Wpis z mikrobloga

tldr; piszę wierszyki i je interpretuje, have fun.

Mirki! Od kilku lat bawię się w pisarstwo. Dokładniej, w jako taką poezje (z mniejszymi lub większymi przerwami). Lubie czytać, lubię pisać i - trochę załamany, trochę zasmucony dzisiejszym podejściem czytelników do wszystkiego co wierszowane, postanowiłem, bo czemu nie, dotrzeć do trochę większego grona. Kto wie, może kogoś zachęcę by sam spróbował. Może któryś z was postanowi samemu coś sklecić. Kto wie! Może spodoba się wam moja „twórczość”, której nigdy nie miałem okazji zaprezentować szerszej publiczności. Nie oszukujmy się, z portali dla amatorskich wierszokletów mało kto korzysta czy w ogóle, czyta. A szkoda. Niegdyś, poetów było zatrzęsienie (nie, żebym sam uważał się za poetę, jestem totalnym amatorem i nigdy nie będę nikim więcej) a dzisiaj, każdy wie jak jest.
Sztuka szybko umiera. Liczą się tylko starzy wyjadacze, dziadki z brodą, posiadający markę nazwiska, którą zyskali lata temu, gdy wiersz był cokolwiek wart. Przyczyna tego zjawiska jest bardzo prosta. Dobrej poezji sprzyjają historyczne przełomy. Dzisiaj, mimo że żyjemy w bardzo ciekawych czasach, to historia toczy się bardzo lokalnie. Mimo światowych mediów, internetu i tak dalej, kryzysy przeżywamy zza ekranu, niekoniecznie utożsamiając się z ludźmi których to po prostu dotyczy. A nic lepiej nie wpływa na morale czy uczucia ludzi, jak dobry wiersz albo piosenka. Może jestem naiwny, może kiedyś tak było a dzisiaj jest zupełnie inaczej i nic tego nie zmieni? Nie wiem. Ale, postanowiłem przeprowadzić mały eksperyment.
Pod tagiem #pieprzonypisze będę wrzucał, co jakiś czas, swój wiersz. Tematyka różna, dużo miłości, dużo niespełnionej miłości, trochę kosmicznie, trochę po prostu, czysto trywialnie – ludzko. PLUS, postaram się pod tekstem zinterpretować poszczególne wersety, które mogą być niezrozumiałe dla czytelnika który mnie po prostu nie zna i nie będzie miał szans ogarnąć o co mi chodzi. Wiersz + coolstory, pewna forma pamiętnika czy spowiedzi. Jeśli nikogo to nie zainteresuje to po prostu zaprzestanę na pierwszym wpisie. Myślę, że warto spróbować, bo gdzie indziej znajdę tak bezpośredni kontakt z czytelnikiem, jeśli nie tutaj? Uwierzcie, w polskim internecie nie ma chyba lepszego miejsca. Albo mnie zjecie żywcem, albo znajdę kilku ciekawskich :)

ps. Z mirko mam do czynienia już kilka dobrych lat. Znam was cumple ;d i wiem, że najpewniej strzelam sobie w stopę!
Do czytania polecam jakiś soundtrack, polecam https://www.youtube.com/watch?v=ZWir6wUkPtw

Miałem #!$%@? wszystko

Blizn całe dłonie, 
pamiętnik bezbłędny błędów i szczęścia 
chwil gdy pod płaszczem ręką ściskałem... 

Auto ojca co nigdy nie gasło, 
gdy w śniegu przybity pędziłem przed siebie. 
Żebrząc wciąż o benzynę 
niepohamowanie. 

Świątynię i zimny kamień pod dupą, 
i drzewa i ptaki i krew na gęstwinie 
gdy szkiełkiem korę świerków strugałem.. 

I ścieżki i drogi i żwir pod paznokciem 
i gwiazdy z prześwietnym Orionem na czele. 
Pamięta, jak szyję łamałem ku górze 
godzinami. 

Zdjęcie w portfelu, wyblakłe, choć młode 
przetarte bo wódkę w ich zdrowie, 
wypiłem i spałem. 
mordą w podłodze. 

Głowę napuchłą i oczy podbite 
miliardy sensu pozbawionych treści. 
Treści bez treści, bez końca jak haczyk 
co rybce naiwnej gardło rozpłatał. 

Rzucony jak kamień co nie umiał latać, 
dotknął już prawie obłoków od cienia 
co go chroniły przed słońca promieniem. 

Marzył od zawsze, lecz spadł zrujnowany 
i rozgniótł go potrzask 
kamienia o kamień. 

To mi zostało. 
a wszystko inne 
przepadłaś.

Nim zacznę – streszczę krótko historię tego wierszyka, by łatwiej było zrozumieć emocje mną targające, w chwili gdy nad nim ślęczałem.

Pierwsza miłość, szczenięca bo nastoletnia – okres, świeżo policealny. Rzuciła mnie, cholera, po raz drugi - zdradziła. Naiwny uwierzyłem, że nie zrobi tego po raz kolejny, a jednak, znalazła młodszego. Wspominam tutaj trzy zmarnowane lata, myśląc jeszcze, że„miałem #!$%@? wszystko”. Jasne, że z czasem się okazało, że miałem całe gówno, bo wyrywane z głowy włosy i nieprzespane noce gdy wychodziła „z koleżankami” to nic innego jak kupa ciepłego kału. Ale jednak przybiło mnie to wszystko i to całkiem mocno. Zakochany byłem jeszcze trzy lata. Mając inne dziewczyny, bardzo często rozklejałem się po pijaku, co dzisiaj uważam za objaw maksymalnego #!$%@?. Miłość na odległość większą niż długość ramienia, jak powiedział jakiś Paulo Coelho, nie ma większego sensu. Jeśli sądzisz inaczej mirku, to #!$%@?.

Pierwsza zwrotka.

- Nie, nie robiłem sobie sznyt na rękach! To raczej wspomnienie tego o czym opowiem później, w kolejnych wersach.
Pamiętnikiem są tutaj po prostu wersety często pisane. Bezbłędny bo jak dla mnie – po prostu zgrabnie ujęte. Pełne moich błędów, które, jak uważałem, popełniałem.
Pod płaszczem ściskałem jej rękę, podczas długich spacerów. Często w temperaturach w których bezdomni umierają, bo nastoletni umysł bał się zaprosić do domu. Umysł mój i jej.

Zwrotka druga.

- Tak. Ford Fiesta, auto które po kilku latach odkupiłem od swojego ojca i do dzisiaj jeżdżę tym małym guwniakiem.
Jako 18 latek nie mogłem liczyć na żadne profity ze strony rodziców, tak więc, gdy postanowiła do mnie wrócić, po pierwszej zdradzie, po bodaj roku przerwy, wybłagałem od ojca auto i parę groszy na wachę. Nawet nie zastanawiałem się czy powinienem jechać. Po prostu, jak ostatni dureń grzałem przez zaspy, licząc, że „o #!$%@? bóg się ulitował”. Przez pewien czas i owszem, tak było.

- Nie będę oszukiwał, że podoba mi się to – niepohamowanie. Zabieg prosty a jakże wymowny!

Zwrotka trzecia

- No cóż. Jako mały spierdoks mieszkający na #!$%@?, nie miałem wielkich możliwości jeśli chodzi o kombinowanie miejscówek na randki. Jakieś 150 metrów, od mojego rodzinnego domu, rozrastał się świerkowy las. Do którego prowadziła polna, cholernie sentymentalna dla mnie, ścieżka . A na samym progu lasu, zaraz po prawej stronie, leżał ogromny głaz którego, jak myślałem, przyniosły starożytne lodowce. Leżał tak tysiące lat pomiędzy trzema świerkami. Był całkiem miło wyżłobiony. Robił za naszą ławkę, na której, pierwszy raz ją pocałowałem. Gdy mnie zostawiła, jeszcze będąc na studiach, chodziłem tam, siadałem i po prostu trwałem. To była moja świątynia dumania.
„i drzewa i ptaki i krew na gęstwinie” - pewnego razu przygotowałem tam randkę. Kocyk, zaraz obok głazu, wino, śpiewające ptaki. W pewnej chwili wpadłem na pomysł by oznaczyć to miejsce. Przynajmniej na kilka lat. Więc zbiłem pustą butelkę i wydziobałem na pobliskim świerku nasze inicjały, przy okazji haratając się po rękach. Taką byłem sierotą. (posprzątałem po wszystkim)

- Nasze spotkania ogólnie polegały na bardzo długich spacerach. Gdy z nią zaczynałem, mając chyba 16 lat spacery były codziennością. Jako 16 latek, ciężko mi było o coś bardziej skomplikowanego. Ścieżki żwirowe, na obrzeżach, gdzie nikt nas nie widział.

- Orion którego wypatrywałem. Jako zakochany kluch pomagałem jej w zadaniach domowych z fizyki. Któregoś razu miała prowadzić obserwacje Konstelacji Oriona. W Warszawie, w której się uczyła, ciężko o dobrą widoczność gwiazd. A moje #!$%@? to prawdziwy disnyland wśród parków nocnego nieba. Prowadziłem te notatki bodajże przez dwa tygodnie. Oczywiście jesienią albo zimą, gdy Orion króluje. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kiedyś zakocham się w gwiazdach i kosmosie.
- Po tym, gdy zdradziła po raz drugi (pierwszy raz z żółtkiem, mistrzem polski #!$%@? tańca towarzyskiego, po raz drugi z kucem, fanem Gunsów, młodszym ode mnie, bardzo). Jej zdjęcie w swoim portfelu nosiłem dość długo. Gdy piłem ze swoimi znajomymi, moim najczęstszym toastem było – „wypijmy za niespełnioną miłość!” i tak piłem do jej zdjęcia. Szybko je zniszczyłem. I jasne, że kilka razy sponiewierałem się aż nadto. (właśnie zdałem sobie sprawę że o zaczyna coraz bardziej brzmieć jak pasta)

Zwrotka czwarta

- Tutaj następuje część, w której w jakiś sposób zdaję sobie sprawę z tego w jak gęste mentalne gówno brnę w swoim żalu. Miliony sensu pozbawionych treści, wśród gorzałki wypitej z żalu. Nie popadłem w żaden alkoholizm. Po prostu, gdy pojawiała się okazja, by wypić ze znajomym, raz na jakiś czas, nie potrafiłem się z tego cieszyć. Miast czerpać z tego jakąś alkoholową przyjemność, w pewnej chwili moją głowę wypełniała masa sprzecznych myśli, które mogłem tylko zapić. Naiwnie, jasne. I tak chwytałem się tych melancholii jak ta naiwna rybka. A Później cierpiałem.

Część ostatnia

- Miłość uskrzydla, tym bardziej umysły które nigdy wcześniej jej nie posmakowały. Nie oszukujmy się. Czułem się lepszy. Miałem powód ku samodoskonaleniu, chciałem imponować bym nigdy się po prostu nie znudził. Ikar #!$%@?. Wznosiłem się na wyżyny – w swoich uczuciach i ambicjach. Ale życie szybko zweryfikowało moje mrzonki. Dostałem „pałą przez łeb”. Upadłem niżej niż kiedykolwiek byłem. I chyba już nigdy nie wyszedłem ze swojego #!$%@?.

Dzisiaj patrzę na to wszystko z lekkim przymrużeniem oka. Od czasów Kamili, byłem w związku dwa razy. Pierwszy był totalnym niewypałem. Drugi – był prawdziwym szczęściem, które dawało mi poczucie jakiejś prawdziwości, nie tworzył miłości tak romantycznej jak widziałem ją wcześniej. Chciałem, na ile tylko potrafię, stworzyć go – możliwym w normalnym życiu. Skończył się i tak, dokładnie wczoraj.

#tworczoscwlasna #coolstory
  • 2