Wpis z mikrobloga

7. Wojciech Strójkowski

Miałem kiedyś Trabanta 1.1. Był okrutnie skatowany i co rusz się coś psuło. Raz pękła linka od sprzęgła. Urywała się zresztą co 2 tygodnie, bo jakieś wybieraki, sraki i sprzęgło ciężko chodziło. No niby linka sprzęgła, nic ciekawego… ale! Ważne są okoliczności. Do domu było w miarę blisko, coś z 5 km, więc na początku próbowałem zaczepić jakieś druty, kable co było pod ręką, żeby tylko móc dojechać, ale nie, bo żeby pociągnąć za wajchę sprzęgła przy skrzyni biegów trzeba było siły 5 mln kiloniutonów i wszelkie tymczasowo-ręczne patenty zawiodły. No to dzwonię do żony aby przyjechała zholować truchło. Żona z mordą, że kategorycznie nie, bo musiała Trabanta holować kilka razy i zawsze były przygody złe. Jakoś udało się przekonać, że to już raz przedostatni i z mega-fochem podjechała (a żoniny był wtedy Peugeot 106, taki fajny model „Long Beach”, super autko wspominam, bo dawał radę. Zawsze. A to pół tony książek, a to wyprawa na Węgry, a to targanie „Suva” z rowu, etc. Ale zrzygał się rok temu olejem spod głowicy i aloha. Chyba jeździ teraz po jakiejś wiosce u mistrza-magika od planowania głowic). No to trabanta na linkę i w drogę. Ja Peżotem, żona w trabancie (bo jak ostatnio mieliśmy akcję holowniczą ona była na „aktywnym” holu i się zestresowała i szarpała jak podróba bulteriera Sebę suchoklateksa). No to jedziem. W sumie bez problemów, ale sporo kręcenia się, bo wszędzie cholerne jednokierunkowe i podwójne ciągłe. Już, już prawie dojechaliśmy, ale na horyzoncie widzę zielone się zmienia na czerwone więc delikatnie hamuję, jak to na holu. W lusterku widzę zbliżającego się Trabanta. Żona w panice, drze się, klaksoni, kręci fajerą jak popieprzona. Trabant nie hamuje. Dojeżdżam do czerwonego, muszę hamować! nie ma wyjścia! Ja się zatrzymuję… i nagle trabant też, jak w miejscu! Co się stało? W trabancie pedał sprzęgła jest na tej samej ośce co pedał hamulca. Jak gmerałem przy lince to po założeniu pedałów zapomniałem o takiej pipkowatej zawleczce na ośkę i… spadł pedał hamulca. A trabant zatrzymał się tylko dlatego, że przy panicznych manewrach mojej szanownej małżonki linka wkręciła się w przednie koło i zablokowała je na twardo. Żona zanieczyściła zbroję ze strachu i już się nie zgadza na holowanie moich wynalazków. Ot taka tam przygoda. 100% true story, żadna pasta z internetów.

Trabanta już nie ma. Bo pewnej nocy wesoła młodzież postanowiła zdemolować Trabanta – postawiłem go trochę dalej w miejscu niezawadzającym, bo akurat rozrusznik padł, a ja jak raz byłem bez pieniędzy na remoncik. Więc w trybie ekspresowym auto poszło na złom, bo w aucie bez szyb, stojącym na uboczu, żuleria zrobiła by sobie sralnię.


Opowieść ze #zlomnik przysłana przez czytelnika. Myślałem, że taka gimbomowa to tylko na wykopie... Jakbym z kimś takim na żywo rozmawiał to chyba bym zszedł z zażenowania...

#bekazpodludzi #gimbaza
  • 1