Wpis z mikrobloga

Zastanawialiście się kiedyś w jakim zawodzie pracują najgorsze gnoje, szuje i oszuści? Pewnie tak i już jestem w stanie sobie wyobrazić o kim myślicie.

Na przykład armia Sebków i innych Matełuszy na pewno zgodnym głosem krzyknie, że policja, że #!$%@?ć psy (zoofile #!$%@?), że HWDP (przez samo H bo krócej), że tylko Bóg ich może sądzić. To ja wam powiem patusy, że od sądzenia to macie niezawisłe sądy, a policja jest od tego, żeby społeczeństwo o IQ wyższym niż własny wiek chronić przed takim marginesem jak wy.

Hurr durr policjanci prowokujo i jak tak bronio to czemu zawsze bioro udział w zamieszkach?


Z tego samego powodu, z którego strażacy biorą #!$%@? udział w pożarach ulungu jeden, weź się lepiej nie wypowiadaj, policja nie jest najgorsza i kropka.

Albo prawnicy, o. Ci to faktycznie są #!$%@?.

Tak, ja rozumiem, że mój klient RZEKOMO zgwałcił i zamordował osiemnaścioro dzieci z przedszkola "Słoneczko", ale przy zatrzymaniu za ciasno mu kajdany założyli, to w sumie jesteśmy kwita i go wypuśćcie


Za piniondze to by wszystkich bronili, nawet Hitlera albo Stalina albo tego debila co wymyślił drzwi obrotowe, które zawsze przycinają ludzi i się blokują jak jest tłok. Nienawidzę takich drzwi bardziej niż mojego byłego kolegi ze studiów Ananiasza, który mnie skompromitował i przez którego wyleciałem, ale to temat na inną opowieść.

No ale jakby nie patrzeć taki prawnik też może być użyteczny dla społeczeństwa tak jak te wszystkie muszki, żuki gnojarze i te paskudy co cię rozkłądają jak umrzesz są potrzebne w ekosystemie. Jak cię będzie ktoś chciał przed niezawisłym sądem wyruchać, to prawnik, za odpowiednią sumę obroni cię przed nabrzmiałym #!$%@? niesprawiedliwości.

Albo politycy. O nich to już naprawdę nie jestem w stanie wymyślić nic dobrego, bo to złodzieje, hipokryci i sprzedawczycy. Politycy są paskudnym rakiem na dupie ludzkości. Jest jednak coś jeszcze gorszego od nich, istny rak na dupie, ale do tego z przerzutami, grupa pozbawiona godności i jakichkolwiek resztek człowieczeństwa. #!$%@? farmaceuci.

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział

Hej Robert, dostaniesz awans, będziesz pracował z najgorszymi mętami


To pomyślałbym, że przeniosą mnie za ladę, dadzą fartuch i każą wydawać ludziom czopki i witaminę C. Nie ma nic, powtarzam, NIC gorszego na tym świecie niż aptekarz.

Pamiętam jeszcze czasy, gdy ufałem tym potworom. Trochę bolała mnie głowa, więc poszedłem do apteki i uprzejmie poprosiłem o tabletki na ból głowy. Pani z okienka uprzejmie podała mi opakowanie tychże tabletek, poprosiła o odpowiednią sumę, ja uprzejmie podałem odliczoną kwotę, podziękowaliśmy sobie wzajemnie, powiedzieliśmy do widzenia i wyszedłem. Głupia szmata, taką miłą udawała, taką kochaną, a życie by mi zniszczyła.

Jak tylko wróciłem do domu, łyknąłem tabletkę. A żeby mieć pewność, że zadziała szybciej, chwilę później połknąłem kolejne trzy. Spodziewałem się natychmiastowej ulgi, ale efekt był, delikatnie mówiąc, daleki od zamierzonego.

Poczułem się jakby wewnątrz mojej pustej łepetyny wybuchła bomba atomowa albo i gorzej. Miałem wrażenie, że czaszka rozpadnie mi się na milion kawałków, jak wazon, którym mama rzuciła w ojca, gdy się dowiedziała, jak się sprawdza historię przeglądania. Przed oczyma ujrzałem blask tysiąca słońc, myślałem, że oczy zapadną mi się wgłąb twarzy. W uszach brzmiał mi paskudny hałas, jakby pijany Szkot z dudami i głucha szczytująca baba jednocześnie. Byłem przekonany, że ze mną już koniec. Byłem jeszcze taki młody i nie chciałem umierać, a już na pewno nie w ten sposób. Gdy spadochron się nie otworzy, to jest dopiero śmierć. Wpaść w tryby kombajnu albo stracić jaja w zębach Laponki, tak ja chciałbym zginąć. Ale nie od #!$%@? pigułki sprzedanej przez jakąś starą raszplę.

Nigdy w życiu nie czułem takiego bólu głowy jak w tamtej chwili. Tylko jedno zdarzenie z dzieciństwa mogło się z nim równać, choć i tak wolałbym przeżyć je ponownie, niż drugi raz wziąć te #!$%@? tabletki.

Miałem jakieś siedem lat, były wakacje i miałem całe dziesięć złotych oszczędności. Były to trochę inne czasy niż teraz i za taką sumkę można było już nieźle zaszaleć, na przykład kupując sto gum kulek, albo dziesięć zestawów czipsy+sok w kartonie. Umówiliśmy się z kolegami, że po południu pójdziemy na colę, bo przecież byliśmy w takim wieku, że jeszcze alkoholu nie tykaliśmy. Na moje nieszczęście tego samego dnia pierwszy raz poznałem smak hazardu. Założyłem się z takim jednym starszakiem, miał z dziewięć lat, o pięć złotych, że nie ma tyle siły, żeby wrzucić pięciozłotówkę na dach. Pewien zwycięstwa dałem mu pieniążek, ale niestety, przeliczyłem się. Kiedy moja moneta wylądowała na szczycie bloku, musiałem honorowo oddać mu drugą pięciozłotówkę i za jednym zamachem pozbyłem się całego swojego majątku.

Sytuacja była dość nieciekawa, zadeklarowałem, że pójdę na tę colę, a przecież bez grosza przy duszy nie da rady nic kupić. Od mamy nie miałem jak wziąć, bo rodzice zawiesili mi klucz na szyi i poszli do roboty. I radź sobie z tym człowieku. Na szczęście wpadłem na genialny pomysł.

W tamtych czasach wakacje mijały mi na lataniu po podwórku, graniu na pegazusie i spaniu, w proporcjach 1:1:1. Grając na mojej wspaniałej konsoli (pegazus master race!) w ulubioną (jedyną) grę Mario, jakby mnie olśniło. Przecież mogę jebnąć głową w sufit i wypadnie moneta! Przecież nie robiliby czegoś takiego w grze, gdyby to nie było prawdą. Dopiero kilka lat później, gdy kupiliśmy sobie większy telewizor, mogłem dostrzec, że tak naprawdę Mario rozwala klocki ręką, ale wtedy było już po ptokach.

Z perspektywy czasu wydawać się to może głupie, ale byłem w końcu tylko dzieckiem i wierzyłem w takie rzeczy. Przez Mario kucałem na każdej studzience kanalizacyjnej, tak że mama myślała, że chcę tam kupę robić i szybko mnie szarpała i biegła ze mną do domu, a także nabawiłem się strachu przed grzybami, których do tej pory nie jestem w stanie przełknąć nie wyobrażając sobie jak mnie zjadają od środka. Dlatego nadal jak ojciec przywozi wiadro z lasu i każe mi obierać, to kiedy nie patrzy, ja je sobie kładę na ziemi i lekko przydeptuję, bo wtedy one już nie są groźne.

W celu zdobycia środków pieniężnych na ławie w dużym pokoju postawiłem taboret, wdrapałem się na niego, ale okazało się, że jeszcze mi trochę brakuje, żeby sięgnąć sufitu. Pobiegłem więc do piwnicy po grzybowe wiadro ojca, zajrzałem, czy na pewno jest puste, postawiłem na taborecie do góry dnem i wlazłem na tak otrzymaną konstrukcję.

Nie powiem, kiedy zaczęło się chwiać, to trochę stracha miałem, ale przypomniałem sobie, że Mario się nie boi nawet jak spada w przepaść, więc to jakoś mi dodało uwagi. Wyciągnąłem rękę, żeby sprawdzić, czy dosięgnę sufitu, dosięgnąłem, co oznaczało, że kiedy się wybiję jak Adam Małysz, to uda mi się w niego uderzyć głową.

Przykucnąłem jak na studzience, potem ze wszystkich sił jakie miałem w nogach wybiłem się i jak nie #!$%@?ę! Matko Bosko Częstochosko, żadnych monet, ale za to widzę jakieś światła przed oczami. W życiu jak wiadomo, co się wzniosło to musi spaść, więc spadam, ale moja konstrukcja już runęła, więc spadam na podłogę, a jako że miałem wyjątkowo dużą głowę, to mnie przeważyła i zleciałem jak lotka od babingtona, łepetyną na dół.

Później straciłem chyba przytomność i musiałem ocknąć się koło siedemnastej, bo mama była już w domu. Myślała chyba, że nie żyję i zaczęła płakać. Jak się okazało, że jednak nie umarłem, to przestała płakać, dała mi pasem na dupę i groziła, że mnie zabije. Kto zrozumie kobiety?

Ponieważ w chwili upadku myślałem o Mario, jakimś sposobem wżarł mi się on w mózg i przez jakiś czas miałem takie ataki, w trakcie których wydawało mi się, że jestem wąsatym hydraulikiem. Na przykład ni stąd ni zowąd zaczynałem nagle #!$%@?ć po włosku, a że nie znałem tego języka to wrzeszczałem losowe słowa. Byliśmy kiedyś całą rodziną na mszy, ksiądz zapodał hasło:

Oto słowo boże


Wszyscy odpowiedzieli cichym pomrukiem, bo nikt nie był pewny czy się mówi "Bogu niech będą dzięki" czy "chwała tobie Chryste", tylko ja wydarłem się na całe gardło:

MAMMA MIA PIZZA GRANDE FILIPPO INZAGHI


Więc w domu oczywiście dostałem na dupę i po chrześcijańsku nastawiłem drugi pośladek. Z czasem jakoś mi to przeszło, ale nadal mam jakieś problemy z głową, myli mi się chronologia zdarzeń i prawda z fikcją, ale przynajmniej mówię tylko po polsku.

Ale wracając do #!$%@? aptekarzy, jak tylko się okazało, że jeszcze nie pora na mnie, chwyciłem pudełko z pozostałymi tabletkami i wściekły pobiegłem do apteki. Farmaceutka powitała mnie ciepłym uśmiechem a ja rzucam jej te dragi na ladę i wrzeszczę

CO TO #!$%@? JEST


Odpowiada mi, że to są, proszę pana, tabletki na ból głowy, tak jak pan prosił. No to ja jej mówię, że #!$%@? są te tabletki, skoro po ich wzięciu głowa mnie #!$%@? jak szalona i chyba się musiała pomylić i mi jakieś gówno dać. Spojrzała na mnie jak na debila i rzecze:

Od tabletek na ból głowy chyba musi boleć głowa, prawda? Jak pan kupi sobie środek na porost włosów, to pan chce żeby włosy rosły, a nie wypadały, prawda? Albo jak pan ogląda "Szansę na sukces", to ci ludzie chcą mieć sukces, a nie brak sukcesu, prawda? W takim razie jak pan kupił tabletki na ból głowy, to niech się pan cieszy, że pana boli głowa, a jak pan chciał żeby przestała boleć, to trzeba było kupić tabletki przeciwko bólowi głowy. Jak pan ma problemy z rozumieniem języka polskiego, to proszę do podstawówki, a nie do mnie.


No myślałem, że mnie #!$%@? strzeli od takiej bezczelności, zwłaszcza jak mnie oskarżyła o nieznajomość polskiego się zdenerwowałem, bo przecież tyle trudu włożyłem, żeby się nie drzeć jak makaroniarz tylko porządny Polak-sarmata. Od tej pory nigdy nic nie kupiłem w aptece i już nigdy nie kupię. Jak mi coś dolega rozrabiam sobie cukier w wodzie i taki syrop wypijam, bo słyszałem, że to się nazywa Placebo i pomaga na wszystko. Nawet prezerwatywy sobie robię sam z palców od gumowych rękawiczek, ale jeszcze nie miałem okazji przetestować.

tldr:


  • 6