przy obiedzie jak burka na sznurku z tekstem WANIA, CHO JENOOO!! Nic spokoju, mówię mam. Nie mówiąc już o prywatności bo było parę incydentów już po moim urodzeniu kiedy mama zmęczona po robocie odkarmiła mnie z cycka i od tak zasnęła. A dziadunio bez #!$%@? pukania wbija do pokoju z drze ryja "HERA, CHCYSZ KAWYY?!!". Ja rozumiem, babunia wielokrotnie tłumaczyła się z dziadka "a co to, dziadek cycka nie widzioł?!" no ale #!$%@?, ludzie - trochę prywatności...

Właśnie zauważyłem ile napisałem ale #!$%@?, historia życia to rozpisujemy się dalej. W tym momencie wchodzę ja na scene. Po dwóch latach od ślubu, kiedy cały blok, ba, pół osiedla z rodziną huczało hurr durr jak to tak, dwa lata i jeszcze dzieciorów nie mają, bezpłodni, synowie diabła #!$%@?ższmać? No i bęc, załapało, ciąża była i ja w tej ciąży już byłem u mojej matuli. Tutaj tylko nadmienię że moja matula od dziecka miała problemy z nerkami i ogólnie tą częścią organizmu odpowiedzialną za wydalanie moczu, plus do tego astma i alergia. Wiele miesięcy przeleżała w szpitalach podpięta pod co tylko mogła w tamtym okresie głębokiego zadupia zwanego peerelem.

Z ciekawostek szpitalnych matuli - napisała kiedyś na kartkach całe opowieści natemat pani archeolog laury, razem z rysunkami bo matula dobrze rysuje, nieźle się ździwiła jak potem grałem w przygody tomb raider legend czy underworld, no ale co zrobić, kolejny dowód #!$%@?ści życia :/ .

Wątek chorowitej matuli naświetlony, jeszcze nadmienię że lekarz mówił jej iż najlepiej jakby w ogóle nie miała dzieci, a po moim urodzeniu to już w ogóle głośno się wypowiadał, ale brata mam, co im lekarz będzie zabraniał :/ . Teraz zaczyna się moja historia, od komplikacji porodowych. Jak już napisałem, matula była chorowita, ale w miarę świadoma i obyta (co kłóci się z jej wiecznym "nicneumne, jezdem zerem" ), w dniu ciąży, podpięta do urządzenia zwanego chrumkaniem świnek nie wystąpiły ani żadne skurcze ani bóle. Lekarz mówił że tak ma być, piguły miały w dupie, w ogóle ten szpital to taka patologia że mało... dopiero późnym popołudniem lekarz stwierdził że jednak za długo, a ja w tym czasie nabierałem koloru pola chabrowego. Później z dokumentacji wyszło na to że byłem za późno wyciągniętym wcześniakiem - lata przed wośpem, zajebiście - według dokumentacji jako fioletowy niemowlak byłem wyciągnięty z już zielonkawych wód owodniowych, ekstra. Jakby tego było mało, pogoda była niby niezła, ale w całym szpitalu przeprowadzali remont i #!$%@?ŁO FARBĄ gdzie się #!$%@? dało, a my, czyli ja i grupa niemowlaków obok mnie do karmienia, byliśmy zawożeni całkowicie nago (świnie jedne) na takich metalowych wózkach co zazwyczaj teraz tacki z żarciem wożą, przy otwartych oknach i smrodzie farby. Ekstra początek życia, super. Skończę ten akapit na tym że ojciec w czasie porodu miał znowu napad swojego syndromu i razem z bratem #!$%@? na mieście szukając elementów do remontu domu czy czegoś tam - w sumie teraz mam to gdzieś. Więc mamunia, osłabiona i po ciąży, z buta i z dzieckiem wracała na pokój do dziadków.

W czasie mojego początkowego życia nie mam za bardzo na co narzekać, potem się dowiedziałem że mój raj to piekło innych i chyba na tym życie, istnienie czy co tam chcecie, polega. Wiem na pewno że swoją pierwszą świadomość odzyskiwałem na moment pszczółki majki w dobranocce i transmisji albo z wojen w jugosławii albo na bliskim wschodzie, chociaż byli bardziej zieleni, nie wiem, tylko obrazki kojarzę.
Mówiłem że w tym czasie reszta nie miała takiej sielanki? Jak wcześniej napisałem mama mojego padre jest straszną skrzekliwą księgową, dziadek do dziś u niej w kieszeni siedzi, ale u nich to rodzinne w sumie. Gdy siedzieli na pokoju - jeden pokój na czteroosobową rodziną z kategorycznym zakazem wpuszczania dzieci do innych pokoi, dziadki miały mieć spokój, a młodzi to już nie, hipokryci #!$%@?. Babcia jednak wpadła na genialny pomysł, skoro mieszkamy razem to płaćmy po POŁOWIE za wszystkie rachunki i utrzymanie. Drogi ten pokój był, co nie? Jeden ciasny pokój opłacany jak połowa mieszkania, do tego tak jak mówiłem, brak świętego spokoju. W tym momencie o sobie nie mam co pisać, na pewno wiem że nieraczkowałem - ale podobno to nie jest takie rzadkie - nie mówiłem długiego rrrrrrr (tego zazdroszczę wam do dziś chamy :> ) i nie mówiłem po polsku. O to było dziwne, ale w tamtym czasie po transformacji ustrojowej bloki z wielkiej płyty dostały kablówkę a na kabłówce CN bez polskich napisów, dubbingu czy lektora. Efekt tego był taki że oprócz paru słów po polsku byłem rasowym brytyjczykiem. Parę razy nawet matula wzięła do osiedlowego sklepiku to o batonika czy jakąś zabawkę pytałem tylko w ingliszu z odpowiednim akcentem, to wszyscy dookoła mówili że gościa mają że z hameryki przyjechali.. a co matula miała powiedzieć, że nie potrafi dziecaka po polsku nauczyć bo sam się szybciej angielskiego nauczył?

W między czasie Wania miał wyraźnie dość upierdliwego życia ze swoimi rodzicami. Nie dość że oddajesz pensję na utrzymanie połowy mieszkania z którego nie możesz korzystać poza pokojem, to się nawet wyspać przed robotą nie możesz bo ojciec cie wiecznie woła i goni do roboty - z jednej strony mi go nie szkoda, ale z drugiej to miało i ma jednak trwaly wpływ na resztę rodziny. Wyszło na to że za grosz to uciułania udało się kupić jakąś rozlatującą się łupinę do remontu we wsi rodowej. Remont jak remont, strasznie na #!$%@? był robiony - nawet dziadek teraz narzeka że jakby zrobili porządnie to wielu problemów byłoby potem, jasne, PO to każdy mądry :/ . No, ale remont jakoś tam się udał, byle szybciej od rodziców #!$%@?ć, jakiś tam ogródek, drewniane dziurawe okna, tyle. Teraz też za bardzo nie mam co opisywać ze swojego życia oprócz radosnej zabawy z resztą dzieciaków kiedy to wracało się do domu brudnym, obdrapanym, żarłocznym ale zadowolonym :> . No i jak sobie przypomnę że najlepszymi zabawkami były dla mnie gwoźdzcie i młotek ojca, ah te niezliczone konstrukcje... #nostalgia

Ale trzeba przyznać, dzieciak w tamtym czasie nie przejmował się tym czym rodzice się kłócili i martwili. Ojciec zatrudnił się w (hehe) delegacjach, przyjeżdżał na weekendy z prezentami do przekupienia, pokręcił się i wracam z powrotem. Teraz wiem że akurat tam zarabiał najwięcej ze wszystkich prac jakie miał, tylko problem w tym że mieszkał tam nie sam, i praktycznie zawsze po zakończeniu roboty było jedno wielkie chlanie.

Tutaj też poraz drugi uaktywnił się syndrom mojego padre, mamtowdupizm. W dodatku zaczął się robić podobny do babci, dość powiedzieć że wielokrotnie robił burzę w domu o to że JEGO pensja jest JEGO a ty kobieto jeśli chcesz utrzymać dzieci to ARBEIT #!$%@?! Babiczka go w tym wspierała, jednak nadal objawia się tu wiejska mentalność. Wiecie, jest taka sprawa, na wsiach (a jakby nie patrzeć, to protoplaści dzisiejszych miast i miastowych :> ) było tak że nie ważne czy coś cie boli, czy masz jakiś problem, "jak trza iść w pole to trza i koniec", więc robiło się co mogło, nie którzy zabierali do takiej roboty dzieci, które najpierw po prostu się razem bawiły, potem lekko pomagały, a potem #!$%@?ły jak reszta, ALBO co było częstsze żeby dzieciaki pod nogami nie latały, rodzice przywiązywały dzieciaki do nóg od stołu i szli do roboty. Widać, nie którym to zostało. No, i w przypadku pracy i mieszkania "na wsi" był problem kto się dziećmi zajmie. Matula zazwyczaj prosiła babcie o pomoc, jednak obie babcie na myśl o opiece nad wnukami krzyczały HURR DURR MOIMI SIE NIKT NIE ZAJMOWOŁ, OD WYCHOWYWANIA DZIECI SO RODZICE. Jasssne, każda moja babcia, wszystkie obie do jasnej i ciężkiej #!$%@?, miały na miejscu nasze prababcie, a ich matki lub teściowe. i każda taka prababcia, babcia dla moich rodziców, zajmowała się jak rodziców nie było, a nie było ich zawsze bo jedni i drudzy pracowali. Mojego ojca nawet za dzieciaka babcia na sankach w zimie do szkoły wiozła jak sobie nogę złamał, durny.

Ogólnie rzecz biorąc można by to skwitował takim polskim piekiełkiem, ale nie jestem naiwny żeby nie wierzyć że te wszystkie opowieści z zachodu to jest tylko to co oni CHCĄ nam opowiadać i pokazywać. Jedynie jaką Polacy mają wadę to wyciąganie bródów na wierzch, ale bród są zawsze, tylko wszyscy zazwyczaj je ukrywają i tyle :/ .

W ramach kompromisu ojciec stwierdził że od swojej pensji będzie mamie dawał 1000zł na życie - słownie, TYSIĄC ZŁOTYCH. Łaska boska niechaj zejdzie i nas pobłogoslawi. nie ważne ile pracował, na życie mamie dawał tylko 1000zł do czego ani on ani babka nigdy się nie przyznają.. tak samo jak do tego że ich dzieci wychowywały babcie czyli moje prababcie. Do tego jeszcze skwitował to w sposób "masz tym zarządzać, a resztę kombinuj sama, mamtowdupie skąd to weźmiesz", nie dosłownie. Wyszło w sumie na to że matka miała do wyboru albo kombinować na lewo(dosłownie i w przenośni), albo zostawić dzieciaki samopas i iść do pracy, albo dawać dupska pod latarnią - super wybór bulwy. Zaczęła chodzić z nami po lekarzach, są dodatki rodzinne i pielęgnacyjne na dzieci - kolejno na dzieci z biednych rodzin i na dzieci z problemami. Latanie po lekarzach kiedyś może mnie się podobało (lekcji nie ma, super a sprawdzian z pszyry jest!), teraz jednak mnie to zaczęło od jakiegoś czasu #!$%@?ć. Taka zmiana światopoglądu.

W międzyczasie ojciec zaczął kupować na kredyt, stracił robotę, zyskał nową, miał problemy z bankiem, i wyszło na to że jego rodzice mu pomogli a on sam musiał przeprowadzić proces #usunkonto w banku i założyć w innym, bo pensja.
Moje dalsze życie jest całkiem typowe dla wiecznego przegrywa i wieczystej stulei, niejednokrotnie patrzę na sznur, ale zaraz potem myślę że "a może jednak coś", i zaczynam dalej się uczyć. Wyszło na to że na samego mnie + brat na doczepkę matula miała drugie tyle ile jej ojciec dawał. Remont raz na 5-10 lat, o własnym pokoju można pomarzyć, i takie tam pierdoły. Może nie sprzedawałem lemoniady pod domem jak zazwyczaj stawia za przykład przedsiębiorczości i kapitalizmu #korwin , ale jako prawdziwny nerd i nolife dorabiałem sobie siedząc przed komputerem i skrobiąc jakieś krótkie montaże, modele, animacje czy co tam trzeba było. Oczywiście przez większość dzieciństwa siedziałem w kieszeni u rodziców, ale jak mam powiedzieć "mamadaj" to chyba bym prędzej przeprowadził samosąd przez autopalowanie od jelit do serca.

Brat za to jest z innej strony. Niejednokrotnie pisałem że to cukrzyk, ale nie dość że ciężki nieogar to jeszcze prezentuje się jak pokolenie "mama daj". Całą szkołę poprosiłem mamę o jakiś hajs może parę razy, on codziennie prezentował tę samą śpiewkę mama daj, i to z zastrzeżeniem że jak nie dasz to nie pójdzie do szkoły. Super.
Jak kończył szkołę to zachcialo mu się robić prawo jazdy, to schorowana babcia od ust odjęła żeby wnuczek mógł robić prawko. Bez pytania. A na mnie to się nikt nawet nie zająknął że samochód by się przydał. Jedna babcia postawiła prawo jazdy, druga babcia dołożyła się do samochodu, i wiecznie mama daj - na paliwo bo muszę dojechać do pracy.
Ja za to wiecznie samodzielny i grzeczny, i co mam z tej grzeczności? Kopa w dupę i żółte papiery tylko dlatego że ojciec nie chciał dawać na życie. Jak powiedziałem mimochodem mojej psycholożce że myślałem o zrobieniu prawka to zaraz było takie HURR DURR NIE WOLNO CI PROWADZIC NIC CI NIE PODPISZE i inne tego typu idiotyzmy. Ale z ciekawostek kolejnych, miałem wiele lekarzy od tych problemów, i o dziwo zazwyczaj młode szmaty tak pyszczyły. Im pani doktor była starsza tym milsza, zwłaszcza taka jedna z moich okolic, ktora jednak pracowała dalej od tych okolic. Rozmowy były o tym co się pozmieniało, i gdyby mogła to pewnie na pewno by mi pozwoliła nie tylko na prawo jazdy zdawać ale też nie miałbym tylu problemów odnośnie uprawnień pewnie. Ale co zrobić, life is brutal.

A teraz siedzę, piszę na wykopie elaborat, ucząć się trochę animacji i 3d pod kątem filmów animowanych i gamedevu i zastanawiam się czy to może faktycznie ja jestem wariatem, czy wszyscy dookoła zwariowali. Życie bez sensu, hajs nie ma wartości, a to co kupisz jest ci wypożyczone dożywotnio o ile wcześniej tego nie rozwalisz. Życiowy przegryw, wieczny prawiczek, chociaż hej, kiedyś bym się #!$%@?ł na to że nigdy tego nie robiłem, ale teraz mnie to #!$%@?, więc pewnie sam z siebie tylnim wyjściem wyszedłem ze swojej #stulejarnosc , nawet się nad tym nie zastanawiając.
Nie proszę o pomoc, nawet na nią nie liczę, może jednak ktoś to przeczyta, a może więcej niż ktoś i się okaże że nie jestem sam z podobnym problemem.. a może nie, a może złą passę może przerwać tylko sznur pięć metrów? Ah nie ważne, kończę moją spowiedź i już dłużej nie nudzę.
  • 4
@MichaelP: Może nie tyle co ja miałem #!$%@? dzieciństwo i start w dorosłe życie, ale wiem kto miał. Mój ojciec. Miał on podobną sytuację. Jedyną różnicą było to, że jego ojciec chlał na potęgę a później ich zostawił bez grosza (ich, o zgrozo jego oraz 10 innych dzieci + żonę) - z jednej strony to dobrze, bo oprócz chlania miał ciężką łapę. Mój ojciec jako najstarszy z rodzeństwa w wieku 15
@MichaelP:

Może i nie miałem podobnych sytuacji przez życie co ty, ale też nie jest łatwo.

Prolog:

Mój ojciec, wedle swych opowieści nie miał łatwo. Babka chlała, dziadek chodził wiecznie #!$%@?. Podobno babka go nieźle tłukła będąc nawaloną, a raz wybiła szczękę jak miał kilka lat. Podobno babka zdradzała dziadka na potęgę. Pewnego dnia babka wyszła i nie wróciła, przeprowadziła się na inną dzielnicę i zamieszkała z kimś (potem ją poznałem,