Wpis z mikrobloga

@Epoche: Chrześcijańska idea życia wiecznego zakłada, że tam jest fajniej niż podczas tego ziemskiego bytu, bycia.

olso idea ta zakłada, że albo życie wieczne, albo męki wieczne. Wybierz jedno.

;)
@Epoche: Rozdzielasz bycie i byt, więc Heidegger. On o życiu wiecznym nic nie mówił, bo jako filozof wiedział, że powiedzieć nic nie może. Jak „więzienie bycia” to pewnie jakiś Sartre, on zdaje się możliwości wiecznego życia nie dopuszczał. A jeśli katolicyzm, to w teologii o żadnym byciu ani bycie wprost nic nie ma. Więc o ile pierwsze z ostatnim jak najbardziej idzie pogodzić (unikanie metafizyki), to pan ze środka jest z
@staa: To rozdzielenie to tylko spontaniczny zabieg językowy. Nazwałem to samo na dwa sposoby, nie chodziło mi o Hajdegera. Użyłem #katolicyzm bo chciałem usłyszeć z perspektywy wierzącego w życie wieczne dlaczego chce żyć wiecznie, co widzi w tym dobrego i czy nie widzi w tym jakichś negatywów.
Ja osobiscie uważam/czuję że człowiek jest między młotem i kowadłem, miedzy smutkiem końca, śmiertelności a niekończącym się trwaniem które może być uciążliwe, nudne, smutne,
@Epoche: W katolickiej teologii (ogólnie judeochrześcijańskiej) świat jest od samego początku dobry. Może być niedoskonały – równolegle jest koncepcja grzechu pierworodnego. Na koniec jest jeszcze zbawienie, które jest więcej niż tylko zasejwowaniem istnienia. Nie ma podstawy do obaw o nudę czy uciążliwość.

Z tym młotem i kowadłem nie do końca rozumiem gdzie jest część z młotem (albo z kowadłem, ta druga w każdym razie). Że życie jest uciekaniem przed młotem, a
@Epoche: To wynika z nałogu do życia, w jaki wpada człowiek myślący. Gdy wszystkie myśli stale dotyczą tego co istnieje, nie potrafisz pogodzić się z tym że kiedyś może nastać tego koniec. Dlatego ludzie wierzą, że świadomość będzie trwała wiecznie.
@staa: Młotem i kowadłem nazywam dwie możliwości losu człowieka. Pierwszą jest definitywny koniec. Drugim jest wieczne istnienie. A reinkarnacja jest chyba najpodlejszym i największym egzystencjalnym więzieniem jakie mogę sobie wyobrazić. Powtarzać w nieskończoność trud życia, przetrwania. Po prostu nie widzę by któraś z tych dwóch opcji była "dobra".

Naprawdę uważasz, że obecne życie jest dla Ciebie torturą

Jest pewnym trudem, który oczywiście moża sobie w jakiś drobny sposób osładzać. Jednakże codzień
@Epoche: Przerwa techniczna. W jaki sposób jako maszyna biochemiczna możesz krzywdzić inne zdeterminowane maszyny biochemiczne? I dlaczego to coś złego? Uważasz człowieka za abstrakcyjny podmiot uwięziony w ciele i biernie obserwujący przez nie rzeczywistość?
@Epoche: Twój ostatni komentarz to mniej więcej mój stan świadomości jak czytałem Nietzschego. To był moment kulminacyjny. Zdałem sobie sprawę że żadna postawa filozoficzna nie da mi sensu życia i satysfakcji, bo każda ma sens tylko w obrębie własnych pojęć i założeń. Potem trafił w moje ręce NT, po raz pierwszy zrozumiałem jako tako o co chodzi, no i tak doszło do nawrócenia.

Chodzi mi jednak o to że to co
@staa:

W jaki sposób jako maszyna biochemiczna możesz krzywdzić inne zdeterminowane maszyny biochemiczne?

Tak jak lew robi krzywdę antylopie. Robi bo musi, bo wynika to z jego uwarunkowań biologicznych. to samo człowiek, też ma swoje popędy biologiczne. Do tego dodać należy także kulturę która determinuje nasze zachowania. A po odarciu człowieka woli z tego co musi i jego nawyków, jeszcze pozostają badania że nasz mózg od 6 do 0,5 sekundy wcześniej
odbiegamy za mocno od życia wiecznego

@Epoche: Zależy jak na to spojrzeć. Jeśli „teologicznie”, to może i tak; jeśli jednak spojrzeć przez palce (jeśli trzeba) i włączyć to do filozofii, to mówimy o całościowym podejściu i trudno wyłączać poszczególne wątki. Cały czas nie jest dla mnie jasna Twoja koncepcja człowieka. Może mam ograniczone horyzonty, ale według mnie albo biochemiczna maszyna, całkiem zdeterminowana, albo jednak człowiek z jakąś wolnością czy autonomią do